Emerytury dla artystów finansowane przez dodatkową opłatę reprograficzną to droga donikąd
Nie da się ukryć, że konstrukcja polskiego systemu emerytalnego nie należy do przesadnie sprawiedliwych. Uparte budowanie systemu kapitałowego w toku kolejnych reform sprawiło, że niektóre grupy osób pozostały niejako na lodzie. By mieć emeryturę bez etatu należy samemu opłacać dobrowolne ubezpieczenie emerytalne. W przeciwnym wypadku pozostajemy poza systemem i nasz los na starość niespecjalnie państwo polskie obchodzi. Chyba, że akurat jesteśmy artystą.
Wiele grup Polaków w kwestii problemów z budowaniem wysługi lat i kapitału początkowego jedzie na tym samym wózku. Nie tak dawno pisaliśmy na łamach Bezprawnika o pomyśle Lewicy na zapewnienie emerytury minimalnej na śmieciówkach. Szanse na jego realizację możemy śmiało ocenić jako niewielkie. Z pewnością szybko byśmy się dowiedzieli, że budżetu państwa nie stać, nie ma pieniędzy - a tak w ogóle, to byłoby to z jakiegoś powodu posunięcie na wskroś niesprawiedliwe.
Dla porównania: na emerytury dla artystów będziemy płacić, jak podaje portal Money.pl, jakieś 100 milionów każdego roku. Warto wspomnieć, że resort kultury chce nadać specjalne przywileje emerytalne jedynie zawodowym i certyfikowanym artystom. Tych w Polsce jest jakichś 67 tysięcy. Oczywiście, nie wszyscy z nich są w tym momencie emerytami.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 20,77%
Sfinansować ten przywilej mają środki pochodzące z rozszerzenia opłaty reprograficznej o nowe kategorie produktów. Ministerstwo Kultury próbuje sprzedać nam bajeczkę, w myśl której zapłacą "źli bogacze" z firm produkujących smartfony, tablety czy telewizory smart. Resort zakłada, że nie nastąpi w tym przypadku przerzucenie kosztów spowodowanych przez nową daninę. Jakim cudem? Nie wiadomo.
Nie sposób nie zauważyć, że rządzący najwyraźniej w tej sprawie zgubili gdzieś po drodze wyczucie nastrojów społecznych. Polacy owszem, może i lubią samych artystów. Co wcale nie przeszkodziło w niczym społecznym oburzeniu przy poprzednim wyskoku resortu kultury. Rząd miał artystom dać 400 milionów, w ramach wyrównywania strat wywołanych przez pandemię. Najbardziej obłowić się mieli ci najbogatsi - co zirytowało zdecydowaną większość społeczeństwa.
Ministerstwo Kultury chce, by Polacy złożyli się na przywileje emerytalne dla grupy dobrze zarabiających współobywateli
Niziutkie emerytury dla artystów same w sobie stanowią oczywiście jakiś problem, w każdym razie dla tej mniej fortunnej części zostającej na starość z niczym. Nie sposób jednak pominąć dwóch bardzo istotnych kwestii. Przede wszystkim: mowa bardzo często o osobach, które w ciągu swojego życia zawodowego dysponują kwotami, o których przeciętnemu Kowalskiemu się nie śniło. Dodatkowe przywileje nie są więc w tym przypadku przejawem uzasadnionej troski państwa o najsłabszych obywateli.
Co więcej, przeciętnego Kowalskiego w podobnej sytuacji - na przykład pracującego na umowach cywilnoprawnych przez większość życia zawodowego - to samo państwo ma głęboko gdzieś. Dlatego właśnie emerytury dla artystów od lat stanowiły temat społecznie drażliwy. Jeśli do tego dodamy wyższe ceny elektroniki w sklepach, to mamy przepis na znikomy poziom empatii wobec
Oczywiście, sprawę można było rozwiązać w inny sposób. Na przykład włączyć artystów do już istniejącego preferencyjnego, branżowego systemu ubezpieczeń społecznych. Emerytury artystów z KRUS może i brzmią jak żart. Byłoby to jednak dużo lepsze rozwiązanie niż zaproponowane teraz przez rządzących. Pozwoliłoby uzyskać właściwie wszystkie postawione przed
Kolejną możliwość stanowiłoby przyjęcie wspomnianego pomysłu Lewicy i rozszerzenie go o artystów. Lata działalności artystycznej również można by wówczas wliczać do okresu składkowego tak samo, jak zatrudnienie na umowach cywilnoprawnych. Artyści uzyskiwaliby dzięki temu prawo do emerytury minimalnej i problem z głodowymi świadczeniami w większości przypadków zniknął. Równocześnie zmiana obejmowałaby dużo więcej Polaków, niż wyłącznie jedną grupę uprzywilejowanych dobrze zarabiających obywateli.
Jest wreszcie możliwość przynajmniej częściowej rezygnacji z systemu kapitałowego i wprowadzenie emerytury obywatelskiej w jakiejś formie. W sytuacji, w której wszyscy obywatele otrzymywaliby jakieś minimalne gwarantowane przez państwo świadczenie, problem niskich emerytur artystów zniknąłby niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Zamiast tworzyć nowe branżowe przywileje emerytalne, i zmuszać Polaków do ich sfinansowania, bardziej konstruktywnym podejściem byłoby likwidowanie niedomagań i luk całego systemu emerytalnego.