Wygląda na to, że nadszedł koniec wojny w Górskim Karabachu. Jednak porozumienie podpisane przez władze Armenii i Azerbejdżanu, pod patronatem Rosji, jest wyjątkowo niekorzystne dla tego pierwszego kraju. Ormianie tracą na rzecz oponentów część swojej kulturowej kolebki. W dodatku na terenie Górskiego Karabachu pomóc zaprowadzać pokój ma również… Turcja.
Koniec wojny w Górskim Karabachu
Gdy premier Armenii Nikol Paszynian napisał w nocy o „bardzo bolesnej” decyzji o podpisaniu zawieszenia broni, jego azerski odpowiednik Ilham Alijew triumfalnie oświadczył: „Mówimy, że przepędzimy ich z naszym ziem jak psy!”. To zestawienie chyba idealnie obrazuje kto wygrał ten konflikt. Dowodem na to jest zresztą także furia części Ormian, którzy wdarli się do budynku parlamentu w Erywaniu. Prawie zlinczowali jednego z parlamentarzystów, symbolicznie wyrwali też tabliczkę przytwierdzoną do biura szefa rządu Armenii.
Scena z parlamentu w Erywaniu. Pobity został też przewodniczący.
pic.twitter.com/mejVHvy7Zq— Jarosław Kociszewski (@JarekKociszewsk) November 10, 2020
Bo Armenia, na skutek zawieszenia broni, traci kontrolę nad trzema rejonami Górskiego Karabachu. Azerbejdżan ma w ciągu najbliższych tygodni przejąć rejony agdamski, kelbecerski oraz Laczin. To przełom, bo Karabach był pod niemal całkowitą kontrolą Ormian od czasu krwawej wojny z początku lat 90-tych. Przypomnijmy – oficjalnie Górski Karabach to część Azerbejdżanu. Ale jako nieuznawane przez żaden kraj para-państwo funkcjonowało ono jako praktycznie część Armenii. Dziś kolebka kultury Ormian kurczy się i wraca w ręce państwa, które po rozpadzie ZSRR otrzymało ją pomimo tego, że na jej terenie mieszkało stosunkowo niewielu Azerów.
Rosja i Turcja wchodzą do gry
Patronem zawieszenia broni jest Rosja. Jego podpisanie ogłosił w wystąpieniu prezydent Władimir Putin. Rosjanie to największy i główny sojusznik Armenii, który jednak do tej pory praktycznie nie angażował się w wojnę o Górski Karabach. Putin wszedł do gry dopiero w momencie praktycznej porażki władz w Erywaniu. I już wysłał swoje siły pokojowe, które będą pilnować przestrzegania zawieszenia broni. Azerbejdżan z kolei już zapowiedział, że z ich strony podobny ruch wykona Turcja. I właśnie to, z uwagi na historyczne animozje, jeszcze bardziej rozwścieczyło Ormian, dla których niewielkim pocieszeniem jest to, że w ich rękach wciąż pozostanie stolica Górskiego Karabachu – Stepanakert.
Co teraz się stanie? Niewykluczone, że Nikol Paszynian utraci zdobytą niedawno władzę w Armenii. Przegrana z Azerbejdżanem jest bowiem jego niekwestionowaną porażką. Nie wybaczy jej mu tak zwany „klan karabaski”, który rządził Armenią przez wiele lat i bardzo chętnie tę władzę odzyska. Nic zatem nie wskazuje, że koniec wojny w Górskim Karabachu będzie oznaczać jakiekolwiek pozytywne skutki dla i tak już bardzo pooranej przez historię Armenii. Natomiast władze Azerbejdżanu mają okazję do świętowania. I szykowania się do realizacji kolejnych planów.