Jak wypromować książkę, jeżeli nie napisała jej Anna Lewandowska albo popularny Youtuber? Nie ma na to pytanie łatwej odpowiedzi, ale Jakub Żulczyk ze swoją najnowszą książką pod tytułem Czarne Słońce znalazł na to ciekawy sposób. Przy okazji poruszył ważny temat, który w kontekście Marszu Niepodległości pojawia się już nie pierwszy raz.
Mniej więcej co roku w Polsce publikowana jest seria artykułów, że czytelnictwo w Polsce ma się haniebnie źle, a większość Polaków czyta co najwyżej etykiety od szamponów. Na tym tle wokół czytania rośnie mit, jako zajęcia elitarnego, nawet jeżeli chodzi tylko o czytanie książek pozbawionych głębszych treści.
Jeśli czytasz książki, to jesteś paniątkiem z dobrego domu. Jeśli nie czytasz, winny jest kapitalizm
Mało jest przy tym ciekawych pomysłów na promocję książek. Książki rzadko przebijają się do głównego nurtu, często stają się popularne dzięki krzyżówce z innymi gatunkami. Kultowi pisarze tacy jak J.K. Rowling, Stephen King czy John Grisham swoją popularność zawdzięczają chyba w równym stopniu książkom jak i ich ekranizacjom. Mało który pisarz widział taki wzrost sprzedaży swoich książek jak Andrzej Sapkowski po wybuchu popularności gry Wiedźmin, Remigiusz Mróz po serialu Chyłka w TVN czy właśnie Jakub Żulczyk po Ślepnąc od Świateł w HBO.
I właśnie ten ostatni nie boi się wystawić swojej książki w Biedronce i sięgać po nietypowe sposoby promocji.
Czarne Słońce Jakub Żulczyk – promocja książki
Żulczyk to pisarz, który widzi, że opowiedziana historia może żyć nie tylko w formie książki. Wszystkie jego powieści czyta się trochę jak film dzięki narracji pierwszoosobowej i wartkiej akcji. Może właśnie przez to, że jego historie to przede wszystkim relacja z głowy bohatera, tak łatwo jest przełożyć je na język filmowy – jak w przypadku Ślepnąć od Świateł, czy stworzyć do nich listę na Spotify – jak w przypadku Czarnego Słońca.
Czarne Słońce Jakub Żulczyk sprzedawał w preorderze z artbookiem, czapką i koszulką. W większych miastach można też było zobaczyć plakaty książki z jej charakterystycznym logo Czarnego Słońca. Książka nawet doczekała się swojego unboxingu na YouTube, który zrobił raper Wini.
Od czasu wydania pisarz wrzuca na swój fanpage na Facebooku artworki inspirowane klimatem przedstawionym w Czarnym Słońcu. Sama książka była też inspiracją wystawy w galerii sztuki Propaganda w Warszawie.
Najciekawsze jest jednak to, że „Czarne Słońce” pojawi się przez moment na niebie w trakcie Marszu Niepodległości
11 listopada tj. w dniu święta niepodległości będzie miało miejsce zjawisko astronomiczne „tranzyt Merkurego”. Oznajmił nam to sam pisarz na swoim fanpage’u na Facebooku:
CIEMNOŚĆ ZAPADA NAD ŚWIATEM. ZACHODZI POTĘŻNE SŁOŃCE. 11 listopada 2019 – tranzyt Merkurego spowoduje częściowe…
Opublikowany przez Jakuba Żulczyka Czwartek, 7 listopada 2019
Nie chodzi oczywiście o pełne zaćmienie. Tranzyt Merkurego, o ile pozwolą na to warunki pogodowe, będzie widoczny w postaci kropki na słońcu. Zjawisko to występuje jednak niesamowicie rzadko i to nie może być przypadek, że pisarz zdecydował się na publikację na niespełna 3 tygodnie przed 11 listopada.
Ta forma promocji nawiązuje też bezpośrednio do tematyki książki, która stara się zwrócić uwagę na pewien problem.
To nie pierwszy raz, gdy na Marszu Niepodległości pojawi się czarne słońce
Już w 2017 r. Rzecznik Praw Obywatelskich starał się tłumaczyć prokuraturze, że na banerach i ubraniach niektórych uczestników pojawiły się symbole krzyża celtyckiego oraz właśnie czarnego słońca. Jak tłumaczył wtedy w piśmie do prokuratury:
Symbolem tym (czarnego słońca – przyp. red.) w czasie wojny posługiwała się jedna z jednostek Waffen SS, a obecnie jest on używany przez grupy neonazistowskie.
RPO podkreślał, że symbolu używano wraz z jawnie rasistowskimi hasłami. W takich okolicznościach nie da się uciec od użycia tego symbolu w zabronionym kontekście, o którym mówi art. 256 § 1 Kodeksu karnego:
Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
Do podobnych klimatów nawiązuje książka Jakuba Żulczyka Czarne Słońce
Czarne Słońce Jakuba Żulczyka to książka o Polsce, w której panuje zamordystyczny, skrajnie ksenofobiczny teokratyzm. Nie jest to jednak książka polityczna. Cała opowieść to raczej twór utrzymany w duchu popkulturowo-komiksowym. Czarne Słońce to fantazja na temat apokaliptycznego świata urządzonego według logiki najobrzydliwszych komentarzy z Internetu. Tak, dokładnie tych, które mówią o brudasach i darmowych kuracjach w Auschwitz.
Sam pisarz musi oczywiście w co drugim zdaniu tłumaczyć, że nie jest to książka wymierzona przeciwko aktualnej władzy ani chrześcijaństwu. Historia obraca się wokół patologii władzy i kościoła, które wszystkim – od lewa do prawa, powinny wydawać się uniwersalnie złe.
Wiadomo oczywiście, że nikt nie powiąże tranzytu Merkurego z książką sam z siebie, ale na pewno jeżeli uda mu się jakoś połączyć te dwie kropki, tytuł książki zostanie z nim na długo. Nie da się więc nie zauważyć, że taki pomysł na promocję jest bardzo ciekawy i to nie tylko w kontekście samej sprzedaży, ale też w odniesieniu do tego, co książka próbuje przekazać. Oczywiście pisarz nie odnosi się bezpośrednio do banerów z 2017 r. na Marszu Niepodleglości. Chodzi o ogólny kontekst i radykalizację poglądów, którą bardzo plastycznie opisał w Czarnym Słońcu. Niestety, problem ten jest o wiele szerszy i właśnie do tego szerszego kontekstu nawiązuje Czarne Słońce.