Projekt związany z wprowadzeniem Centralnej Informacji Emerytalnej nabiera tempa. Nowy rejestr emerytalny ma tyle samo zwolenników co przeciwników. Rząd nie potrafi przekonać nas, że jego stworzenie naprawdę jest potrzebne. Trudno się dziwić skoro jednym z koronnych argumentów ma być fakt, iż nie trzeba już będzie pamiętać haseł do pozostałych systemów.
Rząd na siłę próbuje pokazać, że CIE jest potrzebne
Na samym początku warto zaznaczyć, że pomysł z wprowadzeniem Centralnej Informacji Emerytalnej wcale nie jest nowy. Pierwsze założenia rejestru pojawiły się już na początku drugiej kadencji rządów Zjednoczonej Prawicy, czyli w listopadzie 2019 roku. Później temat ucichł, jednak w maju wrócił na tapetę w skutek projektu ustawy przedłożonego przez rząd.
Głównym założeniem CIE jest zgromadzenie w jednym miejscu wszystkich danych dotyczących naszych oszczędności emerytalnych. Tym samym system połączy informacje z kilku rozproszonych obecnie źródeł takich jaki PUE ZUS, OFE, KRUS, czy PPK. Ponadto dzięki temu będziemy mogli realnie sprawdzić ile pieniędzy już zgromadziliśmy, co zdaniem rządzących wykształci w nas model oszczędzania, a także zachęci do dłuższej pracy.
Szczególnie te dwa ostatnie powody są dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić, że sprawdzenie stanu zgromadzonych środków wpłynie rewolucyjnie na nasze życiowe plany i podejście. Rząd tłumaczy, że w wielu przypadkach wielkość oszczędności na czas po życiu zawodowym pozostaje jedynie domysłem. Pytanie jednak czy nie wynika to bardziej z braku zainteresowania tematem przez obywateli, a nie niemożnością ustalenia stanu poszczególnych rachunków. To z resztą nie jedyne wątpliwości związane z CIE.
Nowy rejestr emerytalny to więcej wątpliwości niż korzyści
Wiele uwag do projektu ustawy pojawiło się już na etapie konsultacji. Przede wszystkim wskazywano, że założenia są zupełnie nietrafione. Tworzenie kolejnych rejestrów wcale nie zmusi bowiem Polaków do masowego oszczędzania, co pokazał chociażby przykład Pracowniczych Planów Kapitałowych.
Poza tym w wielu elementach nowy rejestr emerytalny będzie podobny do PUE ZUS. Już jego wprowadzenie miało być rewolucją (w pewnym sensie tak było), ale do systemu wciąż jest sporo uwag. Przede wszystkim wiele do życzenia pozostawia jego intuicyjność, a także przestarzałe już rozwiązania. Nie trudno pokusić się o stwierdzenie, że zdecydowanie lepszym pomysłem byłoby zainwestowanie pieniędzy w rozwój już istniejącego rejestru niż tworzenie zupełnie nowego. Zwłaszcza, że rządzący na utworzenie CIE nie zamierzają oszczędzać.
Według szacunków tylko powstanie omawianego rejestru będzie kosztować budżet państwa jednorazowo 35 milionów złotych. Ta kwota być może nie powala, ale gdy zestawimy ją z planowanymi wydatkami na poziomie 20 milionów złotych rok w rok na obsługę CIE, całość robi już wrażenie. I to raczej mało pozytywne.
Kolejną istotną sprawą jest kwestia przetwarzania danych osobowych. Powszechnie wiadomo przecież, że im mniej rejestrów posiadających ważne dla nas informacje, tym lepiej. Wątpliwości w tym zakresie zgłaszał chociażby Rzecznik Praw Obywatelskich Marcin Wiącek. Tworzenie wszelakich baz czy rejestrów w ilości większej niż jest to niezbędne, nie jest zgodne z przepisami RODO. Rząd faktycznie zajął się problemem i obiecał, że dane będą gromadzone tylko dla osób, które wyraźnie to zaakceptują. To na pewno pozytywna informacja, ale nie rozwiązuje istoty problemu.
Czy naprawdę potrzebujemy kolejnych rejestrów?
Tym samym dochodzimy do fundamentalnego pytania czy stworzenie CIE jest naprawdę potrzebne? W moim odczuciu niezbyt. Oczywiście sama idea zgromadzenia wszystkiego w jednym miejscu brzmi fajnie. Poza tym rząd przekonuje, że ze zleconych badań wynika, że 3/4 Polaków chciałoby uniwersalnej platformy emerytalnej. Pytanie jednak czy ich odpowiedź byłaby taka sama gdyby wiedzieli, że tak naprawdę do wszystkiego mają już dostęp.
Problem leży gdzie indziej i jest nim edukacja społeczeństwa, zwłaszcza jego nieco starszej części. Skoro wiele osób nie korzysta z obecnych rejestrów takich jak PUE ZUS, czy indywidualne konta w PPK, to wprowadzenie Centralnej Informacji Emerytalnej niewiele w tej kwestii zmieni. Niestety prawda jest bowiem taka, że mało kto interesuje się tym, w jaki sposób przekazywane przez nich środki trafiają na konta różnych instytucji, i co z tego wynika.
Poza tym górę pieniędzy przeznaczoną na CIE można wydać w lepszy sposób. Zdecydowanie bardziej potrzebne są one obecnie chociażby na dokończenie projektu e-Krew, który miał wesprzeć publiczną służbę krwi. Pierwotnie miał on zostać oddany w maju 2021 roku, teraz mówi się już o grudniu 2023 roku. Wszystko rozbija o nieustannie rosnące koszty. Czy nie lepiej zatem przetransferować środki tam, gdzie są faktycznie potrzebne, niż tworzyć mało przydatną bazę danych? No chyba, że przyjmiemy retorykę rządu i uznamy, że spamiętanie kilku haseł do obecnych rejestrów jest wystarczającym powodem, by wydać wiele milionów złotych na stworzenie kolejnego niedoskonałego narzędzia.