„Nic się nie stało” Sylwestra Latkowskiego rzuca cień na prokuraturę pod nadzorem Zbigniewa Ziobry

Państwo Zbrodnia i kara Dołącz do dyskusji (145)
„Nic się nie stało” Sylwestra Latkowskiego rzuca cień na prokuraturę pod nadzorem Zbigniewa Ziobry

Film „Nic się nie stało” miał, według szumnych zapowiedzi, zdemaskować pedofilię w środowisku artystów i celebrytów. Miał również stanowić okazję do wykazania się ministerstwu sprawiedliwości. Okazuje się jednak, że cała sprawia stawia w złym świetle właśnie prokuraturę nadzorowaną przez Zbigniewa Ziobrę.

Film dokumentalny Sylwestra Latkowskiego raczej nie jest arcydziełem swojego gatunku

W środę o 21:00 TVP1 nadawało film Sylwestra Latkowskiego „Nic się nie stało”. Tematem przewodnim dokumentu była tzw. sprawa „Krystka”, dość głośna i znana od lat trójmiejska afera. Sam Krystian W. dopuszczał się przestępstw seksualnych, w tym gwałtów, względem nieletnich dziewcząt, w tym dzieci niemających nawet 15 roku życia.

Punktem wyjścia „Nic się nie stało” była samobójcza śmierć czternastoletniej Anaid Tutgushyan, jednej z ofiar „Krystka”. Wspólnikiem – czy wręcz szefem „Krystka” – miał być biznesmen Marcin T. „Turek”. W 2018 r. obu przypadkach prokuratura postawiła zarzuty obejmujące przede wszystkim czyny popełnione w latach 2011-2014. „Turek” jest jednocześnie współtwórcą modnej sopockiej Zatoki Sztuki, w której bywały rozmaite znane osoby z kręgów artystycznych.

Sam dokument Latkowskiego sprawiał wrażenie dość chaotycznego. Brakowało w nim choćby realnych prób skonfrontowania posądzonych celebrytów ze sprawą czy przedstawienia nowych wątków w sprawie. „Nic się nie stało” nie zawiera wielu wątków wykraczających poza chociażby podsumowanie całej afery opublikowane parę godzin wcześniej przez Gazetę Wyborczą.

Sprawa Zatoki Sztuki to nie tylko koszmar skrzywdzonych dziewczyn, ale także popis skandalicznej niekompetencji organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości. W grę wchodzi zmowa milczenia i ukręcanie łba postępowaniu od policji po trójmiejskie sądy.

„Nic się nie stało” ujawnia jednak kilka ważnych niuansów sprawy Zatoki Sztuki

O wiele ciekawsza była jednak „debata” zorganizowana przez TVP po emisji filmu. Sylwester Latkowski wymienił z nazwiska znanego aktora Borysa Szyca oraz piłkarza Jarosława Bieniuka. Miałyby to być osoby mające mieć co najmniej istotne informacje w sprawie. W kontekście wcześniejszej, warszawskiej sprawy na antenie TVP1 padły także personalia innych osób. Latkowski, warto zaznaczyć, nie podał żadnych  dowodów na prawdziwość formułowanych przez siebie oskarżeń.

Równie ciekawe, choć z innych powodów, były także wypowiedzi wiceministra sprawiedliwości Michała Wójcika. Trudno spodziewać się w tym przypadku jakichś większych niespodzianek. Wójcik zaznaczał, jak wiele w walce z pedofilią zrobił resort pod kierownictwem Zbigniewa Ziobry. Chwalił się także pewnymi pracami legislacyjnymi, obiecywał że żadna sprawa pod dywan zamieciona nie będzie.

Trzeba przyznać, że prokuratorskie supermoce obecnego ministra sprawiedliwości na pierwszy rzut oka wydają się tu potencjalnie bardzo przydatne. Skoro z dnia na dzień właściwie prokuratura jest w stanie przejąć śledztwo w sprawie, dajmy na to, wyborów prezydenckich, to nic chyba nie stoi na przeszkodzie by zająć się w ten sam sposób Zatoką Sztuki.

