Co łączy Biedronkę, Mamę Lekarz i W.Kruk? Zarzuty o plagiat. Co zrobić, gdy ktoś postanowi zarobić na czymś, co stworzyliśmy?

Prawo Zakupy Dołącz do dyskusji
Co łączy Biedronkę, Mamę Lekarz i W.Kruk? Zarzuty o plagiat. Co zrobić, gdy ktoś postanowi zarobić na czymś, co stworzyliśmy?

W internecie od czasu do czasu wybuchają awantury dotyczące przywłaszczania cudzych dzieł. Jedna strona oskarża drugą, że dopuściła się plagiatu – zdjęcia, opisu – lub że „ukradła” pomysł na dochodowy biznes, w tym – sklep internetowy. Kiedy faktycznie mamy do czynienia z plagiatem i w jakich sytuacjach można dochodzić swoich praw?

Niemal codziennie ktoś kogoś oskarża o plagiat w sieci

Internauci byli już świadkami wielu różnych sporów o plagiat w internecie. Na łamach Bezprawnika opisywaliśmy na przykład sprawę blogerki Marty Dymek prowadzącej blog Jadłonomia. Zarzucała ona Biedronce, że ta wykorzystała w swoim odpłatnym magazynie świątecznym przepis, który wcześniej blogerka opublikowała na publicznym fanpage’u bloga (przepis faktycznie był niemal identyczny). Była też sprawa Mamy lekarz, która z kolei miała umieścić w sprzedawanym przez siebie e-booku przepisy autorstwa Olgi Smile.

Udowodnienie, że ktoś splagiatował nasz przepis kulinarny jest jednak niezwykle trudne (prawo autorskie rzadko kiedy przychodzi tu z pomocą). Sprawy o plagiat – zwłaszcza jeśli nie chodzi o tak „oczywisty” utwór jakim jest np. książka – są zresztą często wyjątkowo ciężkie do wygrania.

Przykładem może być zarzut plagiatu, jaki firmie W.Kruk stawiała współautorka serwisu o biżuterii o nazwie Pica Pica. Uważała, że koncept na biżuteryjną markę o nazwie Picky Pica firma W.Kruk ściągnęła właśnie z serwisu. Zarzuty dotyczyły samej nazwy, „estetyki strony internetowej”, czy nazywania klientek firmy W.Kruk „Srokami” (wychodziłoby na to, że według współautorki Pica Pica tylko ona może używać tego sformułowania). Firma W. Kruk uznała roszczenia za bezpodstawne. Oskarżony podkreślał też, że ani nazwa, ani logo Pica Pica nie były zarejestrowanym znakiem towarowym. Firma argumentowała też, że w tamtym momencie sprzedawała już biżuterię i zegarki z linii Picky Pica od dwóch lat i startowała ze sprzedażą w sklepie internetowym.

Kiedy zatem plagiat w sklepie internetowym – w zależności od tego, czego dotyczy – faktycznie jest plagiatem?

To może być brutalne, ale pomysł na biznes to wciąż tylko pomysł – i nawet jeśli ktoś go wykorzysta, to nie będzie to plagiat

Po pierwsze i najważniejsze – na gruncie prawa autorskiego pomysł jest tylko pomysłem. I sam w sobie nie jest w żaden sposób chroniony prawem. To oznacza, że jeśli komuś przedstawimy swój wstępny pomysł na sklep internetowy, a ta osoba następnie wykorzysta te informacje do założenia własnego sklepu, to… jesteśmy sami sobie winni. Przepisy prawa autorskiego pozwalają bowiem na ochronę utworu – a nie samej myśli, nawet najbardziej twórczej. Aby pomysł mógł być chroniony na mocy prawa autorskiego, musi zostać uzewnętrzniony i przyjąć konkretną formę. Dodatkowo to „uzewnętrznienie” musi dokonać się w taki sposób, by możliwa była jego percepcja przez inne osoby. Przy czym – żeby była jasność – samo opowiedzenie komuś o pomyśle lub spisanie go na kartce nie będzie wystarczającą formą. Pomysł należy po prostu… zrealizować.

