Jak czytam o wypadku na A1 to myślę sobie, że internet mógłby zastąpić w Polsce i policję, i prokuraturę

Prawo Transport Dołącz do dyskusji
Jak czytam o wypadku na A1 to myślę sobie, że internet mógłby zastąpić w Polsce i policję, i prokuraturę

Cała Polska kolejny dzień żyje historią rodziny, która zginęła – a ściślej mówiąc spłonęła – po wypadku na autostradzie. Nie tylko sama historia wypadku jest przerażająca – również to, co się stało potem. Niestety, dożyliśmy chyba czasów, że po skomplikowanym wypadku lepiej zaalarmować internet niż policję.

Co się dokładnie stało 16 września na autostradzie A1, tego do końca nie wiemy. Na pewno w aucie marki Kia spłonęła trzyosobowa rodzina. W wypadku uczestniczyło też BMW, mocno stuningowane, które pędziło z prędkością powyżej 250 km/h.

Auto należy do zamożnej rodziny, a prokuratura postawiła już zarzuty 31-letnimu kierowcy auta. Czyli wszystko zadziałało jak należy? Tylko dlatego, że w sprawę zaangażował się internet.

Wypadek na A1 i imponujące śledztwo internautów

„Nie było dotąd w historii większego śledztwa przeprowadzonego przez społeczeństwo” – tak to określił portal o bezpieczeństwie drogowym brd24.pl. Bo – delikatnie rzecz biorąc – od początku można było mieć wrażenie, że państwowe instytucje jakoś nie podchodzą przesadnie poważnie do wyjaśnienia tej sprawy. Policja na przykład początkowo w ogóle nie informowała o tym, że BMW brało udział w wypadku, choć auto zatrzymało się jakieś 250 m od płonącego wraku Kii.

Dość powiedzieć, że w internetowych serwisach jak Wykop czy tablica-rejestracyjna internauci szybko zaczęli łączyć kropki i podejrzewać, dlaczego sprawa wygląda na tuszowaną. Można się na to oburzać – w końcu doszło trochę do internetowego linczu na rodzinie, do której należało BMW. Ale przecież tego wszystkiego by nie było, gdyby służby działały poprawnie!

Na tym aktywność internautów się nie skończyła – odkryli kto tuningował BMW i że ta firma chwaliła się tym, jak jej klienci jeżdżą ponad 300 km/h.

Internetowa aktywność w tej sprawie zadziałała. W końcu sprawie przyjrzał się Zbigniew Ziobro, służby zaczęły sprowadzać specjalistyczny sprzęt do badania samochodowej „czarnej skrzynki”, a kierowca w końcu usłyszał zarzuty. Czy to wszystko by się zadziało, gdyby nie internetowe śledztwo? Każdy może sam sobie odpowiedzieć na to pytanie.

Policja ma fatalną passę. Od kilku lat na komisariatach w tajemniczych okolicznościach giną ludzie, a komendant rozwala granatnikiem najważniejszy komisariat w kraju, a helikopter Black Hawk ledwo co nie zabija ludzi na lotniczym show. Z politycznie sterowaną przez Ziobrę prokuraturą jest z kolei niewiele lepiej. Ktoś musi być w tym kraju jednak funkcjonującym policjantem i prokuratorem. I wygląda na to, że tę rolę muszą na siebie wziąć internauci.