Nie mamy co liczyć na latające deskorolki, a dostarczanie przesyłek dronami nie ma większego sensu. To może chociaż roboty zastąpią kurierów? Brzmi prościej. Polski startup Delivery Couple pracuje nad robotami dostarczającymi zakupy i jedzenie już od 2021 r. Wydaje się, że to właśnie branża gastronomiczna i q-commerce mogą najwięcej skorzystać na automatyzacji dostaw.
Drony dostawcze to kiepski pomysł. Wystarczy jedna nazbyt ciekawska wrona, by skończyło się tragedią
Branża ecommerce jest żywym dowodem rewolucji technologicznej dokonującej się na naszych oczach. W ciągu kilku lat sposób robienia zakupów zmienił się nie do poznania, od momentu złożenia zamówienia aż po moment dostawy towaru do klienta. Jest jednak jeden obszar, który podlega bardziej ewolucji. Mowa o samym procesie przemieszczania zamówienia. Rezygnacja z usług kurierów wydaje się na dzisiaj niemożliwa.
Owszem, Amazon cały czas marzy o dostarczaniu towaru za pomocą latających dronów. Pod koniec 2022 r. firma nawet testuje w Kalifornii i Teksasie usługę Amazon Prime Air. Wydawać by się wręcz mogło, że robi to z powodzeniem. To znaczy: pierwsze dostawy w tej formie zostały już zrealizowane. Są jednak problemy nie do przejścia. Przede wszystkim mowa o cenie. Obecnie dostawa dronem kosztuje, według danych podanych przez Forsal.pl, aż 484 dolary. Nawet jeśli Amazon rzeczywiście zbije ją do poziomu 63 dolarów, to i tak opłacalność całego przedsięwzięcia wydaj się wątpliwa.
Są również problemy natury czysto praktycznej oraz natury prawnej. Wyobraźmy sobie rój dronów brzęczących nam nad głowami w środowisku miejskim. Hałas byłby nie do opisania. Co gorsza, wypadki mogłyby mieć opłakane skutki. Wystarczy, że dojdzie do awarii i kilka kilogramów czyichś zakupów poleci w dół. Ciężar ten może wylądować na czyimś samochodzie albo nawet na czyjejś głowie. Trudno sobie wyobrazić, żeby legislatorzy długo tolerowali taki stan rzeczy. Z tych samych powodów, dla których nie mamy co liczyć na latające samochody, nie powinniśmy się spodziewać, że latające roboty zastąpią kurierów.
Co jednak jeśli roboty zamiast latać po prostu by jeździły? Odpowiedź na to pytanie stara się znaleźć między innymi polski startup Delivery Couple, który od 2021 r. z powodzeniem pracuje nad półautomatycznymi robotami dostawczymi. Dzisiaj spółka oferuje już dostawy komercyjne. Dwa modele jej robotów, nazwane Mateusz i Kasia, funkcjonują już w ośmiu polskich miastach. Dostarczają przede wszystkim jedzenie z restauracji.
Dostawy robotami z powodzeniem uskutecznia już polski startup
Zarówno Mateusz, jak i Kasia, to czterokołowe łaziki niewielkich rozmiarów. Poruszają się po chodnikach i ścieżkach rowerowych. Ich zasięg ogranicza pojemność baterii. W pełni naładowana ma wystarczać na osiem godzin pracy. Jako że zaprojektowano je z myślą o dostarczaniu jedzenia, to są wyposażone w system grzewczy i czujniki temperatury. Dzięki temu zamówienie nie dociera do klienta zimne. Delivery Couple przekonuje, że ich roboty są w stanie dostarczać zamówienia w obrębie centrów dużych miast w ciągu maksymalnie pół godziny, także w kiepskich warunkach atmosferycznych.
Zamówienie z dostawą robotem działa w bardzo prosty sposób. Klient zamawia dostawę poprzez aplikację, pracownik restauracji wkłada zamówienie do robota. Ten następnie jedzie na miejsce, gdzie klient może odebrać swój posiłek. Delivery Couple nie ujawnia, w jaki sposób następuje przekazanie towaru klientowi. Można się jednak spodziewać weryfikacji podobnej do tej stosowanej w przypadku automatów paczkowych. „Półautomatyczność” Mateusza i Kasi oznacza, że roboty działają w większości samodzielnie, ale niekiedy wymagają bezpośredniego wsparcia operatora.
