Brukseli zależy na tym, żeby producenci sprzętu elektronicznego stosowali takie same ładowarki w Unii Europejskiej. Ładowarka taka ma pasować do każdego urządzenia wszystkich producentów. Niestety, nie każdemu producentowi jest to na rękę. Z dotychczasowych porozumień wyłamało się Apple. Teraz do rezygnacji z własnego standardu amerykańską firmę może zmusić unijne prawo.
Takie same ładowarki w Unii Europejskiej, pomijając produkty Apple
Niektórzy z nas pewnie pamiętają czasy, gdy urządzenia elektroniczne poszczególnych producentów nie były ze sobą kompatybilne. Wcale nie tak dawno temu, użytkownicy sprzętu elektronicznego mogli co najwyżej pomarzyć o podładowaniu sprzętu ładowarką przeznaczoną do produktu konkurencyjnej firmy. Każde urządzenie, tak zresztą jak dzisiaj, sprzedawane było z ładowarką. Problemy zaczynały się wówczas, gdy ta gdzieś się zapodziała albo zwyczajnie zepsuła. Skorzystanie z tej pasującej do sprzętu domowników, coś dzisiaj właściwie oczywistego, wchodziło w grę wówczas, gdy wszystkie urządzenia były tej samej firmy. A i to nie zawsze, standard mógł się w końcu zmienić wraz z wypuszczaniem na rynek coraz to nowszych generacji coraz to nowszego sprzętu.
Dla właścicieli elektroniki taki stan rzeczy był uciążliwy, producentom najpewniej przynosił jakieś zyski. Wszystko to do czasu, aż zainterweniować postanowiła Komisja Europejska. W 2009 r. organ ten zainicjował dobrowolne porozumienie producentów telefonów komórkowych i innych urządzeń mobilnych. Jego celem były takie same ładowarki w Unii Europejskiej. Umowa ta oficjalnie weszła w życie w 2011 r, odnawiana była w 2013 r., 2014 r. i w marcu 2018 r. Jej skutkiem było przejście wszystkich producentów na standard USB, dzisiaj zastępowany stopniowo przez USB-C. Czy aby na pewno wszystkich? Ależ nie! Apple dalej uparcie trzyma się swojego standardu Lightning.
Zainteresowanie Komisji Europejskiej ładowarkami wynika także z troski o środowisko
Jako że Apple jest jednym z głównych producentów urządzeń mobilnych, niechęć do współpracy tej firmy dość znacząco podważa skuteczność całego porozumienia. Amerykański gigant nie robi tego, rzecz jasna, bez powodu. Apple znane jest między innymi ze swojej polityki kosztownego dodatkowego osprzętu do swoich produktów. Nie powinno więc dziwić, że firma nie chce dobrowolnie rezygnować z dodatkowych zysków. Gdyby jednak porozumienie upadło, realny byłby powrót do czasu mnogości różnych standardów ładowarek. Tego z kolei chciałaby uniknąć Bruksela. Dlaczego jednak takie same ładowarki w Unii Europejskiej stały się przedmiotem takiego zainteresowania ze strony organów Wspólnoty?
Ich sposób działania w sprawach, ja by się mogło na pierwszy rzut oka wydawać, trywialnych ma swoją specyfikę. W ostatnim czasie temat ten poruszał nasz prezydent, na przykładzie zakazu sprzedaży „tradycyjnych” żarówek. Swoistą legendą stało się, chociażby, zaklasyfikowanie marchewki jako owocu, czy ślimaka jako „ryby lądowej”. Za tego rodzaju regulacjami stoi jednak najczęściej jakiś głębszy sens. W przypadku ładowarek powodów zainteresowania ze strony Brukseli można wskazać kilka. Najbardziej oczywistym rozwiązaniem jest ułatwienie życia obywatelom Wspólnoty. Bez trudu można jednak znaleźć drugie dno całej sprawy. Mnogość standardów ładowarek na rynku prowadziła nieubłaganie do produkcji dużej ilości elektronicznych śmieci. Tych z kolei nie można tak po prostu wyrzucić do kosza, ich właściwa utylizacja kosztuje.
Komisja Europejska może jedną decyzją zmusić producentów elektroniki do stosowania jednolitego standardu ładowarek
Troska zarówno o wygodę obywateli, jak i o środowisko naturalne, zmusza Brukselę do rozważania bardziej radykalnych posunięć. O ile Komisja Europejska wciąż stara się przekonać producentów elektroniki do dobrowolnego rozwiązania problemu, o tyle z dotychczasowych rezultatów tych rozmów najwyraźniej nie jest zadowolona. Ten fakt przyznaje komisarz UE ds. rynku wewnętrznego, Elżbieta Bieńkowska. Temat podchwycili zresztą Europosłowie, wysyłając do wspomnianego organu list wzywający go do podjęcia stosownych kroków jeszcze w tej kadencji. Jest to jak najbardziej możliwe. Komisja Europejska dysponuje stosownymi narzędziami prawnymi, by najzwyczajniej wymusić na producentach takie same ładowarki w Unii Europejskiej. Rzeczpospolita wskazuje na uprawnienia wynikające z dyrektywy radiowej, bądź wręcz przyjęcie stosownych przepisów samodzielnie, bez oglądania się na inne unijne organy.
Jak mogłaby wyglądać taka decyzja? W duchu harmonizacji w obrębie unijnego wspólnego rynku, urządzenia służące do ładowania sprzętu elektronicznego musiałyby być kompatybilne z przyjętym uniwersalnym systemem. Producenci, którzy nie chcieliby spełnić takiego wymagania, z pewnością mogliby spodziewać się utrudnionego dostępu do rynku unijnego. Być może także nakładania kar finansowych. Nie byłby to pierwszy raz, kiedy organy europejskie mogą podjąć decyzje uderzające wprost w amerykańskich gigantów. Warto jednak pamiętać, że Komisja Europejska, pomimo ponagleń ze strony Europosłów, wciąż prowadzi z firmami produkującymi sprzęt elektroniczny dialog. Samo wezwanie do działania ze strony Europosłów wyrażone w formie listu do Komisji nie jest też, rzecz jasna, wiążące dla tego organu. Możliwe, że sama perspektywa podjęcia bardziej drastycznych kroków przez organy unijne stanowi element strategii negocjacyjnej. Z drugiej strony, kadencja Parlamentu i Komisji upływa w przyszłym roku.