Okazuje się, że bezrobotni są leniwi tak bardzo, że zaniedbują własne dzieci. To nie opinia, to wynik badań

Gorące tematy Praca Rodzina Dołącz do dyskusji (141)
Okazuje się, że bezrobotni są leniwi tak bardzo, że zaniedbują własne dzieci. To nie opinia, to wynik badań

Bezrobotni zaniedbują własne dzieci, poświęcając mniej czasu na ich edukację niż rodzice, którzy muszą życie prywatne dzielić z zawodowym. To nie opinia, to wynik badań: leniwi bezrobotni, choć mają czas, to nie poświęcają go swoim dzieciom. A czego Jaś się nie nauczy…

Instytut Badań Strukturalnych opublikował wyniki badań w publikacji zatytułowanej „Working time flexibility and parental ‘quality time’ spent with children”. Autorki, Iga Magda oraz Roma Keister, tak opisują zadanie, jakie stanęło przed badaczami:

Nasz artykuł wpisuje się w literaturę dotyczącą nierówności we wczesnym dzieciństwie podkreślając czynniki wpływające na inwestycję jaką jest czas rodziców przeznaczony na naukę i zabawę z dziećmi (w odróżnieniu od czynności opiekuńczych). Odpowiadamy nanastępujące pytania badawcze:

(1) Jakie cechy społeczno-ekonomiczne rodziców wpływają na ilość czasu spędzanego z dziećmi na aktywnościach edukacyjnych?

(2) Czy rodzice pracujący zawodowo poświęcają mniej czasu na aktywności edukacyjne z dziećmi niż rodzice niepracujący?

(3) Czy zależność między aktywnością zawodową rodziców a czasem poświęcanym dzieciom jest związana z (nie)elastycznością czasu pracy rodziców?

Wyniki badań są co najmniej ciekawe.

Leniwi bezrobotni? No niestety tak to wygląda

Przede wszystkim okazuje się (a badaniami objęta grupę kilkudziesięciu tysięcy osób), że więcej czasu na nauce i zabawie z dziećmi spędzają rodzice aktywni zawodowo. Interesujący jest brak korelacji między elastycznością czasu pracy a uwadze poświęcanej dzieciom. Istotniejsze od tego, na co tracimy czas w pracy (i ile go tracimy) jest tzw. kapitał społeczny rodziców – dający się zweryfikować np. ilością posiadanych książek. Mówiąc krótko, to wykształcenie i postawy wyniesione z domu determinują to, jak rodzice kreują relacje ze swoimi dziećmi i to, ile czasu i energii poświęcają na ich wychowanie.

Bo żeby nie było wątpliwości: badaczki nie analizowały tego, ile czasu rodzice spędzają z dziećmi np. na karmieniu czy usypianiu, a wyłącznie na wspólnych grach, zabawach, szeroko rozumianej edukacji. Wynik jest jednoznaczny: to nie ilość czasu, jakimi dysponują rodzice, decyduje o tym, czy dziecko otrzyma należytą ilość uwagi. A wydawałoby się, że osoby bezrobotne – skoro nie mogą znaleźć pracy mimo naprawdę dobrej koniunktury na rynku – mogą skupić się na rozwoju własnych dzieci. Praktyka jednak temu przeczy. Pracujący rodzice są w stanie wygospodarować więcej czasu i poświęcić go potomkom, dbając o ich rozwój.

To jednocześnie – badaczki o tym nie wspominają, ale wniosek nasuwa się sam – pokazuje, że system publicznej edukacji wciąż ma przed sobą ogromną misję do wykonania. Skoro dzieci bezrobotnych zbyt często nie otrzymują wystarczającego wsparcia w rozwoju ze strony swoich rodziców, to powinno im to zapewnić państwo – choćby po to, aby nowe pokolenia były na tyle zaradne, aby nie wpadały w sidła bezrobocia.