Sieć Pepco szturmem podbiła Polskę – i można zrozumieć dlaczego. Trudniej natomiast pojąć, dlaczego teraz staje się marką dla fanów Harry’ego Pottera.
Coraz większą popularnością cieszą się nad Wisłą sklepy bez sensu. Mam tu na myśli na przykład Dealz czy Action. Ale już nie Pepco – to całkiem fajna sieć głównie dla młodych mam z całkiem sensowną ofertą i naprawdę niezłymi cenami. A przynajmniej tak zawsze tę markę odbierałem.
Właśnie byłem na zakupach, ale niestety nie byłem w stanie zbyt wiele włożyć do koszyka. Bo nie szukałem „czarodziejskich” artykułów.
Harry Potter w Pepco
Tymczasem obecna oferta sieci to w kilkudziesięciu procentach artykuły z Harrym Potterem. Jak bluzy dla kobiet, to z Harrym. Jak piżamy dla mężczyzn, to z Harrym. Jak zabawki – to z Harrym. Jak artykuły szkolne, to muszą być sygnowane przez Hogwart. „Potterowa” jest tam nawet bielizna – i to zarówno dorosła, jak i dziecięca oraz młodzieżowa.
O co chodzi? Rozumiem boom na gadżety z Barbie, film przecież właśnie podbił kina. Tymczasem ostatni film o Harrym zadebiutował ponad dekadę temu, a ostatnia książka znacznie wcześniej. Jasne, sympatyczny czarodziej jest bez wątpienia postacią ponadczasową. Ale przecież nie jest tak, że jak idziemy do sklepu, to połowa artykułów jest z Jamesem Bondem, Batmanem czy z Myszką Miki. A z Harrym jest.
W Pepco nawet bielizna jest „czarodziejska”
Podobnie jak chociażby artykuły szkolne
Młode pokolenie już tak zresztą Harry’ego nie kocha. Autorka książek, J.K. Rowling jest obecnie na cenzurowanym u dużej części odbiorców, bo lewicowa część lewicy uznaje ją za transfobkę (nie będziemy tu jednak się zgłębiać w ten temat).
Osobiście lubię Harry’ego, ale wolałbym mieć większy wybór i móc kupić sobie koszulkę bez napisu „Hogwarts”. Może jednak po prostu nie jestem grupą docelową Pepco? Tą są natomiast matki dzieci w wieku żłobkowo-przedszkolno-wczesnoszkolnym. A dzieciństwo tych matek przypadało zwykle na czasy, gdy filmy i książki o Harrym i spółce święciły największe triumfy.
To więc ze strony Pepco sprytny ruch – nie trzeba matkom podsuwać tego, co podoba się im dzieciom. Lepiej podsuwać to, co podoba się… samym matkom. Najwyraźniej ta strategia się sprawdza, bo sieć sobie w Polsce świetnie radzi i ma już ponad 1,2 tys. punktów. Swoją drogą, może teraz czas na sklepy dla młodych ojców – z gadżetami z Gwiezdnych Wojen czy ze Spider-Manem?