Małe włoskie miasto, San Giovanni in Galdo, które mieści się w regionie Molise w południowej części Włoch, oferuje bezpłatny – tygodniowy – wypoczynek. Darmowe wakacje we Włoszech to dobry pomysł, który można by w pewien sposób wykorzystać nawet w Polsce.
Darmowe wakacje we Włoszech
„TVN24” opisuje, że darmowe wakacje we Włoszech faktycznie są dostępne i – w przeciwieństwie do dziesiątek podobnych doniesień – serio można z nich skorzystać. Sam program jest oczywiście obarczony pewnymi ograniczeniami, ale generalnie haczyków nie ma.
Darmowe wakacje we Włoszech spędzić można w niewielkim i słabo zaludnionym (ok. 600 mieszkańców) mieście San Giovanni in Galdo. Znajduje się ono na południu kraju i jest tak zlokalizowane, że niecałą godzinę zabierze podróż zarówno nad morze jak i w góry. Wybrać się również można do Rzymu czy Neapolu – to tylko dwie godziny drogi od Giovanni in Galdo.
Co jest celem wprowadzenia takiego rozwiązania? Nietrudno się zapewne domyślić, że właśnie pandemia koronawirusa, która zupełnie wstrzymała turystykę w regionie. Źródłowy serwis, przywołując słowa pomysłodawców darmowych wakacji we Włoszech wyjaśnia, że chodzi o to, by
przywrócić życie małym i nieznanym miejscowościom w Molise i sprawić, by odkryli je włoscy i zagraniczni goście w zerowym roku dla światowej turystyki, w którym z powodu kryzysu epidemiologicznego złamane zostały wszystkie tradycyjne schematy wakacji
Co trzeba zrobić, by wyjechać?
Kto może skorzystać z darmowych wakacji we Włoszech?
Skorzystać z okazji może każdy, z wyjątkiem osób, które
- są mieszkańcami regionu Molise
- są właścicielami nieruchomości w regionie
- mają w pobliżu krewnych
Warunkiem koniecznym jest odpowiednie umotywowanie wniosku (dostępnego pod tym adresem). Sam pobyt i zakwaterowanie są bezpłatne, a uczestnicy muszą pokryć koszty podróży i wyżywienia.
Darmowe wakacje we Włoszech w miasteczku San Giovanni in Galdo organizowane będą od 4 lipca do 3 października 2020 roku – rozpoczynają i kończą się one w soboty. Jeden turnus obejmuje maksymalnie 40 gości.
Podobny pomysł również w Polsce?
Propagowanie mniej znanych regionów turystycznych, jedynie lekko stymulując turystów do odwiedzenia nowego miejsca, jest dużo lepszym rozwiązaniem, aniżeli wprowadzanie bezsensownych programów socjalnych jak słynny bon turystyczny.
Pomysł nie dość, że w pewien sposób odciąża kieszenie ewentualnych przyjezdnych, to dodatkowo stanowi bardzo dobrą zachętę dla potencjalnych turystów do odwiedzenia konkretnego miejsca i – przez fakt, że transport i wyżywienie nie są finansowane – niejako przymusza ich do korzystania z lokalnych usług.
Jest to subtelna, ale bardzo skuteczna metoda wsparcia nie tylko zapomnianych regionów, ale branży turystycznej w dobie epidemii.
Podobne rozwiązanie – w mojej opinii – doskonale sprawdziłoby się w Polsce. Pomimo problemów, z którymi boryka się branża turystyczna, trzeba też pamiętać, że kurorty i miejsca najbardziej charakterystyczne znacznie szybciej wrócą do względnej normalności aniżeli rzadziej odwiedzane regiony. Ewentualne finansowanie – nawet na poziomie centralnym – noclegów dla określonej liczby turystów, w ściśle określonych miejscach, byłoby niewątpliwie dużo lepszym rozwiązaniem niż to, które zaproponowano.
Totalnie mnie rozbrajają rady dotyczące prowadzenia interesów, nie ujmując i z całym szacunkiem, pochodzące od jak mniemam blogowych białych kołnierzyków, którzy w życiu nawet roweru nie prowadzili, a rękawice robocze widzieli, o ile w ogóle, na reklamie marketu budowlanego w telewizji.
Niegdyś jedna z Redaktorek Bezprawnika pochodząca, jak sama zadeklarowała, z górskiej miejscowości, dawała rady dotyczące odśnieżania. Bez komentarza, kto w życiu odśnieżał chodnik przy posesji przez który przetacza się rzeka wypoczywających ten wie o czym mowa. No ale cóż, teoretyzować każdy może :-)
Jak na razie to odstraszacie coraz więcej turystów od Polski, wszędobylskim zawyżaniem cen.
Totalna fantastyka. W znanym artykule Onetu o „paragonach grozy” należało doczytać do końca, naprawdę warto, a(le) jak się chce można udowodnić każdą tezę. Tymczasem jak świat długi i szeroki, a także i jak stary, nomen omen, jak świat, byli i są Janusze „biznesu” nastawieni na szybki zysk jak i profesjonaliści oddani swojej pracy. Tak jest w każdej branży, nie tylko w turystyce, jeśli ktoś myśli, że jest inaczej to cóż, źle myśli ;-) Jak ktoś wie co to jest cykliczność zwana sezonowością, to wie jakie z tego można czy wręcz należy wyciągnąć wnioski.
Szacun za ciężką pracę, ale takie rady wcale nie muszą być automatycznie z dupy wyjęte.
Jeśli jakieś małe miasteczko 600 osobowe mówi, że może zaprosić turystów (40os./turnus to nie tak dużo) to może jakoś to sobie sensownie wykalkulowali. I może to mógły być niegłupi pomysł dla naszych mniejszych miasteczek – niedostatecznie popularnych, żeby przyciągnąć ludzi. Zauważ, że wyżywienie i atrakcje na miejscu już darmowe nie są.
Jeśli sobie obliczyli, że będą do przodu – to czemu nie? Zamiast narzekać bo piszący rękawic roboczych nie nosi może warto chociaż przeliczyć.
Chciałbym zobaczyć jak u nas ktokolwiek wprowadza darmowy wypoczynek. Najlepiej nad morzem – tam gdzie rybka po 200zł chodzi ;)
Z tą rybką jest tak, że te ceny są głównie przy promenadzie lub u ewidentnych Januszy.
Jest wiele miejsc w których ceny są normalne i nie znajdują się dalej jak pół kilometra od wody.
Wiem, wiem, że w turystyce większość to bardzo spoko ludzie, a czasy Januszostwa już na szczęście w tym biznesie odchodzą do lamusa.
Z rybkami to tak pół-serio było ;) Chociaż do eksperymentów w takim stylu jak w artykule jeszcze chyba nam trochę brakuje.