Kiedy wydaje się, że raz jeden specyficzny sposób działania resortu sprawiedliwości do czegoś się przyda, cały zapał zgasił sam Sylwester Latkowski. Ten, owszem, przyznał że bez Zbigniewa Ziobry „Krystek” i „Turek” najpewniej w ogóle nie mieliby postawionych zarzutów. Zauważył jednak coś bardzo niepokojącego. Prokuratura nie wnioskowała o areszt w sprawie mataczącego Marcina T. Zadowoliła się poręczeniem majątkowym w śmiesznie niskiej wysokości 30 tysięcy złotych.

Prokuratura popełniała kompromitujące błędy już będąc pod kierownictwem Zbigniewa Ziobry

Jakby tego było mało, „Nic się nie stało” pokazuje, że w Zatoce Sztuki do 2018 r. Marcin T. miał sekretne pomieszczenie do oddawania się uciechom cielesnym. Zestawiając chronologię całej sprawy z narracją wiceministra Wójcika można śmiało dojść do wniosku, że coś tu nie pasuje.

Jak już wspomniano wyżej, sprawa „Krystka” i Zatoki Sztuki była dość głośna. Swoisty punkt zwrotny stanowiło niewątpliwie samobójstwo Anaid Tutgushyan i śledztwo prowadzone z początku przez jej matkę. Sprawę nagłaśniało wiele mediów, od ekscentrycznego biznesmena Zbigniewa Stonogi, przez Onet, Gazetę Wyborczą, TVN po właśnie Sylwestra Latkowskiego.

Śmierć dziewczynki miała miejsce w 2015 r. Zbigniew Ziobro stanowisko prokuratora generalnego piastuje od 4 marca 2016 r. Owszem, zarówno „Krystkowi” jak i „Turkowi” postawiono zarzuty. Jednakże narracja Michała Wójcika, przeciwstawiająca „dobrą” prokuraturę z czasów tej ekipy i „złą” z okresu wcześniejszego, jest co najmniej nadużyciem. Pamiętajmy w końcu, że Prawo i Sprawiedliwość rządzi nie od wczoraj, lecz od 2015 r.

Już w okresie „Dobrej Zmiany” organy ścigania popełniają tak samo kompromitujące błędy. Sylwester Latkowski przekonywał nawet, że „nowa” trójmiejska prokuratura omotała wszechwładnego ministra sprawiedliwości. Skutkiem ma być postawienie zarzutów płotkom i kozłom ofiarnym zamiast wysoko postawionych winowajców.

W sprawie trójmiejskiej afery warto zadać ministrom „Dobrej Zmiany” kilka ważnych pytań

To z kolei oznacza, że deklaracje wiceministra sprawiedliwości należy jednak przyjąć z dużą dozą zdrowego krytycyzmu. Zbigniew Ziobro zamierza powołać specjalny zespół prokuratury krajowej do zbadania sprawy Zatoki Sztuki jeszcze raz. Bardzo słusznie – pytanie jednak dlaczego dopiero teraz?

Kolejne nasuwa się samo: skoro w sprawach politycznych prokurator generalny jest w stanie działać wręcz z godziny na godzinę, to dlaczego przez długie lata tolerował patologie w Trójmieście? Warto również od razu się zastanowić, jakie konsekwencje służbowe poniosą osoby odpowiedzialne chociażby właśnie za niewnioskowanie o areszt dla Marcina T.

Nie sposób również nie zadać ważnego pytania do innego ministra w rządzie Mateusza Morawieckiego. Policja, również mająca w tej sprawie sporo za uszami, podlega w końcu pod Mariusza Kamińskiego kierującego resortem spraw wewnętrznych. Doczekamy się poważnych rozliczeń na tym polu?

