Antykoncepcja awaryjna – w Polsce dostępna w postaci tabletek EllaOne – wciąż budzi emocje, przynajmniej wśród polityków. Polki od niedawna mogą, bez zbędnych komplikacji, korzystać z takiej metody antykoncepcji, ale najprawdopodobniej czeka nas powrót do medycznego średniowiecza; nawet zgwałcone kobiety nie mogą liczyć na stosowne wsparcie ze strony Ministra Zdrowia.
W programie Gość Radia Zet Konstanty Radziwiłł powiedział: „Jako lekarz nie przepisałbym pacjentce pigułki dzień po„. Dopytywany przez dziennikarza powiedział również, że odmowa wypisania takiej recepty dotyczyłaby nawet kobiecie zgwałconej – dla ministra zdrowia ważniejsze jest jego sumienie, bo odmowę motywuje właśnie tzw. klauzulą sumienia. Zgodnie z art. 39 ustawy o zawodzie lekarza:
Lekarz może powstrzymać się od wykonania świadczeń zdrowotnych niezgodnych z jego sumieniem, z zastrzeżeniem art. 30, z tym że ma obowiązek wskazać realne możliwości uzyskania tego świadczenia u innego lekarza lub w podmiocie leczniczym oraz uzasadnić i odnotować ten fakt w dokumentacji medycznej. Lekarz wykonujący swój zawód na podstawie stosunku pracy lub w ramach służby ma ponadto obowiązek uprzedniego powiadomienia na piśmie przełożonego.
Antykoncepcja awaryjna tylko na receptę
Jak informowaliśmy na Bezprawniku, rząd zamierza odejść od dostępności leku EllaOne bez recepty. Co prawda o takich pomysłach słyszeliśmy już blisko rok temu, ale widocznie temat przeleżał już wystarczająco dużo czasu, aby można się nim było zająć. A w konsekwencji nie dość, że antykoncepcja awaryjna EllaOne będzie dostępna wyłącznie na receptę (w Europie dotyczy to wyłącznie trzech krajów: Albanii, Węgier i Rosji), to Minister Zdrowia dość dobitnie pokazuje, że nie wie, o czym mówi.
Przede wszystkim: klauzula sumienia pozwala na odmowę dokonania takich czynności, które faktycznie obciążałyby sumienie lekarza. Między innymi dlatego lekarz może legalnie odmówić dokonania aborcji. Trochę inaczej wygląda jednak skorzystanie z takiego medykamentu jak EllaOne: samo wypisanie recepty przez lekarza nie skutkuje użyciem środka antykoncepcyjnego przez pacjentkę.
Już w listopadzie 2013 roku Komitet Bioetyki przy Prezydium PAN przedstawił swoje stanowisko ws. antykoncepcji awaryjnej i klauzuli sumienia przy wystawianiu recepty:
Komitet Bioetyki uważa, że klauzula sumienia nie może zwalniać lekarza z obowiązku wypisania pacjentowi recepty na legalny środek antykoncepcyjny, który chce i może on bezpiecznie stosować. Dotyczy to także środków antykoncepcji postkoitalnej. Ostateczna decyzja o zażyciu tych środków należy bowiem do pacjenta. To on ewentualnie podejmie działanie, którego skutkiem będzie zapobieżenie ciąży.
Co więcej, warto pamiętać o jednej, bardzo ważnej kwestii: EllaOne nie jest środkiem wczesnoporonnym. Jej działanie polega na niedopuszczeniu do zagnieżdżenia się zapłodnionej komórki jajowej w macicy, a zatem zapobiega ciąży. Nie jest zatem, jak chce poseł Marek Suski, „tabletką śmierci” (idąc tym tropem – ciekawe, czy prezerwatywy to zatem „worki śmierci”?).
Antykoncepcja zła, aborcja zła. Co państwo oferuje kobietom?
Podsumowując teorie rządu: antykoncepcja awaryjna powinna być dostępna na receptę (w przeciwieństwie do np. substytutów Viagry, których skutki uboczne to m.in. zawały serca). Receptę lekarz może, ale nie musi wypisać, jeśli tylko powoła się na klauzulę sumienia i odmówi recepty nawet ofierze zgwałcenia. Aby otrzymać receptę, trzeba udać się do lekarza, co bywa problematyczne, zwłaszcza w okresach zwiększonej zachorowalności. A sposób działania EllaOne w oczywisty sposób wymusza możliwie najszybsze skorzystanie z tego środka antykoncepcyjnego. Co zatem pozostaje? Chyba to, o czym pisałem rok temu:
Szkoda tylko, że w konsekwencji Polki, zamiast korzystać ze sprawdzonych i dopuszczonych do obrotu leków, mogą szukać rozwiązania np. u ginekologów trudniących się nielegalnie przeprowadzanymi aborcjami. Czy o to chodzi Ministerstwu Zdrowia?
Jeszcze niedawno Jarosław Kaczyński otrzymał nagrodę Człowieka Wolności, a dziękując za wyróżnienie stwierdził, ze Polska jest oazą wolności, której brakuje gdzie indziej. Szkoda tylko, że Polki w naszym wolnym kraju nie tylko nie mogą same decydować o własnych ciałach, ale nawet, gdy zostaną skrzywdzone (zgwałcone), nie mogą liczyć na wsparcie ze strony władz państwowych.