Wiele wskazuje na to, że Donald Trump będzie kolejną polityczną ofiarą koronawirusa. Jednak w tym roku batalia będzie pewnie długa i ostra – i może potrwać jeszcze długo po zakończeniu nocy wyborczej. Wybory w USA nieraz nas zresztą zaskakiwały – a jak będzie tym razem? Oto najważniejsze, co trzeba wiedzieć.
Jedno jest pewne – Donald Trump przejdzie do historii. Wielokrotny rozwodnik, który zarządzał państwem głównie przez Twittera, właściwie codziennie szokował cały świat. Na przykład gdy publicznie wyśmiewał noszenie maseczek – a potem sam złapał koronawirusa. Czy Trump, jako prezydent, będzie szokował dalej? Czy jednak mocarstwem zarządzał będzie 77-letni Demokrata Joe Biden? Oto co trzeba wiedzieć o wyborach w USA.
Wybory w USA 2020. Kto wygrywa w sondażach?
Zdecydowanie Joe Biden. Niezależnie, czy sondaż przeprowadza nienawidzona przez Trumpa telewizja CNN, czy ultrakonserwatywna Fox News, sondaże, mówiąc eufemistycznie, nie są korzystne dla urzędującego prezydenta. Większość sondaży daje kandydatowi Demokratów nawet 10 proc. przewagi.
Czy sondaży nie warto wyrzucić na śmietnik?
Doskonałe pytanie. W ostatnich wyborach sondaże wskazywały na zwycięstwo Hillary Clinton – również w tych sondażach dotyczących konkretnych stanów, a nie tylko całego kraju. Tym razem sytuacja jest podobna – właściwie cała polityczno-medialna Ameryka zakłada dotkliwą porażkę Trumpa. Czy jednak rzeczywistość może ją znów zaskoczyć? Główne firmy sondażowe zapewniają, że wyciągnęły wnioski z sytuacji sprzed czterech lat. I biorą pod uwagę te czynniki, których nie wzięły cztery lata temu. Na przykład poprzez zwiększenie marginesu błędu.
To będzie więc nie tylko decydująca noc dla amerykańskiej polityki, ale i dla amerykańskich sondażowni. Jeśli znów ich prognozy okażą się nietrafione, to pewnie rynek sondaży politycznych czeka już prawdziwe trzęsienie ziemi.
Kto zdecyduje?
W Stanach nie decydują bezpośrednio sami obywatele USA, ale elektorzy. 3 listopada zatem Amerykanie wybierają skład Kolegium Elektorskiego, a ono wybierze ostatecznie prezydenta w połowie grudnia. Oczywiście im większy stan, tym więcej ma elektorów. Kalifornia ma ich 55, ale Idaho już tylko 4.
Nie jest więc tak, że zwycięzca głosowania wygrywa. W 2016 r. w końcu więcej głosów padło na Hillary Clinton, ale ostatecznie prezydentem został Trump.
Wybory w USA. Co to są swing states, czyli stany niezdecydowane? Czy naprawdę o nie toczy się walka?
Stara prawda o amerykańskiej polityce brzmi, że prezydencka walka toczy się o swing states. No bo niby zawsze wiadomo, że Kalifornia poprze Demokratę, a Teksas – Republikanina.
A w amerykańskim systemie zwycięzca w każdym stanie bierze wszystkie głosy elektorskie. Żaden Republikanin więc nie będzie walczył jakoś specjalnie ostro o głosy w Kalifornii, bo wiadomo, że i tak tam Republikanie są bez szans. Niby więc walka trwa o stany niezdecydowane – które raz popierają Demokratów, a raz – Republikaninów. Za takie swing states tradycyjnie uważa się na przykład Florydę, Ohio czy Pensylwanię.
Ale…
Te wybory są jednak inne. Po pierwsze, polityka się tak sprofesjonalizowała, że sztaby budują już nie tyle modele sondażowe dla samych stanów, a wręcz dla poszczególnych hrabstw (można to porównać z powiatami, choć to trochę naciągane porównanie). Nierzadko o tym, jak się zachowa swingujący stan, decyduje kilka hrabstw. I na te hrabstwa właśnie sztaby rzucają w tym roku największe siły.
Poza tym demografia i preferencje w poszczególnych stanach się ciągle zmieniają. Kilka akapitów wcześniej pisaliśmy, że Republikanie uznają Teksas za swoje terytorium. Cóż, w tym roku może być niespodzianka. Teksas się zmienia, jest tam na przykład coraz więcej Latynosów. Według obecnych sondaży przewaga Trumpa nad Bidenem jest tam minimalna, więc może się okazać, że i Teksas stanie się demokratyczny.
Czy wygra ten, kto wygra?
Jak już pisaliśmy, niekoniecznie wygra ten, kto wygra głosowanie. Ale czy wygra ten, kto zdobędzie najwięcej głosów elektorskich? I to nie jest pewne.
Trump już wielokrotnie dawał do zrozumienia, że wyniku wyborów może nie uznać – oczywiście w przypadku, gdyby sam nie wygrał. Republikanie zresztą już sygnalizują, że można się spodziewać zaskarżeń wyniku.
Ostatecznie może więc zdecydować Sąd Najwyższy – a tam większość sędziów ma republikańskie konotacje.
3 listopada więc czeka nas pasjonująca noc wyborcza – ale emocje mogą potrwać znacznie dłużej. I może się okazać, że na ostateczny wynik tego starcia będziemy musieli czekać tygodnie, a może i miesiące.
Fot.: The White House/Flickr, Tia Dufour