Zaletą dostawy robotem jest koszt wynajmu łazika, niższy niż wynosi obecnie minimalna stawka godzinowa. Łaziki teoretycznie są zeroemisyjne. W przeciwieństwie do latających dronów, miejskie ptactwo nie stanowi dla nich żadnego zagrożenia. Pewną niedogodność może stanowić konieczność wyjścia przez klienta poza budynek w celu odebrania zamówienia. Robot ani nie otworzy sobie w końcu furtki, ani nie wjedzie do nas po schodach. Kolejną wadą jest to, że urządzenia siłą rzeczy nie obsłużą więcej niż jednego zamówienia naraz.
Jeżeli ktoś wciąż uważa, że roboty zastąpią kurierów, to muszę go zmartwić. To właśnie ładowność wydaje się kluczowym ograniczeniem. To znaczy: Mateusz i Kasia nie są w stanie dostarczyć klientowi kanapy czy lodówki. Żeby móc transportować towary wielkogabarytowy, musielibyśmy mieć do dyspozycji automatyczne ciężarówki. Nawet gdyby te istniały, to i tak musiałyby zostać najpierw dopuszczone do ruchu przez ustawodawcę. Taki obrót sprawy wydaje się mało prawdopodobny.
Możliwe, że w przyszłości roboty zastąpią kurierów w q-commerce
Rozwiązanie zaproponowane przez Delivery Couple wydaje się jednak wręcz stworzone nie tylko dla gastronomii. Mamy w końcu pojazdy mogące względnie szybko dostarczać relatywnie lekkie zamówienia w środowisku wielkomiejskim, które klient obsługuje za pomocą aplikacji. Brzmi jak coś, co idealnie współgra z modelem q-commerce, prawda?
Łatwo sobie wyobrazić, że zamiast ciepłego posiłku z restauracji robot zostanie załadowany w którymś dark store innego rodzaju towarem o podobnej wadze. Cała reszta przebiegałaby właściwie w taki sam sposób. Teoretycznie obsługę robota dostawczego można by zintegrować z aplikacjami mobilnymi poszczególnych sklepów. Same roboty również mogą być nieco większe, by zaspokoić ewentualne potrzeby rynku.
Pójdźmy jednak o krok dalej. Jeżeli q-commerce mogłoby skorzystać z dostaw za pomocą robotów, to dlaczego nie sieci dyskontów i marketów, które też coraz śmielej eksperymentują z opcjami szybkiej dostawy? W przypadku firm, dla których pół godziny na doręczenie towaru to akceptowalny wynik, taka forma dostawy mogłaby być strzałem w dziesiątkę. Bonusem na początek wydaje się zainteresowanie konsumentów nowinką technologiczną jako taką. Dobrym przykładem może być robot Kerfuś, którego pojawienie się w sklepach sieci Carrefour przerodziło się w niemal ogólnopolski internetowy fenomen.
Półautomatyczny model dostaw ma jednak pewne ograniczenia. Przede wszystkim: tradycyjne sklepy internetowe prowadzące działalność wysyłkową na terenie całego kraju lub Europy nie zastąpią kurierów robotami. W najlepszym wypadku można się tutaj doszukiwać jakichś zastosowań w ramach logistyki ostatniej mili.
Jeżeli dostawy robotem się upowszechnią, to pojawia się kolejny problem. Po raz kolejny potrzebna nam będzie wyobraźnia. Tym razem zamiast roju dronów nad głowami mamy rój dronów pędzących po chodnikach i ścieżkach rowerowych. Znowu: można się spodziewać, że zaraz pojawią się osoby i grupy niezadowolone z takiego obrotu sprawy. Kierowcom może nie pasować, że dron zachowuje się niczym stereotypowy rowerzysta i wjeżdża mu pod koła. Rowerzyści mogą protestować, że coś im jeździ po ścieżce rowerowej. To zaś oznacza uregulowanie rynku przepisami.