Niedzielny zakaz handlu był uchwalany bez żadnego trybu i w żenujący sposób. Został też wymuszony przez lobby kościelne i związkowe. To wszystko prawda. Ale zakaz to strzał w 10-tkę. Przepraszam, że wcześniej ten pomysł krytykowałem.
Niedzielny zakaz handlu to strzał w 10-tkę? Polakom się podoba. Tak jakby
Katastroficzne prognozy niektórych ekspertów znów okazały się funta kłaków warte. Straszyli oni nieraz, że zakaz handlu w niedziele skończy się jakąś ekonomiczną katastrofą i że bezrobocie poszybuje w górę. Podobnie straszyli jeszcze niedawno przez 500+. Fanem dobrej zmiany bynajmniej nie jestem, ale fakty są takie, że oba sztandarowe programy PiS póki co zrobiły więcej dobrego niż złego.
Było wiele prognoz, że niedzielny zakaz handlu będzie miał nie tylko fatalne skutki dla gospodarki, ale też dla samej rządzącej koalicji. Co prawda PiS-owi i przystawkom sondaże spadają, ale Polacy całkiem nieźle wypowiadają się o zakazie handlu. Według sondażu IBRIS dla „Rzeczpospolitej”, aż 52 procent mieszkańców naszego kraju pozytywnie wyraża się o zmianach. Przy tym 33 proc. osób o zakazie wypowiada się „zdecydowanie dobrze”. Fakt, zakaz budzi spore kontrowersje. 41 procent uważa przepis za „zły” bądź „bardzo zły”. Ja byłem jego wielkim przeciwnikiem, ale teraz mi się podoba. Cóż, redaktor nie krowa, może zmienić czasem pogląd.
Zakaz handlu to strzał w 10-tkę. Czemu mi się tak spodobał?
„Pojedźmy jeszcze na chwilę do Biedronki!”, „W Rossmannie jest naprawdę genialna promocja”, „A może jeszcze zobaczymy coś w galerii?” – takie cytaty chyba zdarzało mi się słyszeć podczas niedzielnych wycieczek. Cóż, ze sklepami jest tak, że zawsze do nich trzeba zajść, bo zawsze czegoś brakuje w lodówce czy szafie. Nawet jak nie brakuje. Nie lubię, jak państwo stara mi się powiedzieć, co jest dla mnie dobre. Ale tu, nie da się ukryć, ma rację. Nie każdy dzień musi się skończyć zakupami. W niedzielę akurat można chwilę dłużej pobyć w lesie czy u znajomych.
Ostatnia niedziela była właśnie niehandlowa. Co wtedy widziałem? Tłumy ludzi cieszące się ze świetnej pogody. Byli na rowerach, spacerach, w kawiarnianych ogródkach. Trochę w tym było zasługi doskonałej pogody. Ale nie oszukujmy się – gdyby zakazu nie było, to część z tych osób poszłaby polować na promocje do Biedronki.
Jest też coś w tym, że uzależniliśmy się od zakupów i świata galerii handlowych czy Biedronek. Dobrze więc, że państwo próbuje nam zapewnić jakąś terapię. Nie jest ona jednak szokowa, w końcu to tylko niedziela bez zakupów.
Jest jeszcze coś, dlaczego ta ustawa zaczęła mi się podobać. Wyzwoliła naprawdę spore zapasy kreatywności w polskich przedsiębiorcach. Moim ulubieńcem jest dworcowa galeria w Gdańsku, ale przecież podobnych przykładów jest mnóstwo. Polscy przedsiębiorcy po raz kolejny pokazali, że mają dusze rebeli i że potrafią walczyć o swoje.
Z jednej strony ustawa była przepchnięta kolanem i była przykładem fatalnej legislacji. To prawda. Ale mimo to, cieszę się, że została uchwalona. Chyba jesteśmy już na takim poziomie rozwoju jako społeczeństwo, że możemy niedzielę spędzić w parku, a niekoniecznie na polowaniu na promocje. A jeśli ktoś naprawdę musi coś kupić, na pewno znajdzie sklep w pobliżu, albo chociaż stację. No i jest internet. Jego póki co związkowcom zamknąć się nie udało.