Większość lewicowych publicystów w Polsce jest groźna i głupia, ale Galopujący Major jest groźny w sposób szczególny, ponieważ jego głupota manifestuje się w nieoczywisty sposób.
Tu kwieciste porównania, tam nawiązanie do popkultury, przez chwilę jakiś na pozór spójny ciąg logiczny, by ostatecznie dojść do konkluzji, że tylko socjalizm jest odpowiedzią na rozdmuchane ego klasy średniej. Polska klasa średnia w uniwersum Galopującego Majora wiedzie dobre życie: raz była na wakacjach w Hurghadzie, dwa razy miała na obiad sushi.
Uniwersum Galopującego Majora
Ale są rzeczy, których publicysta bardziej nienawidzi od polskiej klasy średniej. Jedną z nich jest film Whisplash, w którym – ha-tfu – utalentowany młody człowiek, tytaniczną – ha-tfu – pracą i wyrzeczeniami osiąga mistrzostwo w swojej dziedzinie.
Nie, uniwersum marzeń Galopującego Majora tworzyłby Wojciech Smarzowski. Nie sądzę, by oglądając „Dom zły” miał sentymentalne flashbacki z dzieciństwa, bo nikt, kto przeżyłby takie piekło, nie nawoływałby do restytucji tego chorego systemu. Ale uniwersum marzeń Galopującego Majora jest turpistyczne. To ludzie utarzani w błocie, pijacy i degeneraci. W jego ocenie to naturalny stan społeczeństwa, którego na dłuższą metę nie da się wyrzec, zaprzeczyć, zanegować, odwrócić bieg rzeki. Nie, to stan, do którego społeczeństwo powinno dążyć, a na drodze do uzyskania tego komfortowego status quo stoi mu zbuntowana ambicjami klasa średnia. Jeśli Jaś Kapela byłby grany przez Tommy’ego Wiseau, to Galopującego Majora grałby Arkadiusz Jakubik.
Prawda jest jednak taka, że 99% procent ludzi, w tym ludzi lewicy, dalej chce żyć nie w uniwersum Majora, a w obecnej bajce. Spór światopoglądowy polega na tym, że młodzi, pozbawieni łatwo wycenialnych na rynku pracy talentów lewicowcy coraz głośniej domagają się, by dzisiejszą bajkę sponsorowało im społeczeństwo.
„Klasie średniej trzeba zaglądać do portfela”
Na łamach Krytyki Politycznej ukazał się artykuł, który jest głupi w oczywisty sposób, a to oznacza, że nawet Galopujący Major tym razem zdecydował się na pewne lenistwo intelektualne. Autor broni w nim założeń Polskiego Ładu. To jest bardzo łatwe, szczególnie jeśli ten ład wprowadza się za cudze pieniądze.
Zauważmy, że oto mamy osobę zarabiającą 7500 zł brutto, której wynagrodzenie spadnie o całe 57 zł. Ba, osoba zarabiająca 10 tysięcy zł brutto dostanie na rękę 282 zł mniej. A osoba zarabiająca 12 tysięcy zł brutto dostanie mniej o 462 zł. Weźmy tę ostatnią grupę, czyli zarabiających 12 tysięcy brutto. Dla tych osób to jest zjazd z 8844 na 8381 zł na rękę.
W powyższym fragmencie autor dowodzi, że w zasadzie nic się nie wydarzy. 500 złotych jakiegoś lekarza? To tylko statystyka.
Pamiętajmy, że mówimy o osobie prowadzącej działalność gospodarczą, która może dużo, naprawdę dużo wliczyć w koszty owej działalności. Przy home office to już niemal wszystko, bo przecież remontujesz sobie swoje miejsce pracy, prawda?
Sprawdziłem ile sobie odliczyłem od podatku w 2020 roku. Uwaga, będzie spektakularna kwota. Moje wydatki pomniejszyły należny podatek VAT oraz dochodowy w skali całego roku o 4%. Cała reszta poleciała do skarbówki. I to w dużej mierze dlatego, że w grudniu kupiłem nowy, bardzo drogi komputer, który bez cienia wątpliwości jest moim podstawowym narzędziem pracy.
I tyle mniej więcej są warte te lewicowe mądrości o wrzucaniu wszystkiego w koszty, szczególnie gdy Polski Ład godzi najbardziej w działalności jednoosobowe. My na tych działalnościach nie mamy czego wrzucać w koszty, bo pustakami handlują już spółki z ograniczoną odpowiedzialnością, nie mamy pracowników, nie mamy wielkich rachunków za prąd. Naszym podstawowym narzędziem pracy jest… praca sama w sobie. Tego niestety nie da się odliczać od podatku. Tylko, że żeby to wiedzieć, trzeba być przedsiębiorcą, nawet takim mikro, a nie nieudanym teoretykiem polskiej przedsiębiorczości. Jeśli z kolei Major ma działalność i naprawdę ładuje w koszty wszystko, to moim zdaniem to by się nie utrzymało w kontroli, a naprawę kapitalizmu proponuję zacząć od siebie.
