Nowy kodeks pracy może zabrać Polakom długie weekendy – a to tylko wierzchołek góry lodowej

Gorące tematy Praca Dołącz do dyskusji (431)
Nowy kodeks pracy może zabrać Polakom długie weekendy – a to tylko wierzchołek góry lodowej

Projekt nowelizacji kodeksu pracy nie raz gościł na naszych łamach. Komisja Kodyfikacyjna Prawa Pracy zatroszczyła się, żebyśmy mieli o czym pisać. Coraz to nowe pomysły tego gremium na uszczęśliwienie Polaków na siłę co rusz wręcz mroziły krew w żyłach – a przynajmniej wzbudzały sporą konsternację.

Konieczność odrabiania przerw na papierosa, zakaz dorabiania, zakaz robienia remontów w czasie urlopu, przesadnie rozbudowany zakaz konkurencji, likwidacja umów cywilno-prawnych bez stworzenia sensownej alternatywy. Przykłady można by mnożyć bez końca. Kiedy zdawało się, że niczym więcej szacowna komisja nas nie zaskoczy, zaraz pojawiała się kolejna, delikatnie mówiąc, kontrowersyjna propozycja. Doskonałym źródłem informacji o tym, jak fatalne zmiany w prawie się nam szykują jest wiceprzewodnicząca komisji, prof. Monika Gładoch. Trzeba zaznaczyć, że właściwie większość tego, co wiemy o merytorycznym aspekcie pracy Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Pracy pochodzi z udzielanych przez nią wywiadów.

Nowy kodeks pracy sprawi, że to szef zdecyduje, kiedy będziesz mógł wziąć wolne

Nie inaczej jest i tym razem. Choć prace komisji zakończyły się w środę, to już następnego dnia w wywiadzie dla money.pl wiceprzewodnicząca komisji podała przykład kolejnego rozwiązania, które z pewnością stanie się utrapieniem dla pracowników. Chodzi o likwidację możliwości swobodnego planowania przez nich urlopów. Projekt nowego kodeksu zakłada, że 26 dni urlopu ma przysługiwać wszystkim, bez względu na staż pracy i wykształcenie. Haczyk tkwi w tym, że o tym w jaki sposób ma on zostać wykorzystany, decydujący głos ma mieć pracodawca. Oraz, oczywiście, przepisy nowego kodeksu pracy. Jeśli nie uda nam się dogadać z szefem, co do urlopu, to ten nam wyznaczy, kiedy mamy z niego skorzystać. Łatwo się domyślić, że nie każdy pracodawca będzie chciał się oglądać na potrzeby pracownika, jeśli nie będzie musiał.

By móc w ogóle podzielić urlop, pracownik będzie musiał mieć przynajmniej 14 dni do wykorzystania. Jeśli komuś zostało w danym momencie 13 dni, to będzie musiał wykorzystać je w całości. Takie rozwiązanie może oznaczać koniec tzw. „długich weekendów”. W przypadku okolic Bożego Ciała, świąt Bożego Narodzenia lub świąt pierwszego i trzeciego maja wystarczyło do tej pory wziąć kilka dni wolnego, żeby zapewnić sobie czasem nawet i przeszło tygodniowy urlop. Biorąc pod uwagę, że Polacy generalnie bardzo sobie taką możliwość cenią, nie spodziewałbym się pozytywnego odbioru takiej regulacji w społeczeństwie. Co w przypadku, w którym przysługującego nam w danym roku urlopu nie wykorzystamy? Po prostu przepadnie.

Ministerstwo potrzebuje aż miesiąca na zapoznanie się z całym projektem

Co na to rząd? Minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbieta Rafalska w piątek stwierdziła, że resort będzie potrzebował około miesiąca na zapoznanie się z treścią projektu. Pani minister chce „odpowiedzialnie spojrzeć na dorobek intelektualny członków Komisji”. Kolejnym krokiem ma być konsultacja z pozostałymi ministrami oraz uzyskanie zgody na dalsze postępowanie. Dopiero wówczas ma się wyklarować, które pomysły będą stanowić podstawę faktycznego projektu nowego kodeksu pracy. Jednocześnie minister wyraziła ubolewanie nad faktem, że niektóre elementy projektu były wyciągane na światło dzienne. Stwierdziła również, że nie służy to ani poważnej debacie, ani sprawiedliwej ocenie wyników prac komisji.

