Dostęp do zagranicznych serwisów wideo często bywa uciążliwy - nawet wówczas, gdy użytkownik chce płacić za treści. Raptem rok temu, przed wejściem Netflixa na polski rynek, Maciej Lewczuk tak opisywał walkę internautów z tzw. geoblockingiem:
Podczas rejestracji Netflix sprawdza IP komputera, którego używamy i weryfikuje, z jakiego kraju jest to adres. Jeśli jest polski, to odrzuca możliwość rejestracji. Aby obejść tę barierę, wiele osób decyduje się na instalacje specjalnych wtyczek do przeglądarek, wykupują abonamenty w zagranicznych serwisach, które tak przekierowują ruch sieciowy, by nasze IP pochodziło z puli dostępnej w innych krajach.
Utrudnienia w dostępie do treści oferowanych przez serwisy z filmami czy muzyką nie wynikają oczywiście z niechęci ich właścicieli do pieniędzy. Winne temu są umowy z twórcami, które zazwyczaj ograniczają dostępność treści. Dzisiaj nadawca może udostępniać materiały klientom z innych krajów. Musi jednak wynegocjować odpowiednią zgodę ze strony właściciela autorskich praw majątkowych (np. wytwórni filmowej).
Geoblocking a prawo
Takie ograniczenia są specyficzne dla treści online. W realu, niemiecki klient może wejść do hiszpańskiego marketu i bez problemu kupić film na DVD. W przypadku tego samego filmu dostępnego w serwisie VOD narodowość klienta może być weryfikowana po numerze IP, adresie korespondencyjnym czy numerze karty płatniczej.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
Dlatego też Komisja Europejska - taki europejski rząd - we wrześniu przedstawił projekty aktów prawnych, które mają stworzyć Jednolity Rynek Cyfrowy. Jedna z propozycji uznaje geoblocking - rozumiany jako "blokowanie albo limitowanie dostępu do interfejsów online z powodu narodowości lub miejsca pobytu" - za nielegalną dyskryminację. Usługodawcy w szczególności nie będą mogli zmuszać klientów do użytkowania konkretnej wersji językowej serwisu, czy blokować dostęp do witryny.
Nie będzie to jednak - póki co - dotyczyć treści objętych prawami autorskimi. Komisja Europejska wybrała tutaj metodę małych kroków, i proponuje
przyjęcie instrumentu prawnego, który pozwoli nadawcom na łatwiejsze uzyskanie zezwoleń, które muszą otrzymać od podmiotów praw autorskich, aby móc nadawać programy online w innych państwach członkowskich UE
Tym instrumentem prawnym, o którym informuje KE, ma być możliwość uzyskania licencji na transgraniczne udostępnianie treści poprzez organizacje zbiorowego zarządzania - takimi jak np. polski ZAiKS. Zatem ostateczny efekt proponowanych rozwiązań będzie zależał od dobrej woli (czyt. chęci zysku) nadawców.
Na prawdziwie jednolity rynek dóbr cyfrowych w Unii Europejskiej będziemy musieli jeszcze trochę poczekać.
Jeśli chciał(a)byś uzyskać poradę prawnika - np. w zakresie prawa autorskiego - możesz skontaktować się z redakcją Bezprawnik.pl. Współpracuje z nią zespół osób specjalizujących się w poszczególnych dziedzinach, który solidnie, szybko i tanio pomoże rozwiązać Twój problem. Opisz go pod adresem e-mailowym [email protected], a otrzymasz bezpłatną wycenę rozwiązania sprawy.