Emerytury dla artystów w formie proponowanej przez resort kultury to jeden z gorszych pomysłów naszego rządu. Za specjalne przywileje emerytalne dla garstki uprawnionych każdego roku zapłacimy co najmniej 100 milionów złotych. W tym celu rządzący stworzą nowy podatek.
Emerytury dla artystów finansowane przez dodatkową opłatę reprograficzną to droga donikąd
Nie da się ukryć, że konstrukcja polskiego systemu emerytalnego nie należy do przesadnie sprawiedliwych. Uparte budowanie systemu kapitałowego w toku kolejnych reform sprawiło, że niektóre grupy osób pozostały niejako na lodzie. By mieć emeryturę bez etatu należy samemu opłacać dobrowolne ubezpieczenie emerytalne. W przeciwnym wypadku pozostajemy poza systemem i nasz los na starość niespecjalnie państwo polskie obchodzi. Chyba, że akurat jesteśmy artystą.
Wiele grup Polaków w kwestii problemów z budowaniem wysługi lat i kapitału początkowego jedzie na tym samym wózku. Nie tak dawno pisaliśmy na łamach Bezprawnika o pomyśle Lewicy na zapewnienie emerytury minimalnej na śmieciówkach. Szanse na jego realizację możemy śmiało ocenić jako niewielkie. Z pewnością szybko byśmy się dowiedzieli, że budżetu państwa nie stać, nie ma pieniędzy – a tak w ogóle, to byłoby to z jakiegoś powodu posunięcie na wskroś niesprawiedliwe.
Dla porównania: na emerytury dla artystów będziemy płacić, jak podaje portal Money.pl, jakieś 100 milionów każdego roku. Warto wspomnieć, że resort kultury chce nadać specjalne przywileje emerytalne jedynie zawodowym i certyfikowanym artystom. Tych w Polsce jest jakichś 67 tysięcy. Oczywiście, nie wszyscy z nich są w tym momencie emerytami.
Sfinansować ten przywilej mają środki pochodzące z rozszerzenia opłaty reprograficznej o nowe kategorie produktów. Ministerstwo Kultury próbuje sprzedać nam bajeczkę, w myśl której zapłacą „źli bogacze” z firm produkujących smartfony, tablety czy telewizory smart. Resort zakłada, że nie nastąpi w tym przypadku przerzucenie kosztów spowodowanych przez nową daninę. Jakim cudem? Nie wiadomo.
Nie sposób nie zauważyć, że rządzący najwyraźniej w tej sprawie zgubili gdzieś po drodze wyczucie nastrojów społecznych. Polacy owszem, może i lubią samych artystów. Co wcale nie przeszkodziło w niczym społecznym oburzeniu przy poprzednim wyskoku resortu kultury. Rząd miał artystom dać 400 milionów, w ramach wyrównywania strat wywołanych przez pandemię. Najbardziej obłowić się mieli ci najbogatsi – co zirytowało zdecydowaną większość społeczeństwa.
Ministerstwo Kultury chce, by Polacy złożyli się na przywileje emerytalne dla grupy dobrze zarabiających współobywateli
Niziutkie emerytury dla artystów same w sobie stanowią oczywiście jakiś problem, w każdym razie dla tej mniej fortunnej części zostającej na starość z niczym. Nie sposób jednak pominąć dwóch bardzo istotnych kwestii. Przede wszystkim: mowa bardzo często o osobach, które w ciągu swojego życia zawodowego dysponują kwotami, o których przeciętnemu Kowalskiemu się nie śniło. Dodatkowe przywileje nie są więc w tym przypadku przejawem uzasadnionej troski państwa o najsłabszych obywateli.
Co więcej, przeciętnego Kowalskiego w podobnej sytuacji – na przykład pracującego na umowach cywilnoprawnych przez większość życia zawodowego – to samo państwo ma głęboko gdzieś. Dlatego właśnie emerytury dla artystów od lat stanowiły temat społecznie drażliwy. Jeśli do tego dodamy wyższe ceny elektroniki w sklepach, to mamy przepis na znikomy poziom empatii wobec
Oczywiście, sprawę można było rozwiązać w inny sposób. Na przykład włączyć artystów do już istniejącego preferencyjnego, branżowego systemu ubezpieczeń społecznych. Emerytury artystów z KRUS może i brzmią jak żart. Byłoby to jednak dużo lepsze rozwiązanie niż zaproponowane teraz przez rządzących. Pozwoliłoby uzyskać właściwie wszystkie postawione przed
Kolejną możliwość stanowiłoby przyjęcie wspomnianego pomysłu Lewicy i rozszerzenie go o artystów. Lata działalności artystycznej również można by wówczas wliczać do okresu składkowego tak samo, jak zatrudnienie na umowach cywilnoprawnych. Artyści uzyskiwaliby dzięki temu prawo do emerytury minimalnej i problem z głodowymi świadczeniami w większości przypadków zniknął. Równocześnie zmiana obejmowałaby dużo więcej Polaków, niż wyłącznie jedną grupę uprzywilejowanych dobrze zarabiających obywateli.
Jest wreszcie możliwość przynajmniej częściowej rezygnacji z systemu kapitałowego i wprowadzenie emerytury obywatelskiej w jakiejś formie. W sytuacji, w której wszyscy obywatele otrzymywaliby jakieś minimalne gwarantowane przez państwo świadczenie, problem niskich emerytur artystów zniknąłby niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Zamiast tworzyć nowe branżowe przywileje emerytalne, i zmuszać Polaków do ich sfinansowania, bardziej konstruktywnym podejściem byłoby likwidowanie niedomagań i luk całego systemu emerytalnego.