Czy wielkie korporacje naprawdę mają prawo nas podsłuchiwać?

Gorące tematy Technologie Dołącz do dyskusji (31)
Czy wielkie korporacje naprawdę mają prawo nas podsłuchiwać?

Cortana, Google Now, Siri – te nazwy cyfrowych asystentów znają wszyscy, którzy mają styczność z nowymi technologiami. Światowi giganci branży tech prześcigają się w tworzeniu rozwiązań z pogranicza sztucznej inteligencji – takich jak Amazon Echo – które mają nam ułatwiać życie. Na ile te rozwiązania są legalne? 

Zainteresowanie ww. asystentami jest naturalne. Przecież – o ile wygodniej jest powiedzieć „Siri, jaka będzie jutro pogoda” i usłyszeć odpowiedź, niż 1) odblokować telefon 2) uruchomić przeglądarkę 3) wejść na stronę internetową z prognozą pogody 4) wpisać lokalizację 5) stuknąć w przycisk wyszukiwania 6) odczytać odpowiedź z ekranu.

Cała wiedza w rękach korporacji

W jednej z najbardziej znanych scen z filmu „Raport Mniejszości” główny bohater, przechadzając się po ulicy, jest zewsząd atakowany przez spersonalizowane, dosłownie mówiące do niego, reklamy. Wtedy – na początku XXI wieku – to była wizja prorocza, choć z prorokowaniem, rozumianym jako natchnionymi, od Boga pochodzącymi, wizjami nie miało to wiele wspólnego. Steven Spielberg swoją wizję oparł przecież nie tylko na opowiadaniu Philipa K. Dicka, ale i i konsultacjach z licznymi naukowcami. A wizja ta była jasna. Wiedza o nas: to, co lubimy, czym się interesujemy, słowem to, kim jesteśmy – to wszystko ma być/będzie magazynowe gdzieś w cyfrowej chmurze.  Jak się dobrze nad tym zastanowić, to taka chmura obliczeniowa stanowi również niesłychanie pojemny zbiór danych osobowych.

Temat prywatności w cyfrowym świecie jest niesłychanie rozległy, a życie pisze coraz to nowe scenariusze, które stanowią wyzwania – również prawne. Jednym z takich wyzwań jest nowa kategoria urządzeń, do których możemy zaliczyć Amazon Echo i zapowiedziany niedawno Google Home. To głośniki wyposażone w mikrofony, które, korzystając z serwerów swoich producentów, umożliwiają wyszukiwanie głosowe, sterowania innymi urządzeniami i aplikacjami, np. odtwarzaniem muzyki czy informowaniem o prognozowanej pogodzie. Ponieważ podstawową formą komunikacji korzystania z tego rodzaju urządzeń jest głos, to implikuje konieczność stałego włączenia mikrofonu i nasłuchiwania otoczenia.

Kupujący takie urządzenie wyraża zgodę na przetwarzanie danych osobowych. Jak ładnie to opisuje Amazon:

„We receive and store any information you enter on our Web site or give us in any other way” (tłum. „Otrzymujemy i przechowujemy każdą informację, którą nam przekażesz za pośrednictwem strony internetowej albo w jakikolwiek inny sposób”

To oczywiście nic niezwykłego – ot, zwykła, szara codzienność ery internetowej. Chcemy, czy nie, korzystając z sieci godzimy się na to, że sieciowi usługodawcy wiedzą o nas dużo (może i za dużo, ale to temat na osobny tekst). Problem z urządzeniami pokroju Amazon Echo jest taki, że w interakcję z nim wejdzie każdy, kto coś powie w zasięgu jego mikrofonów. Urządzenie nie przetwarza głosu samodzielnie – wysyła dane do serwerów, a te dokonują analizy wypowiedzianych słów – poczynając od identyfikacji użytkownika.

Amazon Echo – podsłuchiwanie w domowym zaciszu?

Ktoś mógłby się zapytać, czy takie – jakby nie patrzeć – nagrywanie cudzych wypowiedzi nie jest jakże popularnym w naszym kraju podsłuchiwaniem. Z pewnością właściciel Google Home nie popełnia przestępstwa z art. 267 § 3 kodeksu karnego, który stanowi, że

„karze podlega, kto w celu uzyskania informacji, do której nie jest uprawniony, zakłada lub posługuje się urządzeniem podsłuchowym, wizualnym albo innym urządzeniem lub oprogramowaniem”

a to z tej przyczyny, że użytkownik nie posiada dostępu do treści rozmów. De facto trudno określić, jakie informacje dokładnie są przez Google czy Amazon przechowywane. Regulamin Amazon wskazuje, że dane pozyskane od użytkownika są przechowywane w celu większej personalizacji świadczonych usług, ale można domniemywać, że serwery Jeffa Bezosa nie są zapełnione zapisami audio każdej interakcji z Echo.

Niezależnie od tego trochę niepokojący może być fakt, że w niedalekiej przyszłości wizyta u znajomych będzie się wiązała z byciem nasłuchiwanym przez niepozorny głośnik umieszczony gdzieś między telewizorem a routerem. Teoretycznie konstrukcja urządzeń tego rodzaju wyklucza stworzenie z domowego salonu inkarnacji restauracji „Sowa i przyjaciele”, więc można się czuć nieswojo, ale bezpiecznie.

Głos to dane biometryczne

Głos umożliwia identyfikację danej osoby. Ponieważ jest to cecha fizyczna, głos jest biometryczną daną osobową w rozumieniu rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady Unii Europejskiej z dnia 6 kwietnia 2016 r. – które to rozporządzenie lada moment będzie obowiązywać na terenie UE, w tym Polski. Zgodnie z art 9. ust 1 rozporządzenia, przetwarzanie takich danych osobowych jest zabronione. Rozporządzenie od tej zasady zawiera szereg wyjątków, w tym jeden szeroko zakreślony:

„osoba, której dane dotyczą, wyraziła wyraźną zgodę na przetwarzanie tych danych osobowych w jednym lub kilku konkretnych celach”

W regulaminach Amazonu, Google czy Microsoftu na próżno szukać precyzyjnej odpowiedzi, w jakim konkretnie celu są przetwarzane dane biometryczne. Można się spodziewać, że w najbliższym czasie czekają nas masowe zmiany regulaminów świadczenia usług, nie tylko zresztą w zakresie obsługi głosem urządzeń czy oprogramowania.

Słowem – technologia po raz kolejny wyprzedziła prawo. Czy ustawodawcy nadążą za rozwojem techniki i znajdą złoty środek między możliwościami a prywatnością?