Wyrok w sprawie Svensson, który znalazł potwierdzenie w kilku pomniejszych wyrokach TSUE (np. BestWater) wprowadzał pewnego rodzaju zgniły kompromis jeśli chodzi o linkowanie, generalnie bardzo, bardzo poważnie ograniczając odpowiedzialność linkujących. Dla niewtajemniczonych linkowaniem nazywamy coś takiego, czyli podawanie adresu innej strony internetowej (i nie tylko) w taki sposób, by możliwe było bezpośrednie jego kliknięcie.
Dzisiejsze orzeczenie w sprawie C-160/15 - GS Media/Sanoma Media Netherlands BV, Playboy Enterprises International Inc., Britt Geertruida Dekker może sprawić, że każdy serwis internetowy kilka razy zastanowi się, zanim opublikuje w treści swojego na przykład artykułu link do innej witryny. Trybunał rozszerzył bowiem dotychczasową opinię na temat pojęcia publicznego udostępniania utworów w drodze linkowania i tym samym czasem, linkując, możemy stać się piratami, a czasem nie.
Jeżeli zatem linkujemy do pirackich treści (sprawa akurat dotyczyła zdjęć, ale na przykład do pirackiej piosenki wgranej na YouTube) to generalnie nasza odpowiedzialność będzie zależeć od tego czy zdawaliśmy sobie sprawę z ich nielegalnego charakteru, czy też nie. Przy czym w bardzo dużej mierze zależy to od tego, czy do udostępnienia doszło w związku z wykonywaną przez nas działalnością zarobkową. Orzeczenie wprowadza bowiem domniemanie, że jeżeli linkowania dokonuje profesjonalny podmiot, to powinien się on domyślać takich rzeczy i zdawać sobie sprawę z tego, kiedy adresatem linku są pirackie treści. W rezultacie jest on odpowiedzialny za naruszenie praw autorskich.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 20,77%
To oczywiście w pewnym sensie dobry wyrok. Jest swego rodzaju świśnięciem topora w sprawie stron takich jak Kinomaniak, iitv.info, scs.pl (które, jak się domyślacie, i tak są od dłuższego czasu z powodzeniem zamykane) żyjących z tego, że niby nieświadomie linkowały (w sposób osadzający) do filmów, które ktoś wgrał na zewnętrzne playery. Takich przykładów można podać dużo więcej.
Z drugiej strony nie zdziwi mnie, jeśli profesjonaliści, a więc wydawcy mediów, w kontekście takiego orzeczenia, kilkunastokrotnie zastanowią się czy mają ochotę linkować, np. do źródła swojej informacji. Wszak nie są w stanie ocenić, a takie ryzyko istnieje, że źródło korzysta na przykład z nielicencjonowanych zdjęć. Już oczyma wyobraźni widzę jak wezwaniami do zapłaty zasypuje nas jakiś Lex Superior, bo przykładowo osiem miesięcy temu linkowaliśmy do artykułu, w którym nie został prawidłowo podpisany autor obrazka.
Oczywiście jest to skrajnie defetystyczna wersja rozwoju wypadków, ponieważ takie domniemanie (iż mogliśmy się z łatwością dowiedzieć o bezprawnym charakterze linkowanych treści) zapewne uda się naszym prawnikom obalić. Ale wiecie jak jest - czas to pieniądz, a szewc bez butów chodzi.
Po dzisiejszym orzeczeniu istnieje coraz mniej wątpliwości co do prawnego statusu linkowania, ale też wątpliwości te były... pożądane. TSUE mógł dziś wyrządzić więcej szkody, niż pożytku.