Czyli jeśli nasz pomysł na biznes (z którym nic jeszcze nie zrobiliśmy) zrealizuje ktokolwiek inny, to trudno – z punktu widzenia prawa – mówić o plagiacie. To samo dotyczy zresztą np. pomysłu na kampanię reklamową (chroniona jest zrealizowana kampania, a nie pomysł na nią).

Plagiat w sklepie internetowym: a co z plagiatem zdjęć, opisów czy strony www?

W lepszej sytuacji są przedsiębiorcy, którzy zarzucają splagiatowanie zdjęcia, opisu czy wyglądu strony internetowej -e-sklepu innemu przedsiębiorcy. Muszą jednak pamiętać, że wiele zależy od tego, jak do sprawy podejdzie sąd, który będzie badać różnice między poszczególnymi elementami. Dodatkowo najpierw sąd ustali, czy dany element faktycznie spełnia wszystkie przesłanki utworu (czy jest twórczy, posiadający indywidualny charakter i będący rezultatem pracy człowieka) i czy nie zastosowano np. prawa cytatu.

Subiektywnie twórczy efekt

Może być też na przykład tak, że to, co stworzy przedsiębiorca będzie jego zdaniem absolutnie wyjątkowe, jednak – w gruncie rzeczy – inni twórcy, nie znając go kompletnie, mogliby stworzyć coś niezwykle podobnego. Sądy stosują nawet koncepcję tzw. statystycznej jednorazowości – na przykład badają, czy podobne „dzieła” powstały już wcześniej albo jaka jest szansa, że ktoś w przyszłości osiągnie podobny rezultat. Czy jeśli w sklepie internetowym przedsiębiorca wstawił zdjęcia produktów białym tle (bez dodatkowych efektów, wymyślnych kadrów itd.), to ktoś inny, wstawiając zdjęcia swoich produktów – też na białym tle – popełnia plagiat? Oczywiście nie – bo trudno mówić w tym wypadku o jakimś twórczym charakterze zdjęcia.

Co jednak zrobić, jeśli faktycznie ma miejsce plagiat w sklepie internetowym, a inny przedsiębiorca dosłownie skopiował coś, co bez przeszkód można zaklasyfikować jako utwór?

Plagiat – i co dalej?

Przedsiębiorcy, którzy odkryją, że ktoś dopuścił się plagiatu ich zdjęć, opisów czy innych elementów mogą wezwać drugą stronę do dopełnienia czynności potrzebnych do usunięcia skutków naruszenia. W ramach tego przedsiębiorca może żądać opublikowania stosownego oświadczenia (przeprosin) na stronie internetowej sklepu należącego do plagiatora. Przede wszystkim jednak może żądać usunięcia splagiatowanego dzieła ze strony. Jeśli za pierwszym razem plagiator nie zareaguje, warto powtórzyć czynność, ale już w bardziej formalnej formie – czyli wysłać wezwanie listownie, z dołączonymi zrzutami ekranu, najlepiej z potwierdzeniem odbioru.

Co jednak jeśli to nie podziała? Oprócz ewentualnego zgłoszenia (np. do różnych platform na których zamieszczony jest splagiatowany utwór itd.) pozostaje wstąpienie na drogę sądową. W takim wypadku przyda się notarialne poświadczenie dowodów, czyli wspomnianych wcześniej screenów. Sąd może dodatkowo zasądzić na rzecz przedsiębiorcy zadośćuczynienie w odpowiedniej kwocie (zależy to jednak od samego sądu) lub – jeśli tego zażyczy sobie sam przedsiębiorca, a sąd uzna to za zasadne – zobowiązać plagiatora, by wpłacił konkretną kwotę na wskazany cel.

Zazwyczaj jednak – zwłaszcza jeśli „inspiracja” była bardzo wyraźna lub drugi przedsiębiorca po prostu przekopiował poszczególne elementy do swojego sklepu internetowego – już nieformalna korespondencja i propozycja ugody okazuje się skuteczna. Nie warto jednak zostawiać sprawy samej sobie – zwłaszcza, że w przypadku plagiatu zdjęcia, opisu czy innego elementu w sklepie internetowym mamy już do czynienia z komercyjnym wykorzystaniem dzieła.