Komenda Główna Policji wydała oświadczenie:
Oświadczenie kończy się dramatycznym pytaniem:
Czemu miała służyć ta dziennikarska prowokacja?
Na to pytanie postanowił odpowiedzieć Tomasz Sygut, redaktor naczelny programów informacyjnych i publicystycznych stacji telewizyjnej Nowa TV (bo to jej dziennikarka próbowała "wkręcić" funkcjonariuszy Policji):
Sprawdź polecane oferty
RRSO 20,77%
Innymi słowy: celem stacji było wykazanie, że policjanci są przez urzędników zmuszani do dokonywania czynności niemających wiele wspólnego z ich służbowymi obowiązkami. W tym wypadku funkcjonariusze okazali się jednak niewzruszeni obywatelską postawą dziennikarki, i w stosunku do niej skierowano wniosek o ukaranie. Dziennikarce zarzucono naruszenie dwóch przepisów kodeksu wykroczeń:
- art. 65 §1: Kto umyślnie wprowadza w błąd organ państwowy lub instytucję upoważnioną z mocy ustawy do legitymowania: 1) co do tożsamości własnej lub innej osoby, 2) co do swego obywatelstwa, zawodu, miejsca zatrudnienia lub zamieszkania, podlega karze grzywny.
- art. 66 §1: Kto, chcąc wywołać niepotrzebną czynność, fałszywą informacją lub w inny sposób wprowadza w błąd instytucję użyteczności publicznej albo organ ochrony bezpieczeństwa, porządku publicznego lub zdrowia, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny do 1500 zł.
Dziennikarka, wg zapewnień szefowej stacji, będzie miała zapewnione wsparcie prawne, a i potencjalne konsekwencje finansowe nie są w tym wypadku zbyt dotkliwe. Ale ciekawszym pytaniem jest to, czy
prowokacja dziennikarska (nawet nieudana) jest legalna?
Nie znajdziemy w prawie przepisu, który pozwalałby dziennikarzom na dokonywanie czynów formalnie naruszających przepisy (takie jak ww. wymienione przepisy kodeksu wykroczeń, czy choćby przestępstwo powoływania się na wpływy).
Praktyka jednak pokazuje, że nawet jeśli prokuratura kieruje akty oskarżenia przeciwko dziennikarzom, którzy dokonali prowokacji, to sądy takie pozwy oddalają. Z reguły podstawą do uwolnienia od zarzutów była niska szkodliwość społeczna czynu. Nie ulega w końcu wątpliwości, że ujawnianie patologicznych zachowań urzędników czy funkcjonariuszy leży w szeroko rozumianym interesie społecznym. Każdy taki wypadek musi być jednak oceniany indywidualnie.
Zwłaszcza, że omawiany kazus nie jest do końca jasny. Jak często policjanci przyjeżdżają pomóc komuś, komu zepsuł się samochód? Nie wiem, jak Wam, ale mi wydaje się to co najmniej dziwne. Do zepsutych samochodów - o ile sytuacja nie stanowi zagrożenia dla innych osób - przyjeżdża laweta, nie szaroniebieska Kia Cee'd kombi.
Może jednak dziennikarska prowokacja okazała się udana?