Bolesławiec. Znów odwiedziłem sklep z nazistowskimi pamiątkami. Coś się zmieniło?

Zbrodnia i kara Dołącz do dyskusji (55)
Bolesławiec. Znów odwiedziłem sklep z nazistowskimi pamiątkami. Coś się zmieniło?

Przed świętami Bożego Narodzenia odwiedziłem Bolesławiec na Dolnym Śląsku. Miasto słynie z ceramiki, ale w jednym ze sklepów poza pięknymi wyrobami znalazłem coś jeszcze – np. popiersie Hitlera i książki o Wermachcie. Teraz tam wróciłem. Pamiątki nadal są, ale coś się zmieniło.

Mój artykuł o sklepie z Bolesławca ze stycznia spotkał się ze sporym odzewem. Sprawą wystawionych w sklepie z ceramiką artystyczną nazistowskich pamiątek zajęła się nawet prokuratura, jednak uznała, że właściciel nie propaguje tym faszyzmu.

Najpierw kilka słów wyjaśnienia: nie przeszkadzają mi pamiątki historyczne, nawet te przypominające o hitlerowcach. Grupy rekonstrukcyjne uważam za coś świetnego. Ale nazistowskie pamiątki, wystawione w sklepie z ceramiką, bez żadnego oznaczenia? Tam, gdzie chodzą rodziny z dziećmi, na dodatek w pobliżu niemieckiej granicy? Spora przesada. Gdyby to był antykwariat, to nie byłoby to tak kontrowersyjne, przynajmniej dla mnie.

Bolesławiec. Nazistowskie pamiątki ciągle w sprzedaży. Ale…

Wracam więc po kilku miesiącach do Bolesławca – i również do sklepu z ceramiką. Pamiątki jak były, tak są. Czapka Wermachtu? Jest. Niemiecka książka o Wermachcie? Leży. Żydowskie opaski? Są. Chyba prawie wszystko, co widziałem w grudniu, nadal pozostało w sklepie. Ale coś się jednak zmieniło.

Niniejsza kolekcja nie ma na celu propagowania idei nazistowskich i faszystowskich. Ma ona jedynie charakter historyczny i kolekcjonerski.

Takie oto karteczki są przy „eksponatach”. Do tego informacja, że to propozycja dla grup rekonstrukcyjnych czy… filmowych. No i powołanie się na art 256 paragraf 3 kodeksu karnego.

Do tego pamiątki są trochę bardziej schowane niż pół roku temu.

Ta czapka „ukrywała” się na przykład w uchylonej szafce.

Żydowskie opaski, żelazne krzyże i swastyki też były nieco schowane. Choć w zasadzie można powiedzieć, że udawały schowane.

W sklepie, gdy go odwiedziłem tym razem, było sporo klientów. Nie tylko z Polski czy z Niemiec, było sporo Azjatów, a nawet Amerykanie. Przy mnie dwóch mężczyzn zobaczyło czapkę z hitlerowskim orzełkiem. – Tego tu nie powinno być – stwierdził jeden z nich. Moim zdaniem miał rację, ale cóż, prokuratura stwierdziła inaczej.

Coś jeszcze zwróciło moją uwagę. „Kolekcja” właściwie się nie zmniejszyła przez pół roku – na sprzedaż jest w zasadzie zupełnie to samo, co pół roku temu. Biznes więc chyba nie najlepiej idzie (przynajmniej jeśli chodzi o „pamiątki”, a nie o ceramikę). Nasza historia była cytowana nie tylko przez Wyborczą, ale też przez media z Bolesławca. Wiem, że sprawą interesował się też TVN. Do tego jeszcze prokuratura… Czemu więc, skoro sprzedaż „pamiątek” nie idzie i przysparza kłopoty, to sklep ją kontynuuje? Nie lepiej skupić się na ceramice, która idzie jak woda? I która nie budzi żadnych kontrowersji, a jest bez dwóch zdań przepiękna…

Dobre pytanie, prawda?