Holendrzy domagają się państwowego patostreama z zamieszek. Skoro płacą na policję, to chcą móc sobie popatrzeć

Codzienne Zagranica Zdrowie Dołącz do dyskusji (83)
Holendrzy domagają się państwowego patostreama z zamieszek. Skoro płacą na policję, to chcą móc sobie popatrzeć

Holendrzy ochoczo podpisują dosyć zaskakującą petycję, której przedmiotem jest transmisja wideo z armatek wodnych. Skoro płacą za policję, to chcą mieć możliwość oglądania pacyfikacji protestujących na żywo. Chodzi o społeczną kontrolę czy szeroko pojęte „show”?

Transmisja wideo z armatek wodnych

W holenderskim serwisie petities.nl pojawiła się petycja w sprawie transmisji wideo z armatek wodnych, z których korzysta policja. Podpisało ją już ok. 20 tys. osób (w momencie pisania tego zdania), a sam opis petycji jest dosyć ciekawy. Po przetłumaczeniu można zrozumieć to tak:

Kim jesteśmy? Holendrami, którzy siedzą w domu (nie protestują). Twierdzimy, że live stream w 4K to doskonała rozrywka na niedzielę. Żądamy więc, by udostępniona została transmisja wideo z armatek wodnych stosowanych przez policję wobec protestujących.

Protesty w Holandii (to dalej poprawne określenie Niderlandów), wydają się przybierać na sile. Społeczeństwo jest co do obostrzeń dosyć podzielone, czego wyrazem jest właśnie powyższa petycja.

Zwolennicy działań holenderskich władz w związku ze zwalczaniem epidemii na tyle nonszalancko podchodzą do protestujących, że domagają się, by móc – w formie rozrywki – oglądać pacyfikowanie ich przez funkcjonariuszy policji.

Protesty w Holandii

Jak pisze „De Morgen”, protesty mają miejsce w wielu holenderskich miastach – w Amsterdamie, Hadze, Eindhoven, Tilburgu, Venlo, Enschede, Helmond, Maastricht, a nawet Groningen. Zazwyczaj demonstracje kończą się zamieszkami, czego skutkiem są realne szkody materialne.

Na protestach pojawiają fajerwerki, niszczona jest miejska architektura, a także – na przykład – witryny sklepów. Policja musi działać w sposób zdecydowany, a zabezpieczanie protestów najczęściej i tak kończy się tłumieniem regularnych zamieszek. Funkcjonariusze – co ciekawe – do tłumienia zamieszek wykorzystują także swoje konne oddziały.

W Eindhoven doszło do wyjątkowo brutalnych starć, a w policję rzucano kamieniami, czy nawet nożami. Policji konnej dostało się fajerwerkami, co płoszyło zwierzęta. Protestujący splądrowali nawet jeden z supermarketów Jumbo. Zatrzymano kilkadziesiąt osób, niektórym postawiono zarzut napaści.

Jedynie z nocy z soboty na niedzielę wystawiono ok. 3600 mandatów za nieprzestrzeganie godziny policyjnej, zaś z powodu protestów zatrzymano w sumie kilkaset osób.

Ludzie mają dość obostrzeń. Czy mają do tego prawo?

Oczywiste jest, że wszyscy mamy dość obostrzeń. Są one jednak potrzebne i postawy całkowicie opozycyjnej wobec restrykcji nie jetem w stanie zrozumieć. Podobnie niezrozumiałe jest dla mnie także myślenie na zasadzie

no, można się przyzwyczaić

bez jakiejkolwiek refleksji nad adekwatnością i słusznością konkretnych ograniczeń. O ile zakrywanie ust i nosa traktuję za oczywiste, o tyle ciągłe utrzymywanie zakazu funkcjonowania hoteli czy gastronomii stanowi po prostu kuriozum.

Nie dziwię się zatem, że niektórzy polscy przedsiębiorcy – przy braku odpowiedniego wsparcia – muszą zacząć ponownie działać (vide akcja otwieraMY) Do polskiego casusu trzeba także dodać fundamentalną bezprawność wielu obostrzeń, które wyrażają się w ograniczaniu konstytucyjnych wolności bez formy ustawowej.

Wracając jednak do protestujących holendrów – niezadowolenie z obostrzeń to jedno, ale regularna walka z policją, wyrywanie płyt chodnikowych i rabowanie sklepów to zwykły bandytyzm. Niezadowolenie z restrykcji wydaje się być jedynie relatywizacją.