Testy samochodów sportowych na drogach publicznych powinny zostać prawnie uregulowane. Dla dobra nas wszystkich

Moto Dołącz do dyskusji (7)
Testy samochodów sportowych na drogach publicznych powinny zostać prawnie uregulowane. Dla dobra nas wszystkich

Testy samochodów na drogach publicznych bardzo często zbiorem dowodów na popełnianie drogowych wykroczeń. Niestety, wielu motoryzacyjnych dziennikarzy myśli, że testowanie szybkiego pojazdu jest okolicznością kontratypową, a pomykanie 140 km/h w terenie zabudowanym jest w momencie testu usprawiedliwione, bo jak inaczej pokazać przyspieszenie — prawda?

Testy samochodów na drogach publicznych

Jeden z motoryzacyjnych dziennikarzy Maciej Pertyński, występujący na YouTube’owym kanale „Pertyn Ględzi”, zajmuje się m.in. testami samochodów. W udostępnionym 21 sierpnia materiale testuje on Porsche 718 Cayman GTS z 2019 r.

Jak można zauważyć w poniższym filmie, mężczyzna niespecjalnie przejmuje się ograniczeniami prędkości. W pewnym momencie gdzieś w tle przemyka znak, ograniczający prędkość do 40 km/h. Oczywiście Porsche mknie co najmniej trzykrotnie szybciej.

Takie obrazki zauważyć można w wielu wideotestach pojazdów, w szczególności w recenzjach szybkich samochodów.

Problem niestety jest wielopłaszczyznowy, ale brak odpowiedniej infrastruktury nie może być okolicznością łagodzącą dla motoryzacyjnych dziennikarzy, którzy nierzadko stanowią zagrożenie na drodze.

Infrastruktura drogowa do testów

Jestem w stanie zrozumieć, że wielu dziennikarzy testuje pojazdy na drogach publicznych. W wypadku wielu typów pojazdów, przeznaczonych przecież do codziennej jazdy, jest to najlepsze środowisko do zbadania, jak się dany samochód sprawuje na co dzień.

Niestety, testy samochodów, które przeznaczone są do szybkiej jazdy, nie powinny odbywać się na polskich drogach. Nie wierzę w to, że ktokolwiek testuje „sportowy” pojazd tylko po to, by rozwinąć nim oszałamiające 60 km/h w terenie zabudowanym (co błędnie uznawane jest za prędkość za którą „jeszcze nie ma mandatu”), czy też 100 km/h poza nim. Do tego trzeba pamiętać, że dziennikarze nie dość, że jadą z dużą prędkością, to równocześnie zajmują się recenzją pojazdu, co jest — oczywiście — w jakiś sposób rozpraszające.

Rozumiem też argumenty przypominające, że w Polsce w dalszym ciągu brak jest infrastruktury, pozwalającej na rozwijanie dużych prędkości bez zagrożenia dla innych. Nie powinno to jednak usprawiedliwiać nieroztropności.

Jak rozwiązać problem?

Polskie prawo powinno w jakiś sposób zareagować na owo zjawisko. Prawo drogowe nie przewiduje żadnych ułatwień dla testerów pojazdów, toteż muszą się oni zachowywać tak, jak każdy inny uczestnik ruchu. Dotyczy to również ograniczeń prędkości, czy zachowań na drodze.

Jedyne regulacje, które przewidują przepisy prawa w odniesieniu do testowania pojazdów to te, dotyczące samochodów autonomicznych.

Nie zrozumcie mnie źle. Nie chodzi o to, że każdy dziennikarz motoryzacyjny to pirat drogowy. Niestety, wielu recenzentów testuje szybkie pojazdy bez wyobraźni, a to krótka droga do tragedii. A trzeba pamiętać, że i takie miały w przeszłości miejsce.