Choć to brzmi jak żart, żartem wcale nie jest. Rząd chce powołać spółkę roboczo nazwaną przez ministra infrastruktury PKP Autobus. Ma ona odpowiadać za, chyba ostatnią już, próbę przywrócenia zlikwidowanych połączeń autobusowych. Bo mimo szumnych zapowiedzi Polska wciąż pokryta jest komunikacyjnymi białymi planami. Dla mnie pomysł wykorzystania do tego PKP nie brzmi wcale tak źle.
PKP Autobus, czyli ostatnia deska ratunku
Historia z przywracaniem połączeń PKS zaczęła się na początku 2019 roku. Wtedy to szef Prawa i Sprawiedliwości, inaugurując kampanię wyborczą do europarlamentu, zapowiedział tak zwaną „piątkę Kaczyńskiego”. Jednym z jej elementów była właśnie zapowiedź likwidacji białych plam komunikacyjnych. Pomysł od początku ciekawy i zwracający uwagę na bardzo istotny problem. Ale też szalenie trudny do wykonania. Czego dowodem jest to, że jesteśmy 2,5 roku po jego prezentacji, a w wielu miejscach takich połączeń autobusowych wciąż nie udało się odtworzyć. Stąd zapowiedź kolejnej próby realizacji idei Kaczyńskiego.
Powstanie zatem spółka PKP Autobus, która ma wykorzystać możliwości spółek kolejowych do tego, by dotrzeć do osób mieszkających poza trasami pociągów. Jak czytamy w PolsatNews.pl, nie chodzi o żadną konkurencję dla PKP. Tylko o zapewnienie ludziom sprawnego dojazdu do tych miejscowości, które są kolejowo skomunikowane z resztą kraju. Wykorzystane do tego miałyby być należące do państwa spółki autobusowe, między innymi Polbus-PKS czy PKS Polonus. Ludzie z miejscowości wykluczonych komunikacyjnie zyskaliby przez to nie tylko dojazd do najbliższego większego miasta. Byłaby to też możliwość szybkiej przesiadki w pociąg, by móc dotrzeć nim w głąb kraju.
Nie wyśmiewałbym tego pomysłu
Kilka dni temu pisałem, że media niesprawiedliwie wyśmiały pomysł powstania Klubów Rozwoju Cyfrowego, nazywając je „rządowymi kafejkami internetowymi”. Z pomysłem powstania PKP Autobus może być podobnie. Tak, brzmi to z pozoru kuriozalnie – wszak kolejowa spółka bierze się za transport kołowy. Ale jeśli do tej pory nic innego nie zadziałało, to może właśnie wykorzystanie bardzo dużych zasobów, a także doświadczenia rodzimej grupy kolejowej, będzie drogą do sukcesu? Tak, rację mają ci, którzy już obawiają się, że nowa spółka może stać się kolejną okazją do powsadzania do niej „samych swoich”. Tylko że akurat w przypadku PKP, na całe szczęście, obsadzane są one w sporej mierze profesjonalistami (czego efektem jest chociażby bardzo pozytywna metamorfoza wagonów typu Wars).
Tylko czy wykorzystanie kolejarzy do reanimacji nierentownych połączeń PKS może okazać się receptą na sukces? Wszak część autobusów przestała jeździć dlatego, że już prawie nikt z nich nie korzystał. Oczywiście – można powiedzieć, że nawet dla tego jednego-dwóch pasażerów warto z wykluczeniem komunikacyjnym walczyć. Ale nie zawsze przyjęcie takiej idealistycznej postawy ma sens. Jeśli więc PKP Autobus ma wziąć na siebie tę misję, to dobrze byłoby wybrać miejsca, gdzie mieszkańcy naprawdę mają potrzebę lepszego połączenia z innymi miejscowościami. Bo po prostu nie każdą białą plamę da się wypełnić i nie na każdy projekt trzeba tracić siły i środki. Lepiej zaangażować je tam, gdzie szansa osiągnięcia sukcesu jest po prostu większa.
Projekt ostatniej szansy?
Mam wrażenie, że jeśli projekt PKP Autobus zawiedzie, to już – przynajmniej za tej władzy – z przywracaniem połączeń autobusowych trzeba będzie się pożegnać. A szkoda, bo był to jeden z wartościowych pomysłów PiSu. Jeśli bowiem naprawdę serio brać się za wyrównywanie szans, to transport jest jedną z kluczowych dziedzin. Podobnie jak cyfryzacja, za którą rządzący postanowili się ostatnia na poważnie wziąć. Problem polega na tym, że takie sprawy trzeba załatwiać na poziomie eksperckim i urzędniczym. Jeśli stają się szumną zapowiedzią wyborczą i wchodzi do nich polityka, często kończy się to źle. Dlatego trzymam kciuki, by kolejowo-autobusowa spółka była zarządzana przez profesjonalistów, a nie – jak to często bywa – krewnych i znajomych królika.