W ostatnim czasie minister infrastruktury Dariusz Klimczak zapowiedział wprowadzenie zmian w egzaminach na prawo jazdy, które zostały zgłoszone przez Krajowe Stowarzyszenie Egzaminatorów. Wprowadzone zmiany mają umożliwić egzaminatorom przerwanie egzaminu po pierwszym błędzie, popełnionym przez kandydata na kierowcę. Ale to nie koniec rzekomych ulepszeń dotyczących egzaminów na prawo jazdy, jakie mają zostać wdrożone. Wielu ekspertów odnosi się jednak do nich dość sceptycznie.
Zdawalność egzaminów za pierwszym razem w Polsce jest bardzo niska. Po wprowadzeniu zapowiadanych zmian może jeszcze zmaleć
W Polsce zdawalność egzaminów na prawo jazdy za pierwszym razem oscyluje w granicach 30 procent – dla porównania w Niemczech jest to około 70 procent. Wielu ekspertów nie ma wątpliwości, że zmiany zapowiadane przez Ministerstwo Infrastruktury i ministra Dariusza Klimczaka tylko pogorszą te statystyki. W teorii zapowiadane zmiany mają zwiększyć bezpieczeństwo na polskich drogach. Jednak jest to bardzo wątpliwe, a wielu ekspertów mówi o tym, że rząd szuka problemu złego wyszkolenia kierowców nie tam, gdzie powinien. Przyczyną kiepskiej zdawalności egzaminów jest mianowicie nie tyle sam egzamin, a złe praktyczne i teoretyczne przygotowanie do niego. To zaś leży po stronie szkół nauki jazdy, które nie zawsze oferują kursantom kompleksowe i rzetelne przyswojenie wiedzy praktycznej i teoretycznej.
Według projektu nowych zasad egzaminowania praktycznego kierowców egzaminator będzie mógł zakończyć egzamin nawet wtedy, gdy kandydat popełni niewielki, często mało znaczący i niezagrażający innym uczestnikom błąd podczas części praktycznej w ruchu drogowym. To jednak nie wszystko, ponieważ kontrowersje budzi także wymóg panowania nad pojazdem. W świetle planowanych zmian w egzaminach kursanci mogą być oblewani np. za sytuacje niezależne od nich, lub takie, które mogą przytrafić się nawet wprawionym kierowcom – np. zgaśniecie pojazdu.
Jak donosi Onet.pl, mamy do czynienia w Polsce ze swego rodzaju samowolą egzaminatorów, nad którymi pieczę mają sprawować marszałkowie, lecz często tego nie robią lub robią to tylko w sposób czysto formalny. To prowadzi do sytuacji, w których istnieją w Polsce ośrodki egzaminowania (zwane WORD-ami), w których pracują egzaminatorzy, oblewający nawet 97 proc. kandydatów na kierowcę. Ministerstwo Infrastruktury zdaje się nie widzieć tego problemu, a wprowadzanie zapowiadanych zmian nie przyniesie nic dobrego, wręcz przeciwnie, może tylko pogorszyć sprawę. Sytuację komentowali także na łamach portalu Brd24.pl sami egzaminatorzy:
Dziś błędem, który może zakończyć egzamin, jest np. przejechanie przez podwójną linię ciągłą. Dobry egzaminator może dziś rozróżnić przecięcie prostopadłe linii ciągłej od najechania, gdy się jedzie równolegle przy linii. Kursant może zahaczyć jednym tylnym kołem, bo lekko mu nie wyjdzie. Takiego egzaminu kończyć nie trzeba i nie należy. Ale po zmianach prawa to będzie koniec. To po prostu pogłębi pauperyzację zawodu egzaminatora. No i nie pomoże ludziom zdać egzaminu.
Problem leży przede wszystkim w niskim wyszkoleniu kandydatów na kierowców, na co zwracał uwagę swego czasu NIK
Złe funkcjonowanie systemu szkolenia kierowców w Polsce zauważyła niedawno Najwyższa Izba Kontroli. Nie pozostawiła ona suchej nitki nie tylko na egzaminatorach, ale także na pracy szkół nauki jazdy i ogólnym przygotowaniu kursantów do egzaminu. Co ważne, tego typu niepokojące dane są wprost skorelowane z bardzo niskim poziomem bezpieczeństwa na polskich drogach.
