Rząd chce ustawą zlikwidować wszystkie długi. Takie właśnie wnioski nasuwają mi się po tym, jak przeczytałem o nowym pomyśle Ministra Morawieckiego, mającym likwidować zatory płatnicze w gospodarce.
W kwestii dłużników, nasz rząd ma równie sprzeczne poglądy co nasze społeczeństwo. Z jednej strony oczywiście długi należy spłacać i to przyzna każdy. Z drugiej strony jeśli to ja mam długi, to ilość usprawiedliwień dla ich niespłacania jest niewyobrażalnie wysoka. Najczęściej zwalamy na innych, czyli słynne „mi też ktoś nie zapłacił”, lub na przejściowe kłopoty finansowe. Często też lubimy tłumaczyć się chorobą swoją, bądź członka rodziny, brakiem pracy, niskimi zarobkami, zapominalstwem czy innymi sytuacjami losowymi. Doszło do tego, że sytuacją losową jest samo zapłacenie długów.
Sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie
Rządzący, najczęściej popierani przez różnego rodzaju media, bardzo lubią pochylać się nad ludzkimi krzywdami. W ten sposób sytuacja prawna wierzyciela i dłużnika jest zupełnie nierówna, a ci pierwsi w dużej mierze są po prostu zdani na łaskę dłużników. Mechanizm jest prosty – dłużników jest zdecydowanie więcej niż wierzycieli, więc punkty wyborcze łatwiej jest ugrać na nich. Na przykład tacy rolnicy to w ogóle mogą spać spokojnie, a żadne długi im niestraszne. Nowy rodzaj umowy najmu w naszym prawie również jest poddawany ogromnej krytyce.
Długi konsumenckie to jedno, ale co z tymi dłużnikami, którzy są przedsiębiorcami i swoimi zachowaniami generują zatory płatnicze? Tutaj nie da się schować głowy w piasek i udawać, że problemu nie ma. Dlatego Minister Morawiecki zapowiedział zmiany, które można streścić w jednym zdaniu – nie płacisz faktur? Zapłacisz wyższy podatek.
Co by nie mówić, obecna sytuacja oszukanego przedsiębiorcy jest nie do pozazdroszczenia. Nie dość, że nie ma już towaru, za który ktoś mu nie zapłacił, to na dodatek musi zapłacić VAT i podatek dochodowy. To sytuacja absurdalna, bo sprowadza się do tego, że trzeba płacić podatki od pieniędzy, których nigdy się nie miało. Jedyny plus jest taki, że po 150 dniach od upływu terminu płatności, przedsiębiorca może domagać się zwrotu VAT.
Minister Morawiecki widzi ten problem, więc proponuje zmianę podejścia
Od teraz to dłużnik ma nieć przekichane, a przynajmniej tak jest szumnie zapowiadane. Zmiany mają polegać na skróceniu powyższego terminu ze 150 do 120 dni. Dodatkowo oszukany przedsiębiorca będzie mógł pomniejszyć podstawę opodatkowania o zapłacony podatek dochodowy od niezapłaconej faktury. Z drugiej strony, niesolidny kontrahent będzie miał obowiązek zwrócić odliczony wcześniej VAT. Niezapłaconej faktury nie będzie mógł również zaliczyć do kosztów uzyskania przychodu. Największa dolegliwość ma polegać na tym, że nieopłacona faktura będzie skutkowała powiększeniem kwoty opodatkowania. Innymi słowy, dłużnik poza tym, że nie uzyska żadnych korzyści z niezapłaconej faktury, dodatkowo będzie musiał zapłacić karny podatek.
Niezapłacona faktura dalej będzie problemem
Dobra zmiana? Według mnie – połowicznie. Oczywiście każda inicjatywa, która ma być batem na dłużników, zasługuje na zdecydowaną pochwałę. Z drugiej strony, oszukany przedsiębiorca dalej nie zobaczy swoich pieniędzy, a to powinno być dla niego najistotniejsze. No i skrócenie terminu ze 150 na 120 dni to żadna rewolucja. Ta by była, gdyby termin zmniejszono o połowę, a może nawet do 30 dni. Na tej sytuacji zyska nikt inny jak Skarb Państwa, który będzie niczym kasyno.
Może dlatego warto zadbać o to, żeby te zaległości likwidować tak szybko, jak tylko się da, a więc pozwalać komornikom robić to, co do nich należy?