Skoro już przy Mariuszu Kamińskim jesteśmy, to kolejną niewiadomą jest sprawdzenie przez bardziej wyspecjalizowane służby tych wszystkich powiązań rodzinnych pomiędzy przestępcami a przedstawicielami organów ścigania, o których wspominał Sylwester Latkowski.

„Nic się nie stało” dla ministerstwa sprawiedliwości miało być po prostu darmową reklamą

Kolejnym ciekawym wątkiem wspomnianym przez wiceministra Wójcika są konkretne rozwiązania legislacyjne inicjowane przez resort sprawiedliwości. Najważniejszym były zmiany w prawie karnym 2019. Nowy kodeks karny to akt prawny tak koszmarny, że nawet prezydent Andrzej Duda zdecydował się skierować go do Trybunału Konstytucyjnego, gdzie siedzi po dziś dzień.

Warto przypomnieć, że resort sprawiedliwości w pewnym momencie chciał pozywać prawników Uniwersytetu Jagiellońskiego, którzy projekt niemalże wdeptali w ziemię.

Wspomniano także o specjalnej komisji do spraw wyjaśniania przypadków pedofilii. Powołanie takiego tworu spowodowała emisja pierwszego filmu braci Sekielskich „Tylko nie mów nikomu„. Nie sposób nie zauważyć, że władze za faktyczne powołanie komisji do życia wzięły się dopiero teraz. Do maja tego roku powołano raptem jednego członka.

Wcześniej w ramach tarczy antykryzysowej przepychano rozwiązanie pozwalające powołać na to stanowisko praktycznie kogo tylko rządzącym przyjdzie do głowy. Bez chociażby posiadania jakiegoś przydatnego wykształcenia czy doświadczenia – za to z ministerialnymi medalami zasługi.

Niepokojąca jest także sugestia wiceministra, że komisja będzie się zajmować sprawami, które uległy przedawnieniu. Jakkolwiek trudno byłoby żałować osób dopuszczających się przestępstw seksualnych na dzieciak, tak kolejny wyłom w kolejnej ważnej zasadzie prawa karnego byłby zmianą mocno niepożądaną.

Miejmy nadzieję, że resort sprawiedliwości wywiąże się z obietnic i będzie działać równie sprawnie co w sprawach politycznych

Ministerstwo sprawiedliwości stara się nas przekonać, że stoi w awangardzie walki z wykorzystywaniem nieletnich i przestępstwami pedofilskimi. Problem w tym, że dotychczasowe osiągnięcia resortu Zbigniewa Ziobry na tym polu są raczej niewielkie. Ktoś złośliwy mógłby stwierdzić, że dotyczy to także chociażby rozliczania rzekomych afer poprzednich rządów. Pamięta ktoś jeszcze o sejmowym audycie rozpoczynającym rządy Zjednoczonej Prawicy?

Kiedy w grę wchodzą obrzydliwe przestępstwa, których ofiarami padają dzieci, łatwo zatracić trzeźwość osądu. W takich sytuacjach bardzo atrakcyjna staje się wizja surowego szeryfa bezwzględnie rozprawiającego się z pedofilskimi układami. Wystarczy tylko dać mu władzę absolutną nad sądownictwem, pozwolić zaostrzać kary do drakońskich poziomów, oraz nie przejmować się takimi niuansami jak „domniemanie niewinności„, „udowodnienie winy” czy „procedury”.

Okazuje się jednak, że film „Nic się nie stało”, mocno niechcący, uderza także w tą wizję. Szeryf wcale nie jest w stanie popisać się deklarowaną skutecznością. Nie pozostaje nic innego, jak uważnie patrzeć prokuratorowi generalnemu na ręce czy tym razem faktycznie wywiąże się ze swoich obietnic. Oby był choć w połowie tak skuteczny jak w przypadku umarzania śledztw politycznych.