NIK w ubiegłorocznym raporcie zwrócił uwagę na jeden z najbardziej palących problemów systemu – słabym przygotowywaniu kandydatów na kierowców do zdania egzaminu i nieskupianiu się na nabyciu przez nich odpowiednich umiejętności oraz poziomu wiedzy, potrzebnego do bezpiecznego i sprawnego poruszania się samochodem osobowym. Zajęcia praktyczne i teoretyczne są zbyt ogólne, co sprawia, że kursanci nie mają jasno nakreślonej wizji szkolenia i doskonalenia swojej wiedzy i umiejętności praktycznych.
Co ciekawe, NIK odniósł się także do kuriozalnych sytuacji, w których osoby egzaminowane musiały odpowiadać na źle sformułowane pytania egzaminacyjne podczas egzaminu teoretycznego. Co dwunaste z nich było niezgodne z aktualnym stanem prawnym, a wiele było sformułowanych w sposób niejednoznaczny.
Problemem polskiego systemu szkolenia kierowców jest także umieszczanie tzw. WORD-ów w małych miasteczkach i miejscowościach. W ocenie NIK-u tylko pogarsza to sprawę i przyczynia się do pogłębienia złego szkolenia kierowców i nie wpływa korzystnie na zachowanie jego jednolitych standardów. Przykładem takiego ośrodka egzaminacyjnego jest oddział w Miliczu – miasteczku liczącym niewiele ponad 11 tys. mieszkańców. Kandydaci na kierowców wiedząc o tym, że w tego typu małych miejscowościach natężenie ruchu jest dużo mniejsze, a układ ulic mniej zagmatwany, decydują się na zdawanie w nich egzaminu na prawo jazdy, nawet wtedy, gdy mieszkają kilkaset kilometrów dalej. Zjawisko to nazywane jest turystyką egzaminacyjną i według NIK również przyczynia się ono do ogólnego obniżenia poziomu wyszkolenia praktycznego kierowców w Polsce.
Komercjalizowanie zdawania egzaminu na prawo jazdy to kolejny, bardzo poważny problem systemowy
O tym, że wiele ośrodków egzaminacyjnych uczestniczy w niezdrowym wyścigu o kandydatów, wiedzieliśmy już od dawna. Jednak dopiero w tamtym roku Najwyższa Izba Kontroli zwróciła na to uwagę. Wiele WORD-ów walczy o kandydatów na kierowcę w sposób, znany raczej z wolnorynkowego rynku konsumenckiego. Wszystko to ma na celu zwiększenie zysków konkretnego ośrodka egzaminowania kierowców i nie ma nic wspólnego z prawidłowych wyszkoleniem kandydatów. Według NIK-u tak daleko idące uzależnienie od wpływów z egzaminów poprawkowych również tworzy patologiczny system, który samonapędza się poprzez żerowanie na osobach, które nie zdają egzaminu teoretycznego lub praktycznego. W niektórych ośrodkach nawet 70 proc. przychodów z egzaminów stanowią egzaminy poprawkowe (np. w ZORD w Koszalinie). Do nieprawidłowości dochodzi także w samych WORD-ach. Jedną z nich jest przede wszystkim pozwolenie na przeprowadzanie egzaminów przez egzaminatorów bez ważnych orzeczeń psychologicznych i lekarskich.
Jednym z najważniejszych wniosków płynących z raportu NIK, było zaproponowanie m.in. limitu podejść zarówno do egzaminu praktycznego, jak i teoretycznego. Miałoby to zahamować zły proceder żerowania na kandydatach, którzy nie są dostatecznie przygotowani do zdawania egzaminu. Samym kandydatom miało także umożliwić podszkolenie swoich umiejętności podczas dodatkowego kursu. Poziom wyszkolenia kierowców miałby być zwiększony także poprzez wprowadzenie dodatkowych procedur szkolenia instruktorów, a także kontroli nad pracą egzaminatorów.