Książka „Za hajs matki baluj” jeszcze na dobre nie zadomowiła się na półkach w księgarni, a już spółka Edipresse decyduje się na wycofanie jej ze sprzedaży. Wydawnictwo wyrzuciło mnóstwo pieniędzy w błoto i zrezygnowało z łatwego zarobku. Dlaczego? Okazało się, że książka wywołała ogromną dyskusję. Pewnie dlatego, że w środku można było znaleźć interesujące „porady”.
„Poradnik” od Edipresse, czyli „Za hajs matki baluj”
Książka została wydana przez Edipresse i do sprzedaży trafiła zaledwie kilka dni temu. Szybko jednak wywołała ogromną dyskusję. I ściągnęła na siebie falę krytyki, i to tak wielkiej, że spółka zdecydowała się wycofać książkę ze sprzedaży. A to tylko świadczy o skali tej wydawniczej afery.
„Za hajs matki baluj” jest czymś w rodzaju poradnika. Powstał na podstawie wpisów umieszczanych na internetowym fanpage’u o identycznej nazwie. Na okładce książki nie znajdziemy autora (i próżno będziemy go szukać, bo nigdzie nie jest podpisany). W zamian za to dostajemy kilka losowych hashtagów. Prawdopodobnie grupę docelową pozycji mieli stanowić uczniowie i studenci. Co znajdziemy w środku? Mnóstwo stron ze zdjęciami (ze Shutterstocka). I krótkimi podpisami. Ewentualnie „poradami” (aż kilka zdań). Forma publikacji nie jest jednak wcale największym problemem – niektórzy lubią kupować albumy z cytatami i nic nikomu do tego. Problem polega na tym, jakie to są cytaty i porady. Poniżej wybrane:
Dobra bibka to taka, kiedy najlepsze laski gubią nie tylko skrzydełka, ale także majtki.
Bo prawdziwy imprezowicz jest genialnym strategiem. Nie tylko idealnie planuje całą imprezę, ale także dwa kolejne dni. W ten sposób zalicza i laskę, i kolokwium, i i odwiedziny u babci.
After to twoja ostatnia szansa na zaliczenie. Dlatego do dzieła loser…
Na łowy najlepiej wybrać się w duecie. Król melanżu pomyśli, że jesteście w dwupaku, i od razu uderzy do was. Tylko wcześniej ustalcie, która jest w pakiecie, a która to gratis.
Żar tropików ochłodzą tylko jędrne soczyste i jędrne melony.
Jeżeli po melanżu budzisz się na kupie szmalu, to może oznaczać tylko jedno…Powinnaś szybko zrobić test na HIV.
Nie musisz rozumieć kobiet, wystarczy że je zaliczasz.
Daj się złowić i wrzucić do koszyka, pewna siebie laska nie ma problemu z tym, że supergość traktuje ją przedmiotowo.
W grę w słoneczko bawiło się już pokolenie twoich starych. Wiesz, co to znaczy? I nie przynudzaj więcej.
Szczerze mówiąc nie pamiętam, czy któraś pozycja wydawnicza zdołała przemycić naraz tyle treści tego rodzaju. I – uprzedzając – nie jest to powód do dumy. Jeśli ktoś zapytałby mnie, dlaczego Edipresse we współpracy z Empikiem wypuściło takiego potworka na rynek, to odpowiedziałabym to, co zawsze należy odpowiadać w takich sytuacjach – dla kasy. Nie chce mi się wierzyć, by nikt nie wiedział, co znalazło się w sprzedaży. Po prostu ktoś stwierdził, że to będzie świetny biznes. Na pewno obawiali się kontrowersji, ale pewnie stwierdzili, że zysk przewyższy krytykę. I – na szczęście pomylili się. I zaczęli się szybko wycofywać ze swojego absolutnie głupiego pomysłu.
„To tylko eksperyment społeczny!”
Jak tłumaczy się wydawca po fali krytyki ze strony dziennikarzy, specjalistów, blogerów i zwykłych internautów? Oto oświadczenie:
Książka „Za hajs matki baluj” to eksperyment wydawniczy, w którym podjęliśmy dość odważną próbę przeniesienia współczesnej komunikacji elektronicznej w świat tradycyjny, by nie powiedzieć konserwatywny, za jaki uchodzi dzisiaj książka w tej grupie odbiorców, czyli młodych ludzi w wieku 18-25 lat. Tą publikacją chcieliśmy też zwrócić uwagę na język i zachowanie obecne w tej grupie wiekowej. Książka ta nie jest poradnikiem edukacyjnym dla młodzieży, zaś teksty w niej zawarte nie są niczym nowym, a wręcz przeciwnie. Są wszędzie dostępne zwłaszcza w naturalnym środowisku młodych ludzi jakim jest internet
Bzdura? Tak, to niestety wygląda jak bzdura. Bo albo to jest bardzo niezręczna próba wybrnięcia z tematu, albo wydawca naprawdę popisał się ignorancją (mówiąc najdelikatniej). Co ciekawe z oświadczenia można wywnioskować, że wydawca sugeruje, że taka komunikacja jest powszechna w całej grupie docelowej i jest absolutnie na porządku dziennym. Brzmi prawie jak „no, już, nie udawajcie, że jesteście tacy zdziwieni, sami tak mówicie!”.
Niestety, zarówno publikacja jak i oświadczenie Edipresse to – mówiąc delikatnie – wielkie nieporozumienie. Można się jedynie cieszyć, że książka będzie wycofana ze sprzedaży oraz mieć jednocześnie nadzieję, że już żadne wydawnictwo nie stwierdzi, że promowanie m.in. seksizmu to świetny pomysł.