To nie Rosja i jej słynne już embargo na polskie produkty spożywcze są największym zagrożeniem dla naszych rolników. Okazuje się, że eksport na zachód, który teoretycznie jest naszym sojusznikiem, jest o wiele trudniejszy. Coraz więcej producentów żywności skarży się właśnie na bariery na zachodnich rynkach.
Teoretycznie Unia Europejska jest jednym wielkim rynkiem. To również największy rynek eksportowy dla polskich producentów żywności. Money.pl wskazuje, że polski eksport żywności na całym świecie w 2017 roku wyniósł 27 miliardów złotych. Aż 21 miliardów przyniósł eksport do krajów Unii. To ogromna ilość produktów, które trafiają na zachodnie rynki. Nic zatem dziwnego, że te kraje wzbraniają się przed zalaniem polską żywnością.
Oczywiście nie można nałożyć wewnątrzunijnych barier celnych określonych produktów do kraju. To byłoby sprzeczne z podstawowymi zasadami swobód gospodarczych, którym tak przecież hołduje. To również jest sprzeczne z unijnymi traktatami. Inne, również nielegalne, ale zdecydowanie trudniejsze do udowodnienia działania mają się aż za dobrze. Do tego stopnia, że przykładowo, spadliśmy z trzeciego na piąte miejsce, jeśli chodzi o eksporterów żywności do Czech.
Eksport polskiej żywności napotyka na mnóstwo problemów na zachodzie
Co to za poza traktatowe bariery? Przede wszystkim piętrzenie biurokracji, i tak przecież szalenie rozrośniętej w każdym kraju Unii. Polscy przedsiębiorcy skarżą się na nadzwyczaj częste kontrole sanitarne, wymagania dłuższego przechowywania dokumentacji czy posiadania dodatkowych certyfikatów. Trzeba dodać, że te same wymogi nie dotyczą producentów z danego kraju. Do innych trudności należą krótsze terminy różnych zezwoleń czy obowiązkowe umieszczanie na opakowaniach dodatkowych informacji. Herbata Loyd również padła ofiarą takich praktyk w Czechach.
Kto przoduje w nakładaniu takich barier? Przede wszystkim nasi najbliżsi sąsiedzi, a więc Czechy, Słowacja i Niemcy. Wojenki handlowe to codzienność również w Hiszpanii, Wielkiej Brytanii i na Węgrzech. Według polskich producentów, aż 30% produktów, które trafiają do tych państw, spotyka się z jakąś formą dyskryminacji. To wszystko drobne kroki, ale ta metoda jest niezwykle skuteczna. Powolne, ale konsekwentne bojkotowanie importowanych produktów ma realny wpływ na statystyki gospodarcze. To widoczne jest już w Czechach, o których wspomniałem wyżej.
Takie sztuczne kreowanie barier jest oczywiście sprzeczne z unijnym prawem. Nie za wiele można jednak z tym faktem zrobić, z uwagi na przewlekłość postępowania sądowego. Jak się okazuje, średnio całe postępowanie przez unijnymi instytucjami, które zajmują się tego typu zgłoszeniami od przedsiębiorców, trwa ponad 5 lat.