Banki wystartowały w wyścigu na licytowanie się o to, kto da wyższe oprocentowanie na lokacie. Ale to dalej nie jest opcja dla ludzi z dużymi pieniędzmi.
Czytamy ostatnio artykuły o tym, kto da większe oprocentowanie. Na pewno pozytywnymi liderami tego wyścigu są Bank Pekao, PKO BP czy mBank, które wśród największych banków nadają ton wyścigowi na wysokość oprocentowania lokat. Co więcej, wielu konkurentów póki co sprawia wrażenie, jakby tej rękawicy wcale nie miało zamiaru podnosić. Wiem, że do tego klientów kusić próbują mniej tradycyjne banki, jak na przykład Inbank – do tej propozycji odniosę się zresztą w innym artykule, ponieważ założyłem tam konto, ale wszystko budziło we mnie bardzo mieszane uczucia.
Kiedy analizuję oferty lokat polskich banków bliżej, nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że póki co wcale nam się jeszcze ta kwestia oszczędzania na lokatach nie rozpędziła na poważnie. Przypomina mi to nieco SKO – banki wprawdzie uczą oszczędzania, ale bardziej chodzi o nawyk i jakąś edukacyjną misję, niż realne mnożenie pieniędzy.
Jeśli chodzi o lokaty, mam kilka przemyśleń
Po pierwsze – wydaje mi się, że oprocentowanie lokat będzie rosło w nadchodzących miesiącach. Że te 5-6 proc. to nadal nie jest wcale maksimum, jakie mają dla nas przewidziane choćby w Pekao czy takim PKO BP.
Po drugie – wydaje mi się, że oprocentowanie lokat nadal jest trochę za niskie. Wczoraj mówiono, że inflacja w Polsce dobija już do pułapu w okolicy 14 proc. Nawet jeśli zamrozimy oszczędności na lokacie 6 proc., to dalej „tracimy” 8 proc. majątku gotówkowego rocznie.
Po trzecie – mając na uwadze inflację, stopy procentowe będą dalej w Polsce podnoszone. One i tak są podnoszone zdecydowanie zbyt wolno, ale trwa oswajanie kredytobiorców z instytucją stóp procentowych. Pewnie powinny być mniej więcej trzy razy wyższe, niż obecnie. Jednak już na tym etapie okazało się, że Polacy wprawdzie chętnie brali kredyty hipoteczne, ale kompletnie ich nie rozumieli. Tym samym organy finansowe państwa stoją przed trudnym dylematem wywołania zamieszek w kraju, może plagą wyrzucania ludzi na bruk, a dalszym pogłębianiem inflacji, w której biedniejemy wszyscy.
Te lokaty w PKO BP czy mBanku fajne, ale takie na 30% animuszu
Lokaty dostępne w czołowych polskich bankach mają ten sam zestaw wad. Dobrze, że są i że rosną, ale po bliższej analizie widzimy, że mają liczne ograniczenia. Jakie?
- Banki często chcą przyjmować tylko nowe środki na lokaty. A więc jeśli do tej pory mieliśmy 500 000 złotych tylko w mBanku, to nie skorzystamy z ich w miarę niezłej lokaty 4,5-4,8%.
- Banki bardzo często przyjmują lokaty nie tylko na nowe środki, ale na dodatek na bardzo symboliczne kwoty – na przykład PKO BP ma bardzo fajną 1-miesięczną lokatę, ale na maksymalnie 50 000 złotych. A co, jeśli ktoś ma milion albo dwa oszczędności?
- Tutaj może trochę mniej winię banki, bo taka jest idea lokaty, ale jednak spora część ofert premiuje te 6-miesięczne. A z powodów wspominanych powyżej w mojej ocenie już za 2-3 miesiące możemy mieć lokaty o znacznie lepszym oprocentowaniu. Takich 3-miesięcznych i krótszych jest stosunkowo niewiele.
W konsekwencji, jeśli ktoś ma na przykład 1 milion złotych oszczędności, to dla znalezienia dobrej lokaty na poziomie nawet 5 proc. musiałby założyć nowe konta w chyba z 5 bankach i nadal nie udałoby mu się rozsmarować tego kapitału po wszystkich lokatach.
Nie sposób więc oprzeć się wrażeniu, że dziś są one bardziej instrumentem pozyskiwania nowych klientów przez banki, niż w rzeczywistości jakąś długofalową strategią oszczędzania. A przypominam, że lokaty są generalnie miłe państwu w obecnej sytuacji, bo zdejmują trochę pieniędzy z rynku, pozwalając ograniczać inflację. Byłoby więc dobrze, gdyby w nadchodzących tygodniach banki – i to nie tylko te państwowe – zaczęły wreszcie przedstawiać konkurencyjne, poważne i nieobwarowane licznymi ograniczeniami warunki lokat z przyzwoitym oprocentowaniem.