Czy chciałbym mieszkać przy torach? Wszystko jest kwestią ceny.
Kilka lat temu opisywałem na łamach Bezprawnika swoje perypetie z kupowaniem pierwszego mieszkania i wspominałem na przykład czemu odrzuciłem warszawskie Odolany – bo osiedle położone jest praktycznie na kolejowych torach. Tylko, że kiedy ja szukałem mieszkania, Odolany oferowano w cenie 12 000 złotych z metra kwadratowego, podczas gdy wielu mieszkańców osiedla wprowadzało się tam ledwie kilka lat wcześniej w cenie 7000-8000 złotych z metra, która była – nie oszukujmy się – diabelnie atrakcyjna.
A przecież na Woli oferowano jeszcze droższe mieszkania, jeszcze bliżej torów, a i tak schodziły na pniu, bo było blisko centrum i cena atrakcyjna.
Tory oburzyły Gazetę Wyborczą i lewicowych aktywistów
Michał Wojtczuk z Gazety Wyborczej w artykule rekomendowanym przez lewicowych aktywistów jakby oburza się, że na Targówku ma powstać osiedle położone już tylko 60 metrów od torów. W dobie kryzysu mieszkaniowego, bardzo drogich nieruchomości oraz generalnie po prostu braku nieruchomości na rynku, uważam takie zastrzeżenia za bezczelne.
No owszem, można sobie pomarudzić, że budowanie mieszkań 60 metrów od torów to kiepska sprawa, ale generalnie jest to kiepska sprawa tylko dla dwóch grup osób. Pierwszej – potencjalnych nabywców tego lokalu, bo rzeczywiście mogą mieć tam zbyt głośno. Drugiej – dewelopera, który zbankrutuje, jeżeli mu się to osiedle nie sprzeda, bo ludzie nie będą chcieli mieszkać przy torach.
A aktywiści niech się nie wtrącają
Mieszkanie przy torach jest generalnie niczym nowym, sam kilkukrotnie mieszkałem w pobliżu przystanków tramwajowych, ludzie mieszkają przy torach kolei czy naziemnej części metra w miastach często przytaczanych za wzory urbanizacji. Nie twierdzę, że to jest wymarzone miejsce do życia, po prostu pisanie o skrajnym upadku wartości w budowlance jest trochę nie na miejscu.
Przede wszystkim jednak przypominam, że nie ma absolutnie żadnego przymusu mieszkania przy torach. Tymczasem w mediach społecznościowych najgłośniej załamują nad tym pomysłem ręce osoby, które kilka dni czy tygodni wcześniej wypisywały, że nie stać ich na zakup żadnego mieszkania. To jest bardzo dziwna tendencja, by osoby mające najmniejsze możliwości, najgłośniej wyrażały roszczenia i preferencje co do rynkowej oferty, która nawet nie jest do nich adresowana.
A przez takie pretensje szkodzą zresztą swojej własnej sprawie. Bo więcej mieszkań, to niższe ceny. Ten tysiąc desperatów, który przeniesie się do 440 mieszkań położonych przy torach na Targówku, przestanie wynajmować mieszkania w Śródmieściu, na Woli i Mokotowie, uwalniając je dla kolejnych najemców lub nabywców. Być może nawet któryś z uwolnionych lokali zaspokoi oczekiwania lewicowego aktywisty.