Przyjrzyjmy się w takim razie temu, co wiemy o ogólnych założeniach dzieła Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Pracy. Obecny kodeks zawiera niewiele ponad trzysta artykułów. Projekt składa się z dwóch odrębnych kodeksów. Indywidualny kodeks pracy, regulujący stosunki między pracownikiem a pracodawcą, zawierać ma przeszło 550 artykułów. Zbiorowy kodeks pracy, który regulować ma kwestię reprezentacji pracowników w przedsiębiorstwie, będzie niewiele miej obszerny – bo liczyć ma ponad 460 artykułów. Nic dziwnego, że resort pracy potrzebuje aż miesiąca na zapoznanie się z projektem. Sama objętość tych projektów wskazuje na to, że będziemy mieli do czynienia z regulacją wręcz kazuistyczną. Te poszczególne pomysły, które dotychczas ujrzały światło dzienne, jedynie rozwiewają złudzenia co do tego, że może nie będzie tak źle.

Nowy kodeks pracy zapowiada się naprawdę fatalnie – czy będzie w ogóle zgodny z Konstytucją?

Projekt autorstwa Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Pracy jawi się jako ustawa wywracająca do góry nogami stosunki między pracodawcą a pracownikiem. Obecny kodeks pracy, w założeniach, reguluje relacje pomiędzy stronami stosunku pracy jedynie w zakresie niezbędnym do utrzymania równowagi między nimi. Ustanawia pewne minimum, poza którym to pracodawca i pracownicy kształtują swoje uprawnienia i obowiązki względem siebie nawzajem. Nowe kodeksy przypominać będą bardziej prawo administracyjne. W tym co nie jest wyraźnie dozwolone przez prawo jest zabronione. To państwo ma dokładnie ustalać, co będzie komu wolno, a czego nie.

Nie powinno specjalnie dziwić, że takie założenia projektu stoją w sprzeczności z zapisami Konstytucji. Mowa tu o art. 65 ust. 1 ustawy zasadniczej, który zapewnia każdemu wolność wyboru i wykonywania zawodu oraz wyboru miejsca pracy. W tym momencie warto przypomnieć pomysły dotyczące faktycznego zakazu dorabiania do etatu. Także zasada swobody działalności gospodarczej nie wydaje się być wielką wartością dla autorów projektu. Tymczasem konstytucja pozwala na jej ograniczenie w drodze ustawy, owszem, ale takie ograniczenia nie mogą naruszać istoty ustanowionych praw i wolności.

Warto również zwrócić uwagę na język, jakim posługują się projekty. Pojęcie „zakład pracy” kojarzy się wyraźnie z poprzednim ustrojem gospodarczym. W obecnym kodeksie termin ten występuje raptem jeden raz. Rozwlekłość projektów oraz szczegółowość regulacji w połączeniu ze wszystkimi dotychczasowymi kontrowersjami dotyczącymi poszczególnych ich elementów pozwalają przypuszczać, że może być bardzo łatwo o problemy w ich interpretacji. To z kolei znacząco utrudnia stosowanie takiego prawa. Nie wspominając o tym, że nowoczesny kodeks pracy powinien być możliwie jak najbardziej zrozumiały i czytelny. Aż dziwne, że w XXI wieku komuś jeszcze wydaje się, że kazuistyczne podejście do tworzenie prawa jest czymś dobrym.

Prace nad projektem zakończono, kontrowersje zostały i ciągle ich przybywa

Nie ma co się dziwić prof. Monice Gładoch, że nie popiera dzieła komisji, której była wiceprzewodniczącą. Wszystko, co dzięki niej wiemy o projekcie, pozwala przypuszczać, że będziemy mieć do czynienia z prawem bardzo złym. Resort pracy niespecjalnie się przy tym garnie do rozwiania wątpliwości – nie wydaje się, żeby efekt pracy Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Pracy został szybko opublikowany. Pozostaje mieć nadzieję, że rządzący faktycznie obiektywnie spojrzą na projekt – i natychmiast wyrzucą go do kosza.

Polacy mają prawo oczekiwać takiego kodeksu pracy, który będzie przystawał do rzeczywistości współczesnej gospodarki zamiast cofać nas kilkadziesiąt lat do tyłu. Nie potrzebują przepisów, które będą skrupulatnie i szczegółowo regulować każdy najmniejszy drobiazg. Prawo pracy wymaga utrzymania równowagi między pracownikiem a pracodawcą. Tą zaburzyło przyzwolenie na nazbyt swobodne stosowanie umów cywilnoprawnych w zastępstwie stosunku pracy. Właśnie to sprawiło, że na początku fakt tworzenia projektu nowego kodeksu pracy witany był wręcz z entuzjazmem. Jakże szkoda, że cały ten potencjał najwyraźniej zupełnie zmarnowano.