A mimo to owe 462 zł doprowadza niecałe 10 proc. najlepiej zarabiających do spazmów rozpaczy. Dlaczego?
Kolejne kłamstwo. To nie jest 462 złote, tylko kwota procentowo uzależniona od zarobków, która w skrajnych przypadkach może osiągnąć nawet 45%. Jak ktoś jest wybitnym architektem zatrudnionym w globalnym biurze projektowym i zarabia 2 miliony złotych rocznie brutto, to te +/- 800 000 zł podatku, które zapłaci to nie są 462 złote. I jasne, można grać na bębnach populizmu dla nierozgarniętych…
Dlatego że progresja podatkowa jest najlepszym testerem twojej lewicowości. A co za tym idzie, twojej empatii do słabszych
Ale zabieranie komuś, nawet jeśli jest pieprzonym bogaczem wedle wszelkich społecznych standardów, blisko połowy uczciwie zarobionego wynagrodzenia to właśnie jest opresja wobec słabszych. Państwowa, przyklepana zgodnie z zasadami prawa, ale dobrze wiemy z historii, że prawo nie zawsze równa się sprawiedliwość. I opresją jest też zabieranie komuś tych rzekomo nic nie znaczących 500 złotych, tylko dlatego, że ktoś powiedział, że rozdawanie anonimowym biednym osobom pieniędzy to coś dobrego i moralnie słusznego.
Otóż nie. Nie ma w tym nic uczciwego, jest to na wskroś degenerujące i realnie zaczyna wychowywać pokolenie nieudaczników, które jest przekonane o tym, że utrzymanie obywatela jest powinnością państwa. Nie ma w tym nic dobrego, ponieważ grupa zdegenerowanych, skorumpowanych polityków wykorzystuje przymus państwowy, by budować swoje poparcie wśród osób o najmniejszych zdolnościach do rzetelnej oceny rzeczywistości i myślenia perspektywicznego. Wreszcie, nie ma w tym nic moralnie słusznego, ponieważ przymusowe zabieranie pieniędzy jednym, by następnie rozdać je innym, nadal jest formą kradzieży, nawet jeśli ubierze się ją w doktryny państwa.
Państwo chce ulżyć najmniej zaradnym? Ma moje pełne poparcie, niech zrezygnuje z 500+, niech zwolni urzędników, niech obetnie wydatki na sport i kulturę, rozdmuchane budżety aparatu administracji, albo niech zwiększy swoje przychody ze spółek skarbu państwa. Może warto wyrzucić ministrów i zatrudnić menedżerów, każdemu dać po 10 baniek rocznie, a oni i tak znajdą miliardy, miliardy oszczędności, które dziś rzekomo są złem koniecznym wynikającym z modelu państwa.
Ale państwo i czołowi myśliciele lewicy wolą grzebać w cudzych portfelach
Ale jest jeszcze jeden, mało znany powód, dlaczego osoby z pensją ponad 8 tysięcy na rękę płaczą, jakby im ktoś tynk jeść kazał. Chodzi o rozrzutność. Tak, mówiąc popularnym językiem, o „rozpieprzanie pieniędzy na głupoty”. Otóż klasa średnia jest o wiele bardziej rozrzutna od klasy ludowej. A jeśli spojrzymy na odsetek rozpieprzanych pieniążków, być może nawet bardziej niż klasa najbogatszych.
– pisze Galopujący Major w Krytyce Politycznej i kontynuuje:
Internet pełen jest zdjęć i śmieszków o stosach kupowanych książek, dziesiątkach par butów, kolejnych zwrotach do Zalando i coraz częstszych kolejkach do paczkomatów. Najazdy na promocje w galeriach handlowych, gierki komputerowe kupowane na zapas, chociaż przez rok się do nich nie zajrzy. Chodzenie przez 2–3 sezony w tych samych butach wydaje się podejrzane. Gadżetomania ze smartwatchami i po kilka komputerów w domu. Dodatkowo wypady na miasto, jeśli tylko się da, lub ciągłe zamawianie papu do domku.
Galopujący Majorze, to co teraz napiszę będzie trochę prymitywne, ale wychodzę z założenia, że z prymitywami trzeba rozmawiać po prymitywnemu. Ty Khmerze czerwony, ty stonko sowiecka zrzucona na polską ziemię, by ta przypadkiem nie zaczęła się odbudowywać po 50 latach rządów twoich pobratymców. Jak śmiesz takim tonem wyliczać ludziom, którzy są całkowicie niezależni, samowystarczalni, niczego od ciebie nie chcą, co robią ze swoimi pieniędzmi?
Przykłady Revoluta (aplikacji stworzonej do oszczędzania na kursach walut) czy Zalando (gdzie ubrania dobrych firm można dostać w cenie szmat z pobliskiej galerii handlowej, które rozpadają się po dwóch praniach) są – jak zawsze – nietrafione. Ale nawet jeśli klasa średnia nie administruje swoimi pieniędzmi zbyt dobrze, to są to ich własne, nierzadko dobrze i ciężko wypracowane pieniądze.
Dla socjalisty rozrzutna klasa średnia powinna być wręcz atutem, tak przynajmniej argumentowaliście zasadność systemu 500 plus. Bo pieniądze idą na bieżącą konsumpcję, „dają pracę” i „wracają do kasy państwa”. Pańcia, która jest w stanie przepierdzielić 12 000 zł na mieście, jest sto razy większym socjalistą od rozsądnej pani, która co miesiąc odkłada po 300 zł, które jej zostały, na czarną godzinę. Chciałbym jednak podkreślić, że to tylko dygresja. Czy klasa średnia inwestuje, oszczędza, czy pali pieniędzmi w piecu, nie jest to sprawą państwa, a już z całą pewnością nie jest to sprawą Galopującego Majora. Zwłaszcza, że za każdą złotówkę państwu już raz pobrało swoją dolę.
Kawa z croissantem na mieście plus lody to oj tam, oj tam 30–40 peelenów. Czyli prawie tyle, co zarabiający 7500 zł będzie musiał oddać państwu w podwyżce podatków! Hańba fiskusowi, hańba!
Nowy ład jest super! Naczelny ekonomista polskiego galopu wyjaśnił, za cenę croissanta możemy sprawić, że każdemu będzie się żyło ładnie i miło jak. Chwała fiskusowi, chwała!
Ładnie i miło jak u Smarzowskiego, oczywiście. Miałem dopowiedzieć, ale jakby to ujął Dawid Podsiadło… „poszłooo”.
Dlatego absolutnie nic się nie stanie, gdy osoby zarabiające ponad 8800 zł na rękę dadzą całe 500 zł na zarobki pielęgniarek, salowych czy ratowników.
Bez Kozery powiem, że oboje Kulczykowie mają dorzucić jeszcze po 15 baniek. Absolutnie nic się nie stanie. I nic nie powiedzą, bo Galopujący Major z nimi wódki nie pił.
- Czytaj też: Jarosław Kaczyński do polskich przedsiębiorców: „Coś miałaś, ale już tego nie masz, poziomka…”
Na koniec autor uraczył swoją tyradę dość interesującym post scriptum. To dobrze, bo nie miałem pomysłu na puentę, a tu nagle wystawiono mi ją na tacy.
PS Czy ktoś jeszcze pamięta, że na tarcze antycovidowe państwo przeznaczyło 212 miliardów zł i ciągle słyszeliśmy płacze, że to mało i mało?
A czy ktoś jeszcze pamięta, że po wybuchu pandemii polskim przedsiębiorcom zabroniono – fizycznie – pracować? Że spora część z nich nie mogła w ogóle wykonywać z dnia na dzień swojej działalności gospodarczej, mając do wypłacania pensje, czynsze, opłaty, a inni musieli to robić z uwzględnieniem gigantycznych ograniczeń nakładanych przez państwo? Że nie mogli do nich przychodzić pracownicy? Że nie mogli do nich przychodzić klienci. Bo państwo tego zakazało?
Ale ja nie będę bronił tarcz antykryzysowych. Ja sam widziałem tam za wiele przepalonej kasy, za wiele wyłudzonych dotacji, za wiele sprzeniewierzonej kasy. Sam nawet nie wiem czy te tarcze więcej firm i miejsc pracy uratowały, czy jednak więcej pieniędzy zmarnowano lub wydano na kompletnie niepotrzebne przyjemności. A na dodatek mam świadomość, że za te tarcze wszyscy płacimy i jeszcze wiele zapłacimy.
Ale to jest właśnie głupota i wszelkie patologie tego waszego pierdzielonego socjalizmu. I najzabawniejsze jest to, że potraficie ją dostrzec, naprawdę widzicie bezsensowność słabo kontrolowanego rozdawania pieniędzy losowym ludziom, ale dopiero wtedy, gdy socjal płynie do przedsiębiorców.