W idealnym świecie osoby osiągające możliwie niski wiek emerytalny same z siebie decydowałyby się na dalszą pracę. Świat nie jest idealny, dlatego pracujący emeryci są szczególnym dobrem dla polskiego rynku pracy powoli zderzającego się z kryzysem demograficznym. Być może warto by ich więc ochronić w jakiś stopniu przed zwolnieniem z pracy z byle powodu.
Pracujący emeryci to korzyść dla państwa, które uparło się, by uprzykrzać im życie
Sytuacja demograficzna Polski nie jest taka zła. Jest dramatyczna. Nie jesteśmy może Koreą Południową, ale wskaźnik urodzeń do liczby kobiet należy w naszym kraju do najniższych w Europie. Decyzja o powiększeniu rodziny należy oczywiście do potencjalnych przyszłych rodziców. Problem w tym, że marna zastępowalność pokoleń już teraz nie pozostaje bez wpływu na polską gospodarkę. Będzie tylko gorzej w miarę, jak kolejne roczniki będą przechodzić na emeryturę.
Naturalnym rozwiązaniem byłoby oczywiście podwyższenie wyjątkowo niskiego wieku emerytalnego. Przy okazji należałoby także zrównać go dla kobiet i mężczyzn. Obydwa rozwiązania nie wchodzą jednak w Polsce w grę z powodu absolutnego braku społecznej akceptacji. Co nam w takim razie pozostaje? Zachęcanie pracowników, by kontynuowali pracę po osiągnięciu wieku uprawniającego do otrzymywania emerytury.
Poprzedni rządzący wymarzyli sobie idealną sytuację, w której co prawda wiek emerytalny jest niski, ale przed korzystaniem ze świadczeń będą uprawnionych powstrzymywać atrakcyjne zachęty. Niestety, nie wymyślili żadnej takowej. Ulga PIT dla pracujących seniorów praktycznie nigdy nie będzie się opłacać tak bardzo, jak praca na emeryturze. Tymczasem pracujący emeryci nie mają lekko, bo obowiązujące przepisy robią, co tylko w ich mocy, by skomplikować im życie. Najlepszym przykładem jest obowiązek zwolnienia się z pracy, by w ogóle móc pobierać świadczenie.
W momencie osiągnięcia wieku przedemerytalnego tracimy też wynikającą z kodeksu pracy ochronę przed zwolnieniem. Wynika to wprost z treści art. 39 przywołanej ustawy.
Pracodawca nie może wypowiedzieć umowy o pracę pracownikowi, któremu brakuje nie więcej niż 4 lata do osiągnięcia wieku emerytalnego, jeżeli okres zatrudnienia umożliwia mu uzyskanie prawa do emerytury z osiągnięciem tego wieku.
Kumulacja tych dwóch czynników jest szczególnie problematyczna. Kiedy osiągniemy wiek emerytalny, pracodawca znowu może nas zwolnić. Sami musimy się zwolnić, jeśli chcemy dostać emeryturę. Jeżeli chcemy kontynuować aktywność zawodową, to musimy zdobyć pracę po raz kolejny. Sam brak ochrony daje się jednak we znaki, zwłaszcza w realiach budżetówki, w której decyzja o zatrudnieniu lub zwolnieniu niekoniecznie wynika z rachunku ekonomicznego i zapotrzebowania danej instytucji.
Nic nie stoi na przeszkodzie, by kodeksową ochronę przed zwolnieniem rozciągnąć do 67 roku życia
Pracujący emeryci także powinni podlegać jakiejś formie ochrony przed zwolnieniem z pracy. Zacząłbym oczywiście od likwidacji absolutnie idiotycznego wymogu rozwiązania umowy o pracę przed otrzymaniem pierwszego świadczenia. W końcu przedsiębiorcy jakoś nie muszą z tego powodu zamykać swojej działalności gospodarczej.
Dla systemu emerytalnego ostatniego każdy wciąż pracujący emeryt również jest pewną korzyścią, bo taka osoba w dalszym ciągu odprowadza składkę na ubezpieczenie emerytalne. Gdyby po prostu pobierała świadczenie, to do systemu trafiałoby odpowiednio mniej pieniędzy.
Czy jednak można rozciągnąć ochronę wynikającą z zacytowanego wyżej art. 39 w nieskończoność? Absolutnie nie. Można się spodziewać, że przedsiębiorcom nie spodobałoby się tak daleko idące ograniczenie swobody zatrudniania i zwalniania swoich pracowników. Pracujący emeryci wciąż mogą być cennym zasobem dla swojego pracodawcy. Muszą jednak pozostawać w odpowiedniej formie psychofizycznej. W dzisiejszych czasach okres odpowiednio wydajnej aktywności zawodowej wydłuża się, ale w pewnym momencie wiek jednak da o sobie znać.
Granicę musimy więc gdzieś wyznaczyć. Powinna ona uwzględniać interesy pracowników, przedsiębiorców oraz systemu. Na szczęście jej wskazanie nie jest wcale takie trudne. Pamiętacie jeszcze podwyższenie wieku emerytalnego przez rząd PO-PSL? Zgodnie z obowiązującym wówczas prawem Polacy mieli docelowo przechodzić na emeryturę w wieku 67 lat. Pracujący emeryci z raptem dwoma dodatkowymi latami gwarancji zatrudnienia mieliby dość czasu na podniesienie wysokości swojego świadczenia oraz zapewnienie sobie nieco większych środków na jesień życia.
Kryzys demograficzny będzie się pogłębiać, więc w miarę rosnących potrzeb moglibyśmy w następnych latach taką ochronę wydłużać, na przykład do 69 albo 70 lat. Tym samym chętni Polacy mogliby pracować dłużej bez obaw, że z jakichś przyczyn nagle stracą swoje dotychczasowe miejsce pracy. Czy takie rozwiązanie zastąpiłoby podwyższenie wieku emerytalnego? Nie. Jest to chyba jednak najlepsze, co możemy osiągnąć przy obecnych nastrojach społecznych.