Zbierałem się do tego tekstu od kilku tygodni, no i niestety udało mi się znaleźć czas, gdy już pozamiatane, gdy już raczej nie będzie szans do puszenia się z trafnych prognoz i diagnoz. Kilka wieczorów po tym, jak Jack D. i Jim B. „włamali się” Pawłowi Kukizowi na twitterowe konto.
Nie sposób nie mieć do Pawła Kukiza pewnej sympatii. To buntownik, jak wielu z nas. Nie bądźcie dla niego aż tak surowi. On po prostu miał pasję i odwagę poprowadzić lud na barykady.
Uważam, że Paweł Kukiz jest prawdziwym patriotą, który na samym początku swojej politycznej drogi po prostu miał dość bylejakości władzy. Przerzucania się władzą pomiędzy obozem Prawa i Sprawiedliwości oraz Platformy Obywatelskiej, przerzucania się stanowiskami w spółkach skarbu państwa pomiędzy rodzinami członków Prawa i Sprawiedliwość oraz Platformy Obywatelskiej, przerzucania się reklamami spółek skarbu państwa pomiędzy portalami braci Karnowskich oraz portalami Tomasza Lisa. Więc tak – kukizowska patriokracja istnieje, patriokracja jest toksyczna, patriokracja każdego dnia troszeczkę nasze państwo zabija.
Nikt normalnie, niespokrewniony i niespowinowacony, nie lubi polskiej klasy politycznej. Bo choćby aktualnie rządzący zamieniali węgiel w złoto, opozycja grzmiałaby, że niskokaratowe. Opozycja od lat funkcjonuje w sposób zakrawający o zdradę stanu, mniej lub bardziej skutecznie torpedując poczynania aktualnie rządzących, co i rusz szkodzi Polsce na arenie międzynarodowej. Partiokracja.
Partiami rządzi jeden człowiek, co najlepiej było widać przy okazji niedawnego wyboru-niewyboru Agnieszki Dudzińskiej na urząd Rzecznika Praw Dziecka, gdy na jeden sygnał z Nowogrodzkiej senatorowie przekreślili świetnie zapowiadającą się kandydaturę. Partiokracja.
Gdzie ministrem sprawiedliwości jest Zbigniew Ziobro, a wicepremierem Gollum polskiej sceny politycznej, pozbawiony jakiegokolwiek kręgosłupa Jarosław Gowin, tylko dlatego, że w wyborach mogliby wyprowadzić ze dwa procent poparcia. Patriokracja.
Paweł Kukiz był po prostu wkur*iony
Dziwicie mu się? Ja mu się zupełnie nie dziwię. Pozwolę sobie nawet postawić tezę, że był wyrazicielem głosu większości społeczeństwa. Miał dość mierności władzy opierającej się na przerzucani rządami na przemian niewybitnych średniaków i średniaków wybitnych. Gdzie modus operandi sprowadza się do przetrwania na scenie, upchnięcia w spółkach wszystkich kolegów, a to wszystko bez realnej wizji modernizacji państwa i zmierzenia się z wyzwaniami geopolitycznymi.
Sytuacja polityczna od 2015 roku wcale nie uległa większej zmianie. Nadal mamy kompletnie beznadziejny PiS, którego sposób uprawiania polityki jest żywcem wyrwany z jakiegoś Bantustanu. I nadal mamy nierokującą większych nadziei Platformę Obywatelską, która uważa, że przywilej władzy należy jej się wyłącznie z samego faktu, że nie jest PiS-em. I Paweł Kukiz pewnego razu postanowił ten polityczny duopol zwalczać.
I to mu się nie udało
Kukiz ’15 to nieudany eksperyment polityczny już w zasadzie od momentu sformułowania ruchu. Na listach łapanina twarzy, która nie miała prawa skończyć się niczym innym, jak rozpadem. Jeśli kontrowersyjny raper Liroy jest jednym z normalniejszych i sensowniejszych w całej tej zbieraninie, niech tylko świadczy to o skali porażki całego projektu.
To Paweł Kukiz wprowadził do polskiego Sejmu Roberta Winnickiego, to Paweł Kukiz dał szansę politycznie zaistnieć Adamowi Andruszkiewiczowi, którego sposób pojmowania świata sprawia wrażenie, jak gdyby jedynym źródłem inspiracji był (tfu, tfu) kanał Atora w serwisie YouTube. Ale to nawet nie są największe ewenementy tej kadencji, bo przecież to Paweł Kukiz wcisnął nam Kornela Morawieckiego, który z ruchu już wprawdzie z hukiem wyleciał, a obecnie wygłasza w przestrzeni publicznej takie tezy, że sam Żyrinowski mógłby uznawać je za nieco zbyt radykalne.
To prawda, Kukiz ’15 wprowadził też do polskiej polityki parę osób, które jakimś cudem nie są aż tak kompletnie beznadziejne – jak np. wicemarszałek Sejmu, Stanisław Tyszka. Generalnie jednak listy wyborcze tego ruchu, powinny być raczej nazywane listami wstydu. A wszystko to niby w ramach walki z partiokracją.
Ruch zgody narodowej
Kukizowcy dostawali „razy” w mediach związanych z rządem i opozycją. Często niesłusznie. Zarzucano im m.in. ciche sprzyjanie ekipie rządzącej. Moim zdaniem nie taka była idea ruchu, choć oczywiście trudno było sprawować rzetelny zarząd nad zbieraniną tego typu „osobistości”. Kukiz ’15 chciał być ruchem głosującym w zgodzie ze swoimi przekonaniami, a nie interesami partyjnymi. Stąd w sprawach bliskich linii ruchu, decydował się na poparcie większości parlamentarnej, zaś innym razem sprzeciwiał się ich wizji państwa. To uczciwe postawienie sprawy, które jednak było przez polityków i media krytykowane.
Kompletny brak zrozumienia dziennikarzy i działaczy wychowanych w kulturze plemiennej.
Rzecz w tym, że polski system parlamentarny jest z natury plemienny. Choć intencje stojące za ruchem Kukiz ’15 były niewątpliwie słuszne, zabrakło personaliów, zasobów merytorycznych i wizji tego, co ugrupowanie chciałoby osiągnąć. Są czasem tacy piłkarze, którzy w jednej drużynie spędzają 10-15 lat, zawsze na ławkach rezerwowych (na ogół bramkarze, choć nie tylko) – mówi się o nich, że są pierwszymi kibicami danej drużyny. Ruch Kukiza modelowo był takim pierwszym suwerenem w polskim parlamencie.
Niestety, ani sytuacja nie sprzyjała temu rozwiązaniu, a i bardzo szybko okazało się, że ten pierwszy suweren jest troszkę upośledzony. Niewykluczone więc, że teraz elektorat wkur*ionych spróbuje zagospodarować Robert Biedroń, któremu jednak ewidentnie przyświeca jakiś cel polityczny. Słuszne intencje, kiepski pomysł biorąc pod uwagę aktualny rozkład sił na scenie politycznej, a czy szanse na wykonanie w ogóle będą? Zobaczymy.