Na mojej ulubionej lewicy nie brakuje w zasadzie dnia, w którym nie udałoby się stworzyć nowego, idiotycznego problemu. Z perspektywy medium, które potem się do tych problemów odnosi – marzenie.
Cały czas jednak martwi mnie, że kiedyś, na skutek rosnącej niechęci do prawicy, z którą chyba błędnie identyfikowane jest Prawo i Sprawiedliwość, ludzie tacy jak Adrian Zandberg, Jan Śpiewak czy Anna-Maria Żukowska będą kształtowali polskie prawo czy, co gorsza, polskie standardy moralne.
Są to standardy, z którymi czasami się zgadzam, w zdecydowanej większości jednak nie, bo i trudno znaleźć zrozumienie dla postaw lewicowych polityków. Tym razem zaczęło się od tego, że grupka nastoletnich chłopców zaczęła szukać pracy dorywczej, by podreperować (swój?) domowy budżet. Rozumiem to doskonale, bo przecież budżet młodego człowieka ograniczony jest dobrą wolą członków rodziny, a ta dobra wola nie zawsze nadąża za postępem technologicznym czy trendami modowymi.
No i Adrian Zandberg, jak na standardy lewicy polityk jeszcze wyjątkowo nieszalony, ale ideologicznie zagubiony, eksplodował.
Szanowna Pani Redaktor, praca dzieci jest zakazana. Kodeks zabrania, by rocznikowy 14-latek targał paczki w magazynie. Czy naprawdę chcemy normalizować pracę dzieci? Ich obowiązek to nauka. A nasz, dorosłych – zapewnić im warunki do nauki, a nie wysyłać do fabryk, jak w XIX w. https://t.co/PFAPF2dVMC
— Adrian Zandberg (@ZandbergRAZEM) April 9, 2021
Zandberg zrobił to, w czym z uporem maniaka lubuje się niemal każdy lewicowiec: czyli z wartościowego zwyczaju, zjawiska zrobił obraz patologii, którą oczywiście najlepiej by było w pełni zdelegalizować i zwalczać. Wzbudziło to spore oburzenie internautów, którzy teraz dzielą się w mediach społecznościowych historiami o tym jak zaczęli wykonywać pracę zarobkową nawet już w podstawówce, że świetnie to wspominają, wiele ich to nauczyło i nie widzą w tym niczego zdrożnego.
W kontrze są oczywiście środowiska lewicowe oraz politycy lewicy, którzy przebąkują coś o plantacjach, chińskich fabrykach i skradzionym dzieciństwie. Tu akurat jako przykład przytoczę panią Maję Staśko, która nawet jak na standardy lewicy nie odznacza się tendencją do jakiej przesadnie pogłębionej analizy rzeczywistości, natomiast trafnie oddaje panującego tam ducha i naturę intelektualnych rozważań.
Przestańcie udawać, że zapierdalanie od urodzenia po kilkanaście godzin dziennie jest dobre. To promocja niezdrowego trybu życia. Gorsza niż fast foody.
— Maja Staśko (@majakstasko) April 10, 2021
W mojej ocenie lewica oczywiście nie ma racji
Grupa 14-letnich chłopców szukała pracy dorywczej, która generalnie nie wykraczała poza ich możliwości fizyczne czy intelektualne. Już z natury samego ogłoszenia wynikało, że chłopcy są świadomi swoich ograniczeń, m.in. także czasowych, a nowe obowiązki będą miały charakter dorywczy. Nie ma sensu angażowanie do tej dyskusji kodeksu pracy, ponieważ taka praca oczywiście miałaby stosunek – cóż – niesformalizowany, ale przecież nawet sam kodeks w szczególnych warunkach przewiduje pracę wykonywaną przez osoby poniżej 16. roku życia. Jasne, ja też uważam, że akurat z dźwiganiem 25 kilogramów jest trochę przesady, ale przecież to tylko przykład w palecie, na którą składa się mycie okien, malowanie płotów, koszenie trawników, trzepanie dywanów, reinstalacja Windowsa itd.
Lewica na komputerach skręcanych przez przymusowo pracujących siedmiolatków użala się nad tym, że chłopcy dobrowolnie chcą podreperować swój budżet. Nikt ich do tego nie zmusza, nikt nie wykorzystuje, a sama aktywność zdecydowanie nie wykracza poza „zdroworozsądkowe” ramy i nie będzie się różniła od tego, co już i tak zapewne wykonują nieodpłatnie na rzecz rodziców w ramach domowych obowiązków.
Praca daje poczucie własnej wartości
Co więcej, podzielam pogląd większości oburzonych takim stawianiem sprawy. Praca od jak najwcześniejszego wieku, jeżeli ma tak niegroźny charakter, jest przede wszystkim zbiorem korzyści dla młodego człowieka – uczy szacunku do pracy, szacunku do pieniądza i wreszcie – szacunku do samego siebie. Dziwi mnie, że z jednej strony – słusznie – lewica alarmuje, że lockdownowa rzeczywistość wpędza w młodych w depresję, by następnie odmawiać im kontaktu z prawdziwym światem na szczeblu chociażby (póki co juniorsko, amatorsko) zawodowym.
Tylko środowiska, dla których praca jest złem koniecznym mogły wpaść na coś takiego, by takie ambicje oprotestowywać. Dlatego osoby o sympatiach lewicowych regularnie nie rozumieją, że to właśnie praca jest wartością, a nie oczekiwanie, że komuś innemu zabierze się pieniądze, zamiast zabrać je bogatszym i rozdać za sam fakt, że ktoś wstaje rano z łóżka i żyje w naszym kraju. Jest to o tyle zabawne, że kiedyś lewica była ruchem ludzi pracy, a dziś jest ruchem ludzi migających się od pracy za wszelką cenę.
Chłopcy z ogłoszenia są bohaterami na miarę swojego pokolenia i jestem przekonany, że w przyszłości będą odnosili sukcesy, a wskazywanych błędów systemowych i nierówności, na które tak często lewica się powołuje, nawet nie będą dostrzegali. Ale to nie z ich ułomności będzie ta niewrażliwość wynikała.