Co czwarty rodzic wrzuca do Internetu zdjęcia swoich dzieci. Niektórych nie martwi upokorzenie dziecka. Liczy się zasięg

Prawo Prywatność i bezpieczeństwo Rodzina Dołącz do dyskusji (217)
Co czwarty rodzic wrzuca do Internetu zdjęcia swoich dzieci. Niektórych nie martwi upokorzenie dziecka. Liczy się zasięg

Publikujesz w sieci zdjęcia swoich dzieci? Przemyśl dobrze co wrzucasz, bo jak dorosną, mogą odpowiedzieć Kodeksem Karnym, ustawą o prawie autorskim i rozporządzeniem o ochronie danych osobowych.

Co robią zdjęcia dzieci w sieci

Dr Anna Brosch z Instytutu Pedagogiki WNS Uniwersytetu Śląskiego bada sharenting czyli zjawisko udostępniania zdjęć swoich dzieci od kilku lat. Kiedyś tacy rodzice dzielili się zdjęciami dzieci w przypadkowych sytuacjach, z rodzinnych uroczystości czy zabaw. Dziś rośnie liczba zdjęć przemyślanych, ale nie jest to ten rodzaj przemyślenia, którego obrońcy praw dziecka by sobie życzyli. Nie brak rodziców, którzy tak dobierają zdjęcia, by zapewniły dużo lajków. Liczą, że duża popularność przyciągnie uwagę producentów, którzy zapłacą im na przykład za lokowanie produktu. Mają nadzieję, że dziecko stanie się maszynką do zarabiania pieniędzy, nawet za cenę publikacji kompromitujących je zdjęć czy filmików. Liczy się zasięg.

Oczywiście nie wszyscy, którzy publikują w mediach społecznościowych zdjęcia swoich dzieci, chcą na nich zarabiać. Część chce się po prostu porostu pochwalić słodkim maleństwem i za nic na świecie nie skrzywdziłaby swojego dziecka.

„Inna przyczyna to dążenie do zdobycia popularności. Im ktoś bardziej aktywny w mediach społecznościowych, tym ma większą skłonność do obnażania prywatności. Co ciekawe w swoich badaniach spotkałam ludzi, którzy utajniali listę swoich znajomych na Facebooku, ale nie wahali się zamieścić nagich zdjęć dziecka” mówi dr Brosch.

Troll nie rodzic

Dzieci nagie, na nocniku, śpiące z głową w talerzu, dziwnie zachowujące się po odurzeniu do zabiegu, wszystko to znajdziemy w sieci. To już nie sharenting, ale parental trolling. Ojca, który umieścił na Facebooku zdjęcie swojego dwuletniego nagiego syna, który jedną ręką trzyma piwo, a drugą swoje genitalia, sąd skazał na 3 miesiące prac społecznych. Choć prokuratura oskarżyła go o udostępnienie nagich zdjęć bez zgody osoby fotografowanej, za co grozi od 3 miesięcy do 5 lat więzienia, sąd skazał go za upublicznienie zdjęć syna bez zgody matki. Okolicznością łagodzącą było to, ze matka też zamieściła zdjęcie nagiego synka, biegającego po plaży.

Bo rodzic oczywiście ma prawo do publikacji zdjęć swojego dziecka, ale powinien dobrze zastanowić się czy nie robi mu krzywdy. Czy go nie ośmiesza i czy to co uszło mu bezkarnie, gdy Jaś miał 3 latka, nie wróci, gdy Janek dorośnie. Żal dziecka, którego koledzy odnaleźli w Internecie kompromitujące zdjęcia i teraz z niego kpią, może mieć też kształt pozwu do sądu.

Spotkamy się w sądzie

„Nastolatki proszą rodziców o usunięcie zdjęć. Zagranicą dochodzi nawet do rozpraw sądowych, bo rodzic upowszechniając zdjęcia i informacje o dziecku, pozbawia go prawa do prywatności i do bycia zapomnianym. Artykuł 81 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych mówi, ze rozpowszechnianie wizerunku wymaga zgody osoby zainteresowanej. Z kolei RODO w artykule 17 daje nam prawo do bycia zapomnianym. Tymczasem nawet jeśli administrator usunie materiał na przykład z Facebooka, to może on już być na tyle rozpowszechniony, że nigdy nie uda się go całkowicie usunąć z sieci” mówi dr Anna Brosch.

Wrzucając zdjęcia swoich dzieci do sieci zastanów się czy chciałbyś upublicznić takie swoje zdjęcie. Możesz je skrzywdzić, a gdy dorosną mogą odpłacić się pozwem i zamiast pieniędzy za lokowanie produktu na blogu przyjdzie zapłacić odszkodowanie za naruszone prawa. Jeśli rodzic nie miał skrupułów, to dorosłe dziecko, też ich może nie mieć.