Gazeta Wyborcza poinformowała, że rząd postanowił najwyraźniej zmniejszyć wydatki na ochronę zdrowia. Ściślej mówiąc: okroić budżet NFZ o jakieś 10 mld zł w skali roku. Władza przekonywała nas od dłuższego czasu, że zamierza uczynić dokładniej na odwrót. Wydatki na ochronę zdrowia miały w 2023 r. wynieść aż 6 proc. PKB.
To jak to było z tym stałym zwiększaniem nakładów na opiekę zdrowotną?
Jeszcze przed epidemią koronawirusa, corocznym kryzysem energetycznym, wojną w Ukrainie i faktyczną recesją Polacy w rozmaitych badaniach opinii publicznej wskazywali jeden problem, którym państwo powinno się zająć. Chodzi o wydatki na ochronę zdrowia. O tym, że opieka zdrowotna w naszym kraju jest niedofinansowana, chyba nikogo nie trzeba przekonywać. Rządzący zapowiadali nawet systematyczny wzrost państwowych środków na ten cel. W 2023 r. miało to być ponad 6 proc. PKB.
Życie jednak płata mieszkańcom naszego kraju różne figle. „Gazeta Wyborcza” poinformowała, że system ochrony zdrowia w Polsce ma być poważnie okrojony z pieniędzy. Mowa o nawet 20-40 mld zł w ciągu następnych trzech lat. Niektóre zmiany w projektowanych nowelizacjach są bardzo ciekawe. Na przykład rządzący wymyślili sobie, że z budżetu państwa przestaną być płacone składki zdrowotne za więźniów i rolników. To miałoby dać jakieś 3,6 mld zł oszczędności rocznie.
Brzmi dobrze? Mało kto w Polsce przejmuje się prawami więźniów. Można się więc spodziewać, że nikt nie zapłacze po zmuszeniu ich do opłacania sobie składek na ubezpieczenie zdrowotne samemu. W końcu dzisiaj robią to przedsiębiorcy, zatrudnieni na umowach o dzieło i niepracujący niezarejestrowani jako bezrobotni. Co jednak z rolnikami? Nic nie wskazuje na to, by Prawo i Sprawiedliwość postanowiło nagle popełnić wyborcze samobójstwo, antagonizując dużą część własnego elektoratu. Tymczasem składki same się przecież nie zapłacą.
A może jednak? Rządzący mogą przecież zadekretować ustawą, że od teraz więźniowie i rolnicy są ubezpieczeni z mocy prawa i już. Pieniądze na leczenie przedstawicieli tych dwóch zupełnie różnych grup społecznych i tak musiałby prędzej czy później wyłożyć NFZ. Różnica jest taka, że Fundusz nie dostałby w takiej sytuacji żadnej rekompensaty. Rzeczywiście, w uzasadnieniu projektu znajdziemy fragment:
Projektowane regulacje winny skutkować ograniczeniem przychodów Narodowego Funduszu Zdrowia oraz wydatków budżetu państwa
Jeżeli rząd chce zmniejszyć wydatki na służbę zdrowia, to chyba robi się zdesperowany
To nie koniec złych wiadomości dla NFZ. Fundusz ma przejąć finansowanie ratownictwa medycznego, co miałoby dać kolejne 3 mld zł. Pomysł oszczędzania akurat na ratownictwie medycznym wydaje się co najmniej absurdalny. Zwłaszcza że ta niezbędna obywatelom gałąź opieki zdrowotnej i tak cierpi na chroniczne niedofinansowanie.
Rządzący chcą również, by to NFZ kupował szczepionki wykorzystywane w programie szczepień specjalistycznych. Podobnie zresztą będzie w przypadku świadczeń wysokospecjalistycznych, darmowych leków dla seniorów powyżej 75 roku życia i kobiet w ciąży, oraz leków na HIV i AIDS. Łatwo dostrzec w tych wszystkich zmianach pewien schemat postępowania. Jakby władza desperacko szukała pieniędzy gdzie tylko popadnie.
Być może jednak na biednego nie trafiło i Fundusz ma za dużo pieniędzy? Teoretycznie w zeszłym roku zysk NFZ wyniósł 10 mld 430 mln zł. Problem w tym, że rezultat niewykonywania świadczeń. Zagrożone jest więc zdrowie Polaków.
Radio ZET zwróciło uwagę na bardzo ważny aspekt całej sprawy. Zgodnie z danymi opublikowanymi przez Fundację Obywatelskiego Rozwoju, przyszłoroczny budżet nie będzie wart papieru, na którym go zapisano. Wszystko dlatego, że rządzący robią, co mogą, by upchnąć aż 422 mld zł poza nim. Rzeczywisty deficyt naszego państwa ma w przyszłym roku wynieść nie 65 mld zł, a 206 mld zł. Równocześnie przygotowywane zmiany w prawie zakładają możliwość ogłoszenia przez Polskę niewypłacalności. Jak PiS określa swoje fiskalne arcydzieło? „Budżet bezpieczeństwa i odpowiedzialności”. Nic tylko pozazdrościć poczucia humoru.
Zmniejszone wydatki na służbę zdrowia całkiem nieźle wpisują się w tę strategię. Oczywiście rząd mógłby teoretycznie okroić socjalne eldorado, jakie tworzył przez ostatnie siedem lat. Okrojenie programów w rodzaju 500 plus, czy rezygnacja choćby z czternastych emerytur, wpisywałyby się nieźle w walkę z inflacją. To jednak wyglądałoby paskudnie w przedwyborczym kontekście. Zwłaszcza, że Prawo i Sprawiedliwość musi przed wyborami parlamentarnymi znowu przekupić czymś swoich wyborców. Do tego potrzebne są pieniądze, i to niemało.