Minister Czarnek chce wziąć pod but Narodowe Centrum Nauki? Wszystko przez grant na badania o BDSM

Edukacja Państwo Dołącz do dyskusji
Minister Czarnek chce wziąć pod but Narodowe Centrum Nauki? Wszystko przez grant na badania o BDSM

System grantowy w Polsce się w końcu doigrał. Minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek zapowiada jego gruntowną reformę. Podstawowym problemem, jaki nowa ustawa miałaby rozwiązać, jest brak transparentności przy przydzielaniu grantów przez Narodowe Centrum Nauki. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że chodzi o dalsze skupianie uprawnień przed MEiN. 

Dziwi kogoś, że badania nad trans kobiecością i BDSM nie podobają się Przemysławowi Czarnkowi?

Narodowe Centrum Nauki postanowiło przekazać prawie 750 tys. zł grantu na badania zatytułowane „Trans kobiecość i sadomasochizm/BDSM. Związki i napięcia w polu produkcji płci”. Trzeba przyznać, że mamy do czynienia z zagadnieniem co najmniej kontrowersyjnym. Jak się łatwo domyślić, samo zestawienie nieortodoksyjnych praktyk seksualnych i transseksualności z nauką wywołało wściekłość po prawicowej stronie naszej debaty publicznej. Podstawowe zarzuty są dwa: że NCN wydaje pieniądze na „jakąś pseudonaukę”, oraz że zasady przyznawania takich grantów są wybitnie nietransparentne.

Trzeba przyznać, że nikt chyba nie jest zwolennikiem rozdawania państwowych i unijnych pieniędzy na podstawie arbitralnych kryteriów. Dlatego nie powinniśmy się chyba dziwić, że minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek zapowiedział zmianę przepisów. Jak napisał na swoim koncie na Twitterze:

Wystosowałem do władz NCN – dziś ode mnie niezależnych i całkowicie autonomicznie rozstrzygających konkursy na granty, także ze środków UE – oficjalne i stanowcze pismo z moim sprzeciwem wobec tak absurdalnych rozstrzygnięć. Gotowy projekt całkowicie reformujący system grantowy będzie przedmiotem prac rządu, jak ufam, jeszcze tej jesieni

Projekt przygotowany jesienią najprawdopodobniej nie przejdzie całej drogi legislacyjnej przed wyborami. Można się więc spodziewać, że nowy system grantowy pojawiłby się jedynie, jeśli obecna ekipa rządząca utrzyma się przy władzy. Warto przypomnieć, że MEiN zamierzało się zabrać za NCN już w zeszłym roku.

Pytanie brzmi: czy powinniśmy czekać na reformę z wytęsknieniem, czy raczej zachować sceptycyzm? Już w samej wypowiedzi Przemysława Czarnka możemy dostrzec bardzo ważny sygnał ostrzegawczy. Mowa oczywiście o fragmencie o władzach NCN, „niezależnych i całkowicie autonomicznych” wobec MEiN. Można go odczytywać jako niewinna próba odcięcia się ministra od wydawania pieniędzy na badania nad trans kobiecością, sadomasochizmem i produkcją płci. Alternatywne wyjaśnienie jest już nieco niepokojące.

Jeżeli nowy system grantowy łączyłby się z dalszą centralizacją, to ja już wolę ten nietransparentny

Nie ma się co oszukiwać, że uprawianie zawodu naukowca jest dzisiaj czymś absolutnie obiektywnym. Nie jest też czymś wolnym od polityki i ideologicznego rozedrgania. Można by się spierać, czy nauka kiedykolwiek taka była. W końcu najnowsza historia jest pełna przypadków pisania pod tezę, naginania wyników pod własne przekonania, czy wręcz zwykłej sprzedajności. Żyjemy w czasach, w których właściwie możemy sobie wybrać, w którą część nauki wierzymy, a którą uważamy za pseudonaukę i szarlatanerię.

Ma to znaczenie o tyle, że ewidentnie prawicowo-konserwatywno-religijna część naszego dyskursu będzie negować wszystko, co wiąże się z nieortodoksyjną seksualnością czy płciowością. W bardzo podobny sposób lewicowo-liberalno-sekularna część neguje sens zajmowania się teologią czy wpływem religii na kulturę, etykę i społeczeństwo. Taki już urok polaryzacji sceny politycznej i fiksacji na punkcie wyznawanych ideologii. Tylko czy to oznacza, że możemy ignorować tę część nauki, która nam się z różnych przyczyn nie podoba?

To przecież nie tak, że Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego nie dostał od MEiN 7,5 miliona złotych grantu na badania między innymi nad chrystianofobią. Można się więc spodziewać, że system grantowy w jakiś sposób kontrolowany przez ministra edukacji nabierze bardzo konkretnego skrzywienia.

Muszę przyznać, że nie jestem jakiś fanatykiem autonomii uczelni wyższych. Wszyscy chyba zdajemy sobie sprawę z tego, że działalność różnego rodzaju udzielnych księstw rzadko kiedy bywa transparentna. W takich warunkach łatwo o nieprawidłowości. Równocześnie jednak władza centralna daje mi wszystkie możliwe powody, by za nic w świecie jej w niczym nie zaufać. Zwłaszcza wówczas, gdy w grę wchodzi cokolwiek związanego ze sprawami światopoglądowymi.

Nowy system grantowy mógłby być czymś pozytywnym. Jeżeli zmusiłby NCN do podzielenia się z opinią publiczną na podstawie jakich dokładnie kryteriów rozdziela granty, to byłoby świetnie. Czego absolutnie nie chcemy, to kontynuowania trendu centralizacji. Odpowiednik Lex Czarnek dla uczelni wyższych byłby po prostu lekarstwem gorszym od choroby.