Wojujące macierzyństwo. O prymacie tupetu młodych matek nad kodeksem cywilnym

Gorące tematy Codzienne Rodzina Dołącz do dyskusji (436)
Wojujące macierzyństwo. O prymacie tupetu młodych matek nad kodeksem cywilnym

Podczas zakupów w jednym z centrów budowlanych natrafiłam na tabliczkę informującą o odpowiedzialności opiekunów za szkody wyrządzone przez dzieci. Niby normalna rzeczy, bo odkąd pamiętam (choćby z czasów mojego dzieciństwa) była to raczej oczywista prawda – za dziecko płacili rodzice. Dlaczego więc współcześnie wywołuje to falę nie tylko zdziwienia, ale wręcz oburzenia? Współczesna odpowiedzialność za szkodę dziecka. 

Oburzenia? Tak. Niestety, ale kilkakrotnie była świadkiem oburzenia rodziców, którym ktoś zwrócił uwagę. Tego oburzenia nie trzeba zresztą daleko szukać, wystarczy spojrzeć na fora internetowe. Fora, na których matki grzmią, że sklepy powinny wykupować specjalne ubezpieczenia od tego typu szkód. Pytanie, dlaczego do takiego ubezpieczenia nie poczuwają się rodzice?

Odpowiedzialność rodziców za dzieci

Żyjemy w takich dziwnych czasach, w których zacierają się oczywiste prawdy. Jeżeli ktoś dwadzieścia lat temu powiedziałby moim rodzicom, że nie ponoszą za mnie cywilnej i materialnej odpowiedzialności, pewnie zrobiliby wielkie oczy. Dziś odpowiedzialność rodzica za szkodę dziecka nie jest już tak oczywista. W końcu rozbijając lampę w sklepie, dziecko nie niszczy, a dobrze się bawi.

Niestety tak jak dwadzieścia lat temu, tak i dziś przepisy prawa pozostają niezmienne. Rodzice odpowiadają, patrz: płacą, za dzieci. Po ich stronie leży również odpowiedzialność za przemyślane udostępnianie swoim pociechom przestrzeni publicznej. Czyli, mówiąc wprost, nie puszczenie ich samopas. Żeby przekonać się, jak bardzo tak oczywista prawda gubi się w społecznej świadomości, wystarczy przejść się po sklepie, zwłaszcza kosmetycznym. Euforia zakupów potrafi niejednej matce przysłonić zdrowy rozsądek.

Kilka dni temu w jednej z popularnych drogerii kosmetycznych, która regularnie organizuje duże promocje, byłam świadkiem paraliżu, jakiego dokonały matki z dziećmi. I nie mówię tu tylko o biegających dzieciach, czy tych, które głośno manifestowały swoją obecność, ale o zakorkowaniu przestrzeni pomiędzy półkami… wózkami dziecięcymi z pasażerami, którzy z powodzeniem mogliby przemierzać przestrzenie sklepowe na własnych nogach. Moja próba zwrócenia uwagi zakończyła się, co nie powinno dziwić, wyzwiskami. Ze sklepu wyszłam nie tylko z zakupami, ale również z przekonaniem, że kształtuje się nowe zjawisko społeczne – wojujące macierzyństwo.

Bo faktycznie dzieciom można obecnie bardzo wiele, o wiele więcej niż dziesięć lat temu. Wolność poszerzyła się w sensie obyczajowym, nie prawnym niestety. A może stety. W dalszym ciągu za małoletnie dziecko odpowiadają rodzice. I żadne grzmiące fora internetowe, czy wyzwiska nie zmienią tego faktu. Próba zrucenia odpowiedzialności na źle ustawione półki sklepowe, czy ekspozycje nie zda się na wiele. Roszczeniowość rodziców, którą nota bene zauważyła już nawet ambasada w Chorwacji powoli przestaje bawić, a zaczyna najzwyczajniej w świecie irytować.