Kocham piłkę nożną, natomiast nigdy nie byłem przesadnym entuzjastą hazardu, pesymistycznie podchodząc do możliwości realnego wzbogacenia się w ten sposób.
Na studiach zacząłem jednak traktować bukmacherów piłkarskich jako swego rodzaju formę „weryfikacji” moich umiejętności i pojmowania piłki nożnej. Nigdy w życiu nie obstawiłem tenisa, hokeja czy siatkówki, o których nie mam pojęcia, natomiast mam taką zasadę, że zawsze na początku Ligi Mistrzów lub dużego turnieju międzynarodowego wpłacam bukmacherowi symboliczne 50 złotych i gram… do końca.
To jest bardzo ważne, żeby to były rozgrywki o największej możliwej wadze, a nie jakiś lokalny puchar, ponieważ tylko wtedy mamy pewność, że drużyny zagrają na maksimum swoich możliwości i można najłatwiej oszacować futbolowy potencjał zespołów, redukując do minimum czynniki pozaboiskowe.
Nie chodzi tutaj o zarobek. Dla mnie gra u bukmachera to przede wszystkim forma sprawdzenia samego siebie i tego jak „dobry” mam nos, chociaż akurat Mundial 2014 był dla mnie jak dotąd najbardziej udanym turniejem, pomimo sędziów mocno faworyzujących Brazylijczyków. Na szczęście Niemcy wprowadzili do meczów gospodarzy pierwiastek obiektywny. A nawet siedem takich pierwiastków.
Jakim jestem graczem? Raczej pozytywista, niż romantyk
Raczej szybko znudziło mi się obstawianie, że 52. minucie meczu David Villa zdobędzie gola na 5-2, choć i w takich aspektach miałem swoje małe sukcesy, którymi uwielbiam zanudzań znajomych. Obecnie przede wszystkim staram się wytypować kto wygra mecz lub cały turniej.
Pamiętam, że jednym z moich największych sukcesów było przewidzenie, że Islandia wyeliminuje Anglię na Euro 2016.
Lata doświadczeń, pewne prawidłowości, kod genetyczny drużyny. Anglicy po prostu musieli to zrobić, a ja najwyraźniej okazałem się jeszcze bardziej sceptyczny wobec synów Albionu, niż nawet fachowi analitycy firm bukmacherskich. Ograłem bukmachera, zrobiłem go wtedy na szaro. I szczerze? Nawet przez moment nie miałem wątpliwości, że stanie na moim, jakkolwiek nieprawdopodobne się to wydawało.
Czy obstawianie wyników spotkań to tylko zabawa? Istnieją całe grupy osób, choć nigdy nie powinno się do tego podchodzić w ten sposób, które traktują bukmacherkę jako swój sposób na życie i głęboko wierzą, że są w stanie przewidzieć wyniki wszystkich wydarzeń sportowych – w sieci można spotkać przypadki i historie osób, które żyją z obstawiania spotkań. Jak sami jednak przyznają: to już dawno przestała być zabawa, to ciężka praca oparta na schematach i mechanizmach. Trochę na ten temat pisaliśmy w naszym poprzednim artykule.
Ja mimo wszystko jestem jednak hobbystą. Chodzi mi więc przede wszystkim o „przekonanie” samego siebie lub rywalizujących ze mną kolegów do tego, kto ma większa intuicję. Nie da się też ukryć, że zakłady podbijają stawkę mniej istotnych spotkań, którymi normalnie pies z kulawą nogą by się nie zainteresował. A tu nagle do samego końca trzymamy kciuki, by Białorusini strzelili bramkę Norwegom. I piłka nożna nagle staje się jeszcze piękniejsza.