Sieć szpitali tymczasowych istnieje tylko teoretycznie. Większości… nie opłaca się nawet otwierać

Zdrowie Dołącz do dyskusji (232)
Sieć szpitali tymczasowych istnieje tylko teoretycznie. Większości… nie opłaca się nawet otwierać

Przykład z Kielc jest chyba najlepszą ilustracją obecnej sytuacji sieci szpitali tymczasowych w Polsce. Placówka została ukończona i uroczyście otwarta przez wojewodę, a kilka dni później… zniknął z niej sprzęt. Puste szpitale tymczasowe są w całej Polsce, a ich władze twierdzą że chorych jest na razie zbyt mało by móc się otworzyć. A tymczasem wiele z nich mogłoby już teraz zacząć odciążać „normalne” szpitale.

Puste szpitale tymczasowe

Jak podają Fakty TVN, szpital na terenie Targów Kielce ma docelowo pomieścić 900 łóżek dla pacjentów. Na razie przygotowano go na przyjęcie 150 osób, ale okazało się że to i tak za dużo, bo po otwarciu placówkę zamknięto, a sprzęt… wyniesiono. „Sprzęt został zabezpieczony i zdeponowany w sąsiednich salach w celu uniknięcia zniszczenia”, mówi Faktom Marzena Chodakowska ze świętokrzyskiego urzędu wojewódzkiego.

W Sopocie szpital tymczasowy ma znajdować się w sanatorium MSWiA. Miał zacząć działać pod koniec listopada, potem 15 grudnia, a ostatecznie ten termin przeniesiono na 5 stycznia. Dlaczego? Bo urzędnicy wojewody nie chcą, by stał pusty. Dziś na Pomorzu chorych na Covid-19 aż tak wielu nie jest, są więc obawy że doszłoby do podobnej PR-owej porażki, jaką jest dziś Szpital Narodowy, ogłoszony jako symbol wygranej z pandemią, niesamowicie kosztowny i niestety praktycznie nieprzydatny.

Jeszcze odleglejszą perspektywą jest szpital tymczasowy w hali Amber Expo w Gdańsku. Tu co prawda zainstalowano już infrastrukturę niezbędną do podawania tlenu, ale na tym prace praktycznie się skończą. Twórcy placówki już mówią nieoficjalnie, że jej otwarcie prawdopodobnie nie będzie miało sensu. Natomiast ponoć „dobrze że zrobiono to, co zrobiono, bo szpital w hali targowej będzie można szybko stworzyć podczas ewentualnej kolejnej pandemii”.

Do tego dochodzą szpitale działające, ale – podobnie jak placówka na Stadionie Narodowym – zajmujące się niewielką grupą pacjentów. Onet podaje, że w Międzynarodowym Centrum Kongresowym w Katowicach leczy się obecnie 16 osób. A szpital tymczasowy w tym miejscu jest gotowy do przyjęcia 500 pacjentów. Jeszcze gorzej jest w sąsiednich Pyrzowicach – tam gotowy od początku grudnia szpital… wciąż czeka na swojego pacjenta zero.

Szpitale budowane pod trzecią falę czy wydmuszki?

Rząd twierdzi, że szpitale tymczasowe są przede wszystkim po to, byśmy byli gotowi na nadchodzącą trzecią, jeszcze bardziej zabójczą falę epidemii. I właśnie dlatego placówki na razie stoją puste, bo po Bożym Narodzeniu może się pojawić gwałtowny wzrost zakażeń. Żaden ze mnie epidemiolog, ale na logikę patrząc, przy tak żałośnie małej liczbie wykonywanych w Polsce testów, to nawet się nie zorientujemy kiedy przejdziemy z drugiej do trzeciej fali. Natomiast, oczywiście, jeżeli sytuacja ma się stać jeszcze gorsza niż w październiku czy listopadzie, to dobrze że szpitale tymczasowe będą przygotowane. Warto jednak zastanowić się dlaczego nie były one gotowe już we wrześniu.

Ale, i zwracają na to uwagę od wielu tygodni lekarze, trzymanie pustych szpitali tymczasowych, przy jednoczesnym odcięciu tysięcy pacjentów od leczenia innych schorzeń niż Covid-19, jest po prostu nieludzkie. Mnóstwo szpitali już w październiku zawiesiło pracę wielu oddziałów – internistycznych, nefrologicznych, transplantologicznych i innych – by przyjmować pacjentów zakażonych koronawirusem. Ci, którzy mieli być przyjmowani na inne leczenie, zostali odprawieni z kwitkiem. I dziś wciąż nie mają szans na opiekę lekarską, bo ich oddziały nadal są „covidowe”. Jak bardzo idiotycznie na tym tle wyglądają puste szpitale tymczasowe, których nie chce się otwierać w obawie przed PR-ową porażką. Tylko że odkorkowanie służby zdrowia taką porażką by nie było. Byłoby natomiast jednym z nielicznych ostatnio racjonalnych ruchów rządu.