Doskonale rozumiem, że kampania wyborcza, niezależnie czy do Parlamentu Europejskiego czy gdziekolwiek indziej rządzi się swoimi prawami. Czasem jednak padnie kilka słów za dużo. Gorzej, jeśli zostaną wypowiedziane przez obecną głowę państwa. Zdaniem prezydenta pieniądze z UE, które płyną do Polski to… swoista spłata długu.
Wybory do Parlamentu Europejskiego 2019: jeszcze się nie zaczęły, ale już rozczarowały
Stare partie (Prawo i Sprawiedliwość do spółki z Koalicją Obywatelską) nie zaproponowały w tegorocznej kampanii wyborczej nic, czego nie można było się spodziewać. Próby „zaistnienia” podejmują raczej Wiosna Biedronia i Konfederacja. Mogliśmy już wysłuchać wielu niezręcznych wypowiedzi, które padły ze wszystkich stron sceny politycznej, z politycznej szafy wypadło też parę trupów. Okazało się jednak, że na sam koniec, tuż przed ciszą wyborczą, atmosferę postanowił podgrzać… prezydent Duda. Stwierdził, że pieniądze z UE to spłata długu wobec Polski.
Dług wobec Polski? Pieniądze z UE miałyby się należeć nam ze względów moralnych
Zawsze byłam przekonana, że pieniądze z UE, które płyną do wszystkich krajów członkowskich Wspólnoty (chociaż nie do wszystkich w tym samym stopniu, to należy jasno podkreślić) są rozdysponowywane z budżetu UE zgodnie z prawem unijnym. Miałam też wrażenie, że ilość przekazywanych funduszy zależy m.in. od poziomu PKB na mieszkańca. Nagle jednak okazało się, że to wszystko to potworna pomyłka, a pieniądze z UE tak naprawdę dzielone są według kryterium moralnego. Tak przynajmniej twierdzi prezydent Andrzej Duda.
Prezydent spotkał się z mieszkańcami Lubaczowa, miejscowości znajdującej się na terenie woj. podkarpackiego. Apelował m.in. o wysoką frekwencję w nadchodzących wyborach do Parlamentu Europejskiego. Największe kontrowersje wzbudziły te słowa, które dotyczyły funduszy z UE:
Mam głębokie poczucie, że to jest dług, który dzisiaj, tamta wolna część Europy spłaca naszym żołnierzom, którzy polegli pod Monte Cassino. Tamta krew wołała o to zadośćuczynienie dla Rzeczypospolitej.
Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że jest to jakaś bardzo specyficzna metafora. Mam jednak wrażenie, że takie stwierdzenia to już nieco za dużo. Unia Europejska nie jest nam nic winna. Fundusze europejskie to nie jest coś, co przyznaje się ze względów na historię czy moralność. To nie jest zadośćuczynienie i nie jest to też nagroda za nic. A taką narracją możemy co najwyżej sprawić, że Polska jeszcze mocniej będzie postrzegana w Europie jako wyrośnięte dziecko, wieczne obrażone i naburmuszone, a do tego krzyczące głośno „daj”, mimo że podczas wspólnej zabawy krytykuje wszystkich innych uczestników.