Jest szansa, że będzie mniej znaków na polskich drogach. Wreszcie

Dobre wiadomości Moto Dołącz do dyskusji
Jest szansa, że będzie mniej znaków na polskich drogach. Wreszcie

Na ilość oznakowania na drogach narzekaliśmy nie raz nie dwa. Głosy kierowców dotarły wreszcie do odpowiednich osób. GDDKiA wraz z gronem ekspertów przedstawia Ministrowi Infrastruktury propozycje zmian, która mają sprawić, że znaki na polskich drogach stawiane będą znacznie rzadziej. Ta perspektywa na pewno cieszy, jednak na pochwały zdecydowanie za wcześnie.

Znaki na polskich drogach to prawdziwa plaga – czas na zmiany?

Liczba znaków, które teoretycznie powinni znać lub chociaż kojarzyć polscy kierowcy przeraża. W chwili obecnej Prawo o ruchu drogowym w swoim katalogu mieści ich już ponad 400. Niestety ilość w tym przypadku nie przekłada się na jakość. Efektem obecnej polityki jest istny las znaków stojący przy drogach, który zdecydowanie nie ułatwia jazdy. Ciągłe odwoływanie i nakładanie limitów prędkości sprawia, że w wielu miejscach panuje chaos. Taka rzeczywistość odpowiada jedynie tym, którzy na znakach mogą ubić niezły interes.

Odpowiedzią na apele środowiska kierowców ma być nowelizacja przepisów powszechnie nazywanych Czerwoną księgą. Za propozycje zmian odpowiadają eksperci, którzy efekty swojej rocznej pracy przedstawili we wtorek. Ponad 130-osobowa grupa składająca się z przedstawicieli rządu, Policji, Straży Pożarnej, świata nauki i organizacji branżowych doszła do kluczowego wniosku – nie ma nic gorszego niż przeznakowanie.

Proponowane zmiany mają dotyczyć przede wszystkim regulowania ograniczeń prędkości. Znak B-33 po nowemu ma być poprzedzany znakiem z konkretną informacją o przyczynie zastosowania ograniczenia. Zabieg ma pozwolić na usunięcie z polskich dróg wielu znaków, które obecnie obowiązują na przykład na odcinku 200-300 metrów.

Na uwagę zasługuje też propozycja wprowadzenia znaków ograniczeń prędkości obowiązujących jedynie, gdy nawierzchnia jest mokra. Do tego typu oznakowania będzie dodana tabliczka T-31a. Pomysł jest kopią niemieckich rozwiązań, które od lat sprawdzają się bez zarzutu.

Krok do przodu, ale na razie bez większych rewolucji

Choć do wprowadzenia proponowanych przez ekspertów zmian jeszcze daleka droga, to na pewno walka ze „znakozą” cieszy. Na razie jednak powodów do pochwał trochę brakuje. Po pierwsze trzeba poczekać na ostateczny kształt nowych regulacji oraz ich przełożenie na sytuację na drogach. Po drugie to już nie pierwszy raz, gdy władza, ktokolwiek by jej nie sprawował, obiecuje zająć się problemem. Jak dotąd jakoś nic szczególnego się nie zmieniło.

Po trzecie zaproponowane rozwiązania nie będą rewolucją. Z całą pewnością pozwolą one pozbyć się części niepotrzebnego oznakowania, jednak problemów do rozwiązania jest znacznie więcej. Część z nich eksperci szczegółowo wymienili i opracowali. Na pierwszy plan wysuwa się chociażby prawne uregulowanie znaków zmiennej treści.

Portal brd24.pl, który jako pierwszy informował o sprawie, wskazuje jednak, że nie zdecydowano się chociażby na postulowane przez część użytkowników dróg odwoływanie ograniczeń prędkości znakami, a nie przez skrzyżowania. Być może jednak i na tego typu dyskusje przyjdzie jeszcze czas.