O tym, że w Polsce rodzi się coraz mniej dzieci wiadomo od dawna. Sytuacji nie zmieniły żadne szumnie wprowadzane programy socjalne i ulgi dla rodziców. Okazuje się, że w ubiegłym roku wskaźnik urodzeń TFR w naszym kraju wyniósł jedynie 1,11. To najgorszy wynik w całej Europie.
Nie jest dobrze – i to delikatnie mówiąc
Na narastający problem zwrócił niedawno uwagę ekspert Polskiego Instytutu Ekonomicznego Andrzej Kubisiak:
Można wnioskować, że Polska w 2024 r. miała wskaźnik urodzeń (TFR) na poziomie 1,11, co daje nam najniższy poziom w Europie. To także 3. najniższy wynik wśród krajów OECD, za nami jedynie Chile i Korea.
Dane są co najmniej alarmujące, ale tendencję spadkową, jeśli mowa o wskaźniku urodzeń, widać od dawna. W roku 2023 wynosił on w Polsce 1,16, a rok wcześniej 1,28. Nie pomogły tutaj żadne programy np. 800 plus czy tzw. babciowe.
Polaków jest coraz mniej
W ubiegłym roku w naszym kraju narodziło się najmniej dzieci od drugiej wojny światowej – 252 tysiące. Eksperci nie przewidywali tego w najczarniejszych scenariuszach. Szacowali, że w 2024 roku urodzi się 301 tysięcy dzieci i to bez żadnych programów socjalnych. Niska dzietność Polek to problem, który można jednak zaobserwować już od połowy lat 90. XX wieku. To wtedy wskaźnik dzietności spadł poniżej 1,5.
Główny Urząd Statystyczny już jakiś czas temu przygotował prognozę demograficzną dla Polski do roku 2060. W optymistycznym wariancie będzie nas wówczas około 35 milionów, a w najgorszym mniej niż 27 milionów. Dla porównania dzisiaj nasz kraj zamieszkuje około 37,5 mln Polaków.
Raczej niewiele da się z tym problemem zrobić
Idealnym rozwiązaniem byłoby oczywiście podbicie dzietności do poziomu zastępowalności pokoleń. Gwarantuje to współczynnik dzietności 2,1. Wtedy społeczeństwo nie kurczy się i nie rośnie. Jego liczebność jest stała. Na to szanse są jednak niewielkie.
Z problemem niskiej dzietności zmaga się obecnie wiele krajów. W Europie żaden kraj nie odzyskał na trwale wysokiego wskaźnika urodzeń, gdy doszło do jego wcześniejszego spadku. Na naszym kontynencie już od lat 50. rodzi się coraz mniej dzieci.
Jedyną iskierką nadziei wydaje się być sytuacja na Węgrzech i w Czechach. Węgrom udało się podbić współczynnik dzietności z 1,35 (2013) do 1,61 (2021). Wykorzystano do tego różne zachęty ekonomiczne. Kobiety posiadające minimum czworo dzieci do końca życia nie muszą płacić podatku dochodowego. Rodziny z dziećmi mogą też liczyć np. na świadczenia pieniężne przeznaczone na zakup pierwszego mieszkania. To jednak państwo sporo kosztuje. Węgry wydają na politykę prorodzinną około 5% swojego PKB.
W Czechach z kolei udało się uzyskać współczynnik dzietności na poziomie 1,83 (2021). Duża w tym zasługa wysokich i elastycznych zasiłków rodzicielskich. Czechy postawiły też na finansowanie metody in vitro.
Spadająca dzietność to jeden z największych wyzwań demograficznych, przed którymi stoi Polska. Pomimo różnych programów prorodzinnych, liczba urodzeń wciąż maleje, a eksperci nie mają złudzeń – bez skutecznych działań problem będzie się pogłębiał. Czy znajdziemy sposób na odwrócenie tego trendu?