Kto źle negocjuje, ten miękiszon. Tak sprawę stawia minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, który po raz kolejny publicznie upokarza premiera Mateusza Morawieckiego. A robi to, bo może. Jego kilkanaście radykalnych szabel sprawia, że PiS musi się go słuchać. Gdyby nie Solidarna Polska, dziś PiS nie miałby otwartych co najmniej kilku wojennych frontów. W tym tego, którego najbardziej nie chce – unijnego.
Miękiszon, czyli kto?
Dyskusja o Polexicie trwa, choć prawie nikt tego Polexitu nie chce. Prawie, bo wartości unijne nie są bliskie ani Konfederacji (co głosi ona otwarcie), ani Solidarnej Polsce (choć ta partia nie stosuje wprost tej retoryki). I nie byłoby nawet nic złego w tym, że funkcjonują sobie małe marginalne antyunijne partyjki, gdyby nie to że jedna z nich jest elementem rządowej koalicji. Zbigniew Ziobro wie doskonale, że im bardziej jest radykalny, tym bardziej osłabia swoich prawicowych konkurentów, więc z dnia na dzień coraz mocniej dokręca śrubę.
Dziś minister sprawiedliwości po raz kolejny wszedł w buty ministra do spraw europejskich. I powiedział o pracach nad porozumieniem z unią tak:
To są negocjacje. W negocjacjach nie można być, za przeproszeniem, miękiszonem, trzeba być twardym, trzeba potrafić dbać o interesy własnego kraju, Polski.
Kogo miał na myśli Zbigniew Ziobro? Sprawa jest jasna i oczywista. To Mateusz Morawiecki w lipcu wynegocjował budżet z zastrzeżeniem, że dojdzie do powiązania wypłat z praworządnością. Co prawda przekonywał, że to rozwiązanie ostatecznie się nie pojawi, ale Ziobro wiedział, że to nieprawda, dlatego już wtedy zaczął grillować premiera. Dziś szef Solidarnej Polski jest w sytuacji idealnej, bo premier musi twardo negocjować z Brukselą, będąc jednocześnie na straconej pozycji. Dlatego rzucony dzisiaj „miękiszon” nie był miękiszonem przypadkowym. To był miękiszon na miarę Zbigniewa Ziobry obecnych możliwości. Dużych możliwości.
Kierunek: na prawo, kierunek: na wschód
Niezależnie od tego czy będzie polskie weto w sprawie praworządności czy nie, PiS ostatecznie utracił opinię partii umiarkowanie euroentuzjastycznej. Dziś cała Europa będzie traktować polskie władze (i niestety, co za tym idzie, samych Polaków) jako outsiderów, patrzących z tęsknotą na wschód, dla których wspólnota to głównie skarbonka, a nie zestaw wspólnych wartości. To o tyle bolesne, że przez wiele lat pokazywaliśmy jak szybko i efektywnie można przekształcić się ze społeczeństwa żyjącego pod komunistycznym butem w kwitnącą demokrację, stawiającą na szybki rozwój. No ale niestety – taką sobie władzę wybraliśmy, nawet jeśli procentowo nie była ona nigdy popierana nawet przez połowę społeczeństwa.
Pozostaje pytanie: jak bardzo jeszcze się wszyscy zziobrujemy? A raczej jak bardzo zziobruje się Morawiecki, który – co byśmy o nim nie myśleli – wciąż jest główną osobą reprezentującą nas w Europie (jest też prezydent Andrzej Duda, ale trudno traktować go poważnie po kompromitacji z nieuznaniem zwycięstwa Joe Bidena). Na razie wszystko wskazuje na to, że premier tańczy jak mu minister sprawiedliwości zagra. I niestety jest to rosyjski taniec ludowy, w którym do kółeczka nie wpuszcza się miękiszonów.
(zdjęcie pochodzi z Twittera @MS_GOV_PL)