W końcu wiemy, jak ma wyglądać ustawa zakazująca patostreamów. Do Sejmu wniesiono zapowiadany od jakiegoś czasu projekt. Nie było jasne, jakie konkretnie brzmienie będą miały nowe przepisy. Teraz już wiemy, a regulacje są tak szerokie, że mogą doprowadzić do delegalizacji polskich YouTuberów.
Ustawa zakazująca patostreamów
Problem patostreamów jest dosyć nowy, a przy tym często niezrozumiały – także dla polityków. Co jakiś czas do tzw. mainstreamu przebijają się doniesienia o najbardziej patologicznych YouTuberach. Z tymi doniesieniami niemal zawsze związane są apele o zmiany prawne, które będą w stanie chronić dzieci. Sam patostreaming jest generalnie skutecznie „wycinany” przez same największe platformy.
Wiele z nich funkcjonuje w oparciu o regulaminy, które bywają – główne przez środowiska prawicowe – określane jako współczesna cenzura, a takie nazwiska/ksywy, jak Daniel Magical, Rafonix, Rafatus, czy też nawet TheNitroZyniak – nie mogą pojawić się choćby gościnnie na materiałach opublikowanych np. na YouTube. Ci, którzy mają już swoją widownię, są jednak w stanie korzystać z alternatywnych platform. Twórców zesłanych na wieczną banicję „przejmuje” obecnie np. TikTok, który faktycznie popularny jest wśród najmłodszych.
Walka z patostreamingiem jest więc oddolna, ale z grubsza skuteczna. Jak to jednak w środowisku rządzących bywa, konkretne zdarzenie – znęcanie się nad dzieckiem przez raczej nieznanych „twórców” – przelało czarę goryczy i skłoniło środowisko do walki z patostreamingiem. Oczywiście w sposób, który to właśnie środowisko lubi najbardziej.
Czyli poprzez prawo karne, absurdalnie wysoką karę, a także niezbyt zręcznie zredagowane przepisy. Sam projekt (który formalnie został złożony przez posłów PiS) dostępny jest pod tym adresem.
W jaki sposób rządzący chcą walczyć z patostreamerami?
Projekt zakłada dodanie do Kodeksu karnego dodatkowego przepisu, art. 255b, który miałby brzmieć
§ 1. Kto za pośrednictwem sieci teleinformatycznej, poprzez transmisję obrazu lub dźwięku albo udostępnienie zapisu obrazu lub dźwięku, rozpowszechnia treści przedstawiające popełnienie czynu zabronionego:
- zagrożonego karą pozbawienia wolności, której górna granica wynosi co najmniej 5 lat, jako umyślne przestępstwo przeciwko życiu lub zdrowiu, wolności, wolności seksualnej, obyczajności, rodzinie i opiece lub popełnione z użyciem przemocy;
- polegającego na znęcaniu się nad zwierzęciem lub zabiciu zwierzęcia, określonym w art. 35 ustawy z dnia 21 sierpnia 1997 r. o ochronie zwierząt (Dz. U. z 2022 r. poz. 572 i 2375);
- stanowiącego naruszenie nietykalności cielesnej, w sposób prowadzący do poniżenia lub upokorzenia innej osoby,
podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.
Z kolei § 2 propozycji stanowi, że
Tej samej karze podlega, kto w sposób określony w § 1 rozpowszechnia treści przedstawiające, jako czyn rzeczywiście popełniony, pozorowane popełnienie czynu zabronionego wskazanego w § 1 pkt 1-3.
Jak określa § 3, działanie w celu osiągnięcia korzyści majątkowej (czyli np. włączone tzw. donate), podlega karze pozbawienia wolności od roku do 10 lat. W § 4 wyłączona jest karalność osób, które rozpowszechniają takie treści, a nie są sprawcami. Chodzi o osoby, które patologiczne treści udostępniają dalej, np. w celu nagłośnienia problemu.
W obliczu takiego brzmienia przepisów, z YouTube’a zniknąć mogą wszelkiego rodzaju szeroko rozumiane patostreamy, ale także pranki, eksperymenty społeczne (choć to akurat dobrze), ale również kanały commentary czy też shoterskie. Regulacje są bardzo „mętne” – i trudno w zasadzie określić, czym w rozumieniu proponowanych przepisów patostreaming w zasadzie jest.