Deweloper zabrał mieszkańcom miejsca parkingowe stawiając sobie znaki zakazu

Moto Nieruchomości Prawo Dołącz do dyskusji
Deweloper zabrał mieszkańcom miejsca parkingowe stawiając sobie znaki zakazu

Jeden z naszych czytelników poprosił o pomoc. Na pewnym osiedlu deweloper najwyraźniej zabrał mieszkańcom miejsca do zatrzymywania pojazdu. Postawił znaki zakazu zatrzymywania się na drodze prywatnej należącej do wspólnoty mieszkańców. Zarządca drogi umywa ręce. Tymczasem stawianie znaków drogowych na prywatnej drodze wewnętrznej również musi się dobywać zgodnie z przepisami prawa.

Stawianie znaków drogowych by zabrać mieszkańcom osiedla miejsca parkingowe to bardzo krótkowzroczne posunięcie

Miejsca parkingowe mają to do siebie, że bardzo często jest ich zdecydowanie mniej, niż samochodów. Problem ten dotyczy także nowo budowanych osiedli. Wystarczy, że któraś z rodzin ma dwa auta zamiast jednego, albo do mieszkańców przyjedzie ktoś w odwiedziny i już wyliczenia dewelopera zaczynają się sypać. Polacy zwykle stawiają w takich sytuacjach samochody wszędzie tam, gdzie przepisy im na to pozwalają. Po prostu nie mają innego wyboru. Jak więc rozwiązać problem tłoku i zajętego chodnika? Pewien deweloper wymyślił na to całkiem sprytny i wyjątkowo bezduszny sposób.

Jak poinformował nas jeden z naszych czytelników, pewnego dnia na ich osiedlu pojawiły się znaki zakazu zatrzymywania się, które wywróciły do góry nogami życie mieszkańców.

Uprzejmie proszę o pomoc. A mianowicie mieszkam na osiedlu gdzie z dna na dzień postawiono znaki zatrzymywania na drodze prywatnej należącej do mieszkańców wspólnoty gdzie wcześniej mieszkańcy mieli miejsca do zaparkowania samochodu. Obecnie te miejsca zostały nam odebrane bez naszej zgody. Mało tego nie wolno nam się zatrzymać pod klatką aby wynieść zakupy, czy wejść do mieszkania osobie, chorej, kalekiej czy wnieść małe dziecko do mieszkania nie można nawet podjechać z osobą kaleką i zatrzymać się aby ja wysadzić i wnieść czy wprowadzić do mieszkania.

Ponadto w okolicy nie a miejsc gdzie właściciele mieszkań mogą zostawić samochód na noc czy zaparkować nie ma takiego miejsca w promieniu około 5 lub więcej km. Czy jest możliwe aby ktoś tak mógł krzywdzić ludzi w XXI wieku? Posiadamy 2 samochody gdzie je mamy parkować i jakim prawem na naszej własności ktoś tak nas krzywdzi. Zarządca twierdzi iż on nie postawił znaków i twierdzi iż zrobił to deweloper który wybudował nasz blok.

Nawet bezprawne stawianie znaków drogowych może mieć określone konsekwencje. Łatwo sobie wyobrazić, że funkcjonariusze policji lub straży miejskiej widząc znak drogowy i źle zaparkowane auta zaczną wyciągać konsekwencje.

Na prywatnej drodze wewnętrznej znaki drogowe stawia jej właściciel

Droga osiedlowa w rozumieniu przepisów prawa o ruchu drogowym będzie drogą wewnętrzną. Są nimi wszystkie drogi, parkingi oraz place przeznaczone do ruchu pojazdów, niebędące drogami publicznymi i niezlokalizowane w ich pasie drogowym. Art. 8 ust. 2 przywołanej ustawy przesądza o tym, kto może się pokusić o stawianie znaków drogowych na takiej drodze.

Budowa, przebudowa, remont, utrzymanie, ochrona i oznakowanie dróg wewnętrznych oraz zarządzanie nimi należy do zarządcy terenu, na którym jest zlokalizowana droga, a w przypadku jego braku – do właściciela tego terenu

Z powyższego przepisu jasno wynika odpowiedź na pytanie, czy stawianie znaków drogowych przez dewelopera jest w ogóle legalne. Brzmi ona: to zależy. Jeżeli nasz czytelnik ma rację, a teren wraz z drogą należy już do mieszkańców osiedla, to deweloper postawił znaki zatrzymywania się nielegalnie. Warto przy tym wspomnieć, że samowolne ustawianie znaków drogowych to wykroczenie. Zgodnie z art. 85 kodeksu wykroczeń, za ten czyn grozi kara aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny.

Jeżeli jednak grunt cały czas należy do dewelopera, to teoretycznie mógłby podjąć taką decyzję. Teoretycznie to właściciel prywatnej drogi wewnętrznej sam ustala zasady ruchu. To do niego należy stawianie znaków drogowy. Nie oznacza to jednak, że ma w tej kwestii całkowitą dowolność.

Przede wszystkim, żeby na drodze wewnętrznej móc egzekwować zasady ruchu drogowego, ta powinna być właściwie oznaczona. Mowa o znakach ustanawiających strefę zamieszkania i strefę ruchu. W przeciwnym wypadku trudno mówić o zgodnych z prawem sankcjach za ignorowanie postawionych znaków drogowych.

Jeżeli droga osiedlowa rzeczywiście stanowi strefę zamieszkania, to w grę wchodzi styk kompetencji właściciela i organu sprawującego nadzór nad zarządzaniem ruchem. W grę wchodzi tutaj pkt. 3 rozporządzenia ministra infrastruktury w sprawie szczegółowych warunków zarządzania ruchem na drogach oraz wykonywania nadzoru nad tym zarządzaniem. Dużą część działań związanych z ruchem na takiej drodze wewnętrznej podejmuje organ sprawujący nadzór nad zarządzaniem ruchem, na wniosek właściciela.

Samowolne stawianie lub usuwanie znaków drogowych to wykroczenie

Co możemy w tej sytuacji poradzić naszemu czytelnikowi? Przede wszystkim mieszkańcy powinni się upewnić co do kwestii własności gruntu, na którym znajduje się droga. Jeżeli rzeczywiście właścicielem drogi osiedlowej jest wspólnota, to sprawa jest stosunkowo prosta.  Ewentualne decyzje dewelopera co do organizacji ruchu na drodze, która do niego nie należy, nie mają umocowania prawnego. Tym samym w grę wchodzi kilka rozwiązań.

Wspólnota może skorzystać z uprawnień właściciela drogi wewnętrznej i podjąć uchwałę o pozbyciu się niechcianych znaków zatrzymania się. Następnie wystarczy je usunąć na swój koszt. Może również wezwać dewelopera o zabranie swoich znaków drogowych z jej drogi. Rozwiązaniem jest także zgłoszenie na policję wykroczenia samowolnego postawienia znaków drogowych na jej terenie. Usuwanie znaków drogowych bez podjęcia czynności przez wspólnotę mieszkańców jest złym pomysłem. Wówczas to mieszkańcy narażają się na odpowiedzialność na podstawie art. 85 kodeksu wykroczeń.

Sytuacja komplikuje się, jeśli grunty cały czas należą do dewelopera. W takiej sytuacji najbezpieczniejszym rozwiązaniem wydaje się podjęcie przez wspólnotę uchwały z wnioskiem do dewelopera o zmianę organizacji ruchu na drodze. Argument jest tutaj oczywisty: mieszkańcy nie chcą tych znaków. Skoro więc własność gruntu prędzej czy później i tak przeszłaby na wspólnotę, to ich los właściwie jest już przypieczętowany.