246 tys. złotych, czyli ćwierć miliona – tyle kosztuje pana Jarosława, rolnika z Gronowa, wycinka drzew na posesji sąsiada. A konkretniej – jednego drzewa, solidnego jesionu. Za taką sumę można kupić mieszkanie albo dom na wsi. Z pewnością można nią też komuś złamać życie.
Przy okazji liberalizacji przepisów prawa do wycinki zdania są podzielone. Przeciwnicy obawiają się, że ludzie zaczną masowo karczować lasy, a okolicę zamienią w betonową pustynię. Zwolennicy są zdania, że każdy – na swojej posesji – ma prawo zrobić, co uważa. Teraz ci drudzy dostali mocny argument, bo chociaż pan Jarosław nie kazał wyciąć drzewa u siebie, lecz na cudzej działce, to zasądzona kara przekracza najśmielsze oczekiwania. Za taką sumę można urządzić – lub zniszczyć – czyjś dorobek życiowy. O sprawie donosi Wirtualna Polska.
Kiedy Lex Szyszko na pewien czas weszło w życie, naród podzielił się na dwa obozy i nie mógł do końca zgodzić co do tego, co z tymi drzewami zrobić należy. Od roku 2017 wprowadzono nowe przepisy – każdy, kto chce rozpocząć wycinkę, musi o swoim zamiarze powiadomić gminę.
Wycinka drzew na posesji
O ile w przypadku własnej działki przepisy są więc jasne (a ten, kto się nie zastosuje, ma duży problem), o tyle wycinka drzew na posesji sąsiada to już osobna kwestia. Pan Jarosław zapłacić ma ćwierć miliona złotych za to, że zlecił pracownikowi wycięcie sporego jesionu znajdującego się w pobliżu jego domu, jednak nie na działce należącej do niego. Pracownik został powstrzymany przez policję, jednak drzewo zostało uszkodzone i dzieła musiała dokończyć lokalna straż pożarna. Rolnik twierdzi, że to nie był jego pomysł, a sam próbował powstrzymać swojego podwładnego. Nikt mu jednak nie uwierzył, kara została zasądzona.
Ćwierć miliona złotych kary
Jak się okazało, samo drzewo trzymało się doskonale i nie stanowiło wcześniej zagrożenia dla domu czy posesji pana Jarosława. W związku z tym, zasądzona kara za nielegalną wycinkę była wyjątkowo dotkliwa – bo urzędnicy pomnożyli obwód drzewa (246 cm) przez 500 (stawka opłaty za usunięcie drzewa), a następnie przez dwa (ustawa o ochronie przyrody). Wyszło więc, bagatela, ćwierć miliona złotych – pieniądze, których rzeczony rolnik raczej już w swoim życiu nie zbierze.
Z jednej strony sam jest sobie winny – o takich rzeczach należy umówić się z właścicielem sąsiedniej działki i powiadomić o swoich zamiarach lokalny samorząd. Z drugiej jednak, taryfikator kary wydaje się zdecydowanie przesadzony.