Od kilku lat można natrafić w sieci na opinie o stronie G2A. Niestety, często są to bardzo sceptyczne wypowiedzi graczy. Kiedy jednak okazało się, że za tym znanym na całym świecie serwisem stoi polska firma, postanowiliśmy sprawdzić, o co tak naprawdę w tym biznesie chodzi.
O tym, że G2A.com to strona tworzona w Polsce dowiedziałem się przypadkiem, kiedy na YouTube znalazłem autora kanału MocnyVlog, który wybrał się do Rzeszowa, by odwiedzić siedzibę firmy. Okazało się, że – wbrew pozorom – nie jest to szemrany biznes, których grupka studentów rozkręca w piwnicy akademika, tylko wielkie przedsiębiorstwo z biurem wystylizowanym na modłę amerykańskich korporacji technologicznych. Popatrzcie sami:
Z tego też względu, ponieważ mówimy o naprawdę wielkiej instytucji i ponieważ jest to instytucja o polskim rodowodzie, zdecydowaliśmy się na Bezprawniku sprawdzić jak działa G2A i czemu opinie na jego temat są tak negatywne.
Czy G2A jest legalne?
G2A.com to platforma umożliwiająca handlowanie kluczami do gier komputerowych. Zapewne jesteście zaznajomieni z konceptem, że płyty DVD to już przeżytek i teraz wszystko można załatwić za sprawą aktywowania gry w platformie np. Steam, a następnie pobrania jej na swój dysk w dowolnej chwili.
Te gry często dystrybuowane są za sprawą tak zwanych „kluczy”, które możemy przypisać do naszego konta albo komuś podarować. Z czasem pojęcie klucza nieco się zdewaluowało z racji istnienia rozmaitych promocji, rozdawnictwa przez magazyny, takie jak CD-Action czy wygrywania ich w konkursach. W ostatnich latach gracze coraz częściej zamiast bezrefleksyjnie i natychmiastowo przypisywać nową grę do konta, rozważają jak mogą je wymienić na inne czy po prostu sprzedać.
I G2A jest właśnie platformą obrotem takimi kluczami, choć cieszy się bardzo złą opinią. Być może słusznie, o czym jeszcze napiszę, ale z drugiej strony w pamięci mam powszechnie lubiane i szanowane Allegro, które… A zresztą, pozwólcie, że podlinkuję trzy z kilkudziesięciu utrzymanych w podobnym tonie artykułów, jakie opublikowaliśmy na Bezprawniku:
Jak więc widać, podobnie jak Allegro, tak i G2A jest jedynie pośrednikiem pomiędzy sprzedawcami i kupującymi, a jednak opinie są diametralnie różne, choć i tu, i tu zdarzają się czarne owce. Szukając przykładów ze świata gier, Allegro jest trochę jak powszechnie szanowany World of Warcraft, podczas gdy G2A to taka Tibia. Gry jak gry, ale laurkę wystawia im społeczność.
Jakie są najczęstsze zarzuty pod adresem G2A?
Czytając fora internetowe czy oglądając filmy w sieci, możemy się dowiedzieć skąd się bierze ta zła opinia. Otóż gracze są stosunkowo często oszukiwani przez sprzedawców korzystających z platformy. Na przykład sprzedawane są im klucze do gier, które zostały zdobyte nielegalnie – w drodze kradzieży karty kredytowej, włamania na konto PayPal albo przejęcia konta Steam, bo i takie rzeczy stają się prawdziwą plagą. Oczywiście następnie z negatywnymi konsekwencjami korzystania z klucza boryka się sam gracz.
Kiedy na początku 2017 roku załoga G2A zorganizowała sobie AMA (Ask Me Anything) w serwisie Reddit powiedzieć, że nie poszło im najlepiej, to powiedzieć zdecydowanie za mało. Międzynarodowy Wykop zrównał z ziemią twórców witryny, twierdząc na przykład, że szkodzi ona całej społeczności i branży gier. Wskazywano, że G2A praktycznie nie weryfikuje prawdziwości oferowanych kluczy, a systemy weryfikacji, o których wspomina są kompletną fikcją.
G2A jest gorsze, niż piractwo – tak mówią nawet twórcy gier
Społeczność graczy jest bardzo kapryśna, często infantylna i w bardzo ograniczony sposób spogląda na mechanizmy działania internetu. Nikt przecież podobnych wymogów weryfikacji nie stawia wobec Allegro, eBay czy AliExpress. A jednak trudno brać redditowy występ ekipy polskiej firmy w obronę, skoro w trakcie AMA można było wyczytać historie takie, jak użytkownika o pseudonimie Toradoki – ktoś z pracowników G2A napisał mu, że na życzenie będą względem niego stosowane ostrzejsze kryteria weryfikacji, odnaleziono jego konto na G2A i znacząco ograniczono możliwości transakcyjne.
Dochodzi do takich sytuacji, że twórcy gier w rozpaczliwych apelach zwracają się do społeczności w sprawie G2A. Autor RimWorld przyznał, że o wiele bliżsi jego sercu są użytkownicy, którzy po prostu pobiorą sobie jego produkcję z The Pirate Bay, niż kupią ją na G2A. Dlaczego? The Pirate Bay nie kosztuje studia nic, po prostu nie zarabia na swojej ciężkiej pracy. Tymczasem kiedy ktoś kupuje kody do gry za pośrednictwem kradzionych kart kredytowych, by następnie sprzedać je w G2A, to studio odpowiedzialne za stworzenie gry musi oddać te pieniądze okradzionym. W rezultacie studio jest stratne. Nie dziwi zatem, że G2A zostało zmuszone do współpracy z producentami gier i obecnie doskonali system, dzięki któremu dzieli się z nimi przychodami. Tylko czy to wystarczy?
Inne problemy z G2A, G2A Shield i minister Morawiecki
Wśród innych zarzutów pod adresem G2A można znaleźć te czysto funkcjonalne – że kupiony kod w serwisie nie był działający, natomiast wsparcie administracji jest w tym zakresie minimalne. Przedsiębiorcy oferują jednak coś na kształt ubezpieczenia, działające pod nazwą G2A Shield. Jest to jednak opcja dodatkowo płatna. Z drugiej strony trudno sobie wyobrazić kupowanie bez takiego wsparcia, ponieważ handlują na nim ludzie z całego świata i nie wyobrażam sobie żeby polska policja potraktowała poważnie zawiadomienie o próbie oszustwa w sprawie klucza na Call of Duty za 30 złotych, sprzedanego przez jakiegoś podejrzanego Kazacha.
Samo G2A ma zresztą siedzibę w Hong Kongu. Z jednej strony cieszy zatem, że w Rzeszowie – nawet nie w Warszawie – udało się zbudować tak dużą i prężną firmę. Z drugiej… smuci, że nasze (nasze = polskie) dwie wielkie platformy związane z cyfrową sprzedażą gier – GOG i G2A są zarejestrowane kolejno na Cyprze i w Hong Kongu. Panie Ministrze Morawiecki, miał Pan zadbać o to, żeby Polacy zarabiali dla Polski.
Skoro o tych regionach mowa, to i regionalizacja jest jednym z problemów, ale nie fiskusa, a producentów. Nie jest bowiem tajemnicą, że np. Rosjanom, którzy w portfelach noszą tylko małe bomby atomowe, od lat sprzedaje się gry po niższej cenie. A oni zbierają te kody i wystawiają na globalnym rynku gier drożej. Oni zarabiają, a my i tak możemy je kupić po niższej cenie. No, ale może akurat w tej kwestii to wydawcy dostają nauczkę za pobłażliwe traktowanie graczy z mniej zamożnych od państw Unii Europejskiej krajów.
G2A bardziej jak Chomikuj.pl, niż Allegro?
Teoretycznie każdy serwis świadczący usługi drogą elektroniczną, który oferuje swoją powierzchnię internautom, działa w zgodzie z prawem. A jednak jak różnie są one odbierane, prawda? CDA.pl czy Chomikuj.pl są postrzegane jako serwisy „pirackie” (choć od lat starają się walczyć z tym wizerunkiem – choć bez przekonania), a tymczasem takich YouTube albo Dropbox nikt rozsądny o piractwo nie posądzi.
I właśnie G2A ma podobny problem wizerunkowy. Niby jest takim Allegro dla graczy, a jednak zbiera często negatywne opinie. Wydaje mi się, że jeśli chcą pozostać na rynku na dłużej, niż tylko kilka najbliższych lat, konieczne będzie doskonalenie instrumentów ochrony konsumenta (nawet kosztem własnego interesu) czy współpraca z wydawcami. Firma się rozwija, a nawet tworzy obecnie… swoją własną grę. Być może te doświadczenia pozwolą spojrzeć na rynek także z innej perspektywy.
Chcemy być dumni z G2A
G2A to tylko narzędzie, a przy tym bardzo fajne narzędzie i jestem daleki od obwiniania strony za grzechy jej społeczności – byłyby to tak zwane podwójne standardy, gdy jednocześnie gloryfikujemy na przykład Allegro. Z drugiej strony nie można jednak pozostawać obojętnym i trzeba motywować usługę do dążeń zapewniających możliwie jak największe bezpieczeństwo i uczciwość transakcji (teraz jest z tym różnie).
Chciałbym żeby firmy takie jak G2A czy bardzo ostro opisywany niedawno na Spider’s Web Codewise były nie tylko świetnymi biznesami, ale również takimi biznesami, które napełniają nas dumą. Jak ma to miejsce na przykład w przypadku CD Projekt RED. Oczywiście ta nasza duma nie ma żadnego znaczenia, ale mam wrażenie, że jest ona synonimem takich wartości, które zapewniają przetrwanie w dłuższej perspektywie.