Prawdopodobnie krócej poczekamy na podanie drugiej dawki szczepionki. To dobra wiadomość, ale kontekst może być niepokojący

Zdrowie Dołącz do dyskusji (338)
Prawdopodobnie krócej poczekamy na podanie drugiej dawki szczepionki. To dobra wiadomość, ale kontekst może być niepokojący

Prawdopodobnie będzie krótsza przerwa między dawkami szczepionek przeciw Covid-19. Nad takim rozwiązaniem pracuje rząd – podaje RMF FM. Ma to być kolejny element systemu zachęt do szczepień. Można bowiem mieć uzasadnione obawy, że chętnych do przyjęcia preparatu będzie coraz mniej. I paradoksalnie może mieć to związek z ostatnim luzowaniem obostrzeń.

Krótsza przerwa między dawkami

Dziś między pierwszą a drugą dawką preparatów takich jak Pfizer i Moderna musimy odczekać około sześciu tygodni. W przypadku Astrazeneca ta przerwa jest dwa razy dłuższa (co jest jednym z powodów mniejszej popularności tej szczepionki). Teraz rząd przygotowuje plan, według którego ten czas może zostać dwukrotnie skrócony. A to by oznaczało, że na przykład pełne zaszczepienie Pfizerem będziemy mogli uzyskać w ciągu niecałego miesiąca. Jest też pomysł, by ozdrowieńcy krócej czekali na podanie preparatu. Dziś muszą minąć trzy miesiące od wyzdrowienia.

To oczywiście dobra wiadomość, szczególnie dla osób zaszczepionych Astrazenecą, którzy przyjmując ją dzisiaj muszą czekać na drugą dawkę właściwie do środka wakacji. A choć szczepienia przeciw Covid w Polsce idą w tym momencie bardzo sprawnie, to niewykluczone że grupa osób, dla których przyjęcie preparatu to naturalna rzecz, powoli zacznie się wyczerpywać. I zostaniemy z tą niestety wciąż bardzo liczną grupą podchodzącą do nich albo sceptycznie, albo mających wobec nich jakieś obawy (zdrowotne bądź moralne). Chciałbym jednak zwrócić uwagę na jeszcze jedną część naszego społeczeństwa, która może rosnąć wraz z każdym kolejnym luzowaniem obostrzeń.

Wiele bowiem wskazuje na to, że powiew wolności jaki poczuliśmy wraz z nadejściem maja, może wywołać u wielu osób wrażenie, iż skoro „wirus jest w odwrocie”, to oni już szczepić się nie muszą. I z tym związane jest ogromne niebezpieczeństwo. Przecież epidemiolodzy od początku pandemii powtarzają, że koronawirusa pokonamy za pomocą odporności populacyjnej, którą osiągniemy po wyszczepieniu około 70% społeczeństwa. Każda kolejna osoba wyłamująca się z Narodowego Programu Szczepień oddala nas od tej odporności. Dlatego tak ważne jest dotarcie właśnie do nich. By obudzić w nich uśpioną czujność.

Im więcej zachęt tym lepiej

Bardzo ciekawym pomysłem był wprowadzony czwartkowym rozporządzeniem limit osób na imprezach. Zakłada on, że na przykład na weselu może bawić się w tej chwili najwyżej 25 osób, chyba że wśród gości są osoby zaszczepione, wtedy do limitu się nie wliczają. To zdecydowanie lepszy społecznie pomysł niż wprowadzony (bezprawnie) przez radę Wałbrzycha obowiązek szczepień. Przygotowana przez rząd krótsza przerwa między dawkami jest kolejną taką zachętą. Ale chodzi w niej przecież także o to, by jak najwięcej Polaków zaszczepiło się przed wakacyjnymi wyjazdami. To pozwoli zatrzymać transmisję wirusa, dla którego zwiększona mobilność jest idealnym warunkiem do jeszcze szerszego rozprzestrzeniania się.

I pewnie w wakacje nawet nie zauważymy skutków ewentualnego niskiego wskaźnika wyszczepialności w Polsce. Ale jeśli ta kwestia zostanie zaniedbana, to problem może wrócić jesienią. Wtedy ci, którzy odpuścili sobie szczepienie, mogą zacząć znów chorować. A wtedy zacznie się to samo – powrót restrykcji, zamykanie oddziałów szpitalnych i tak dalej. Nie można, pod żadnym pozorem, do tego dopuścić. Dlatego mam nadzieję, że opisywana w tym tekście zachęta nie jest ostatnią, jaką przygotowuje rząd.