Czemu nie należy bać się chińskich smartfonów?

Lokowanie produktu Technologie Dołącz do dyskusji (293)
Czemu nie należy bać się chińskich smartfonów?

Czy kupowanie chińskich produktów oznacza jeszcze nabywanie kota w worku? Przez wiele lat nad rzeczami, które przyszły z Państwa Środka unosił się nieprzyjemny zapaszek kiczu i tandety. Ale czasy się zmieniają – Xiaomi czy Huawei są najlepszym tego dowodem.

To, co chińskie, do niedawna kojarzyło się jeszcze z tandetą, na którą nie warto nawet zwracać uwagi. Produkty posiadające oznakowanie „Made in China” traktowane były z góry jako trefne, gorszej jakości, kiepskie. „Made in China” było znakiem, że przedmiot nie nadaje się do dłuższego użytkowania, a na dodatek oceniano go jako tanią podróbkę. Taki stan rzeczy uległ jednak zmianie, zaś Kraj Smoka z powodzeniem pokazał, iż może produkować dużo i dobrze: przykładem niech będą smartfony Huawei, które wcale nie ustępują Samsungom. Z tego też powodu Chiny ewoluowały w znaczącego partnera biznesowego dla wielu państw zachodnich. Według tego, co przekazał Międzynarodowy Fundusz Walutowy, państwo to odpowiada za jedną trzecią światowego impulsu wzrostu. Liczby nie kłamią – za przykład niech posłuży choćby to, że w Polsce nie brakuje przedszkoli, które w swoim programie mają… naukę języka chińskiego.

Czy Xiaomi jest dobre?

Spójrzmy chociaż na takie Xiaomi. Ta marka na rynku istnieje od roku 2010, czyli stosunkowo niedługo. Miała skromne początki, nie zajmowała się zbytnio handlem detalicznym, nie podejmowała też współpracy z innymi dystrybutorami, wszystko sprzedawała na swojej stronie internetowej. Jednak smartfon MI2 okazał się absolutnym sukcesem, sprzedano 10 milionów egzemplarzy tego produktu, a Xiaomi przerodziło się w coś, co ludzie porównują do chińskiego Apple. Kto wie, może nawet pewnego dnia zdeklasuje jabłkowego producenta. Na razie wrzuca na rynek coraz to nowsze wersje genialnego skądinąd Redmi, które – jak już podkreślaliśmy – nie tylko wcale nie odstaje od innych smartfonów produkowanych przez zachodnie firmy, ale momentami je przewyższa. Obok Huawei stanowi to kolejny bardzo interesujący przykład tego, jak Chiny wzięły sobie do serca lekcję robienia dobrych rzeczy.

Fenomen Xiaomi nie kończy się zresztą na smartfonach. Jest coś dla fanów aktywnego trybu życia (inteligentne opaski i zegarki służące jako m.in. pulsometry i krokomierze w marce Amazfit), a także telewizory dla tych, którzy lubią spędzić czas przed płaskim ekranem.

A to tylko jeden z wielu dowodów na to, że to, co chińskie, przestaje być wyznacznikiem tandety.

Chiński smok rośnie

Godne uwagi jest również to, do jakiego stopnia Chiny wyciągają ręce po zachodnie marki. Wykupiły już takie firmy jak Volvo, Motorolę czy Pirelli. Ale w koszyku inwestorów z tego kraju znajduje się znacznie więcej mniejszych i większych firm. Niektórzy upatrują w tym złowrogiej przepowiedni na przyszłość: oto z Azji przyjdzie smok i pożre wszystkich… Lecz czy naprawdę jest się czym martwić? Co rusz jakaś grubsza ryba – niezależnie od narodowości – połyka nieco mniejszą, często z korzyścią dla samego twórcy. Elon Musk sprzedawał swoje pierwsze pomysły za grube miliony, a teraz jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych w świecie technologii osób.

Przyjrzyjmy się zresztą temu, z jaką pompą ogłoszono powstanie nowego Jedwabnego Szlaku. Chiny, które muszą liczyć się z sytuacją na Morzu Południowochińskim (zwłaszcza w Korei Południowej, tak chętnie wspieranej przez USA) i przyjmują model z Singapuru (było to biedne państwo, które w ciągu kilkunastu lat stało się gospodarczą potęgą), chętnie stworzą arterię handlową, która pozwoli im na ekonomiczną dominację. To może w przyszłości oznaczać, że większość kupowanych przez nas rzeczy będzie pochodzenia chińskiego, ale zasadniczo świetnej jakości. Bo producenci z Państwa Środka nie pozwolą sobie na wysyłanie tandety, nie dopuszczą do utraty klientów.

W dzisiejszych czasach naprawdę pozbawionym znaczenia jest, czy produkt pochodzi z Chin, Tajwanu czy Japonii. Chociaż większość konsumentów ochoczo wskaże ten ostatni kraj jako dostawcę najlepszych technologii, to szatański efekt halo, którego odium unosi się nad produktami z Państwa Środka, powoli ulega zatarciu. Dla nas oznacza to w większości pozytywy – i sprawia, że Huawei czy Xiaomi mają szansę na wyparcie swoich japońskich czy amerykańskich